rozdział czternasty

478 59 37
                                    

Rozdział czternasty, w którym świat robi się zbyt mroźny.

Dla Doriana to było już drugie stresowanie się pierwszą randką na przestrzeni tygodnia. I nadal nie wierzył, że sprawy potoczyły się w ten sposób. To, że Sinet go lubił w ogóle nie wpasowywało się w ułożoną w jego głowie małą rzeczywistość. Po prostu nie wyobrażał sobie, żeby idealny chłopak z zamożnej rodziny upodobał sobie kogoś... takiego. Dorian uważał się za osobę, która robi wszystko, co trzeba, lecz nic ponadto. Wykonywał swoje zadania, ale nie był nikim, kogo można szczególnie polubić. Dlatego momentami uderzało go przeczucie, że wcale nie powinien ciągnąć tego czegoś, co powstało między nim a Sinetem. Może to było niepotrzebne?

Przestał to roztrząsać w momencie, w którym go zobaczył. Był piękny jak zwykle i rozświetlał całą okolicę swoim uśmiechem.

- Sunny - mruknął pod nosem. Prawdopodobnie nigdy mu nie powie, że nazywał go tak już od drugiej klasy, gdy zaczęli współpracować w samorządzie.

Przywitali się w atmosferze niezręczności. Sinet chciał chwycić Doriana za rękę, ale ten nie przestawał trzymać dłoni w kieszeniach, więc zrezygnował. Zamiast tego złapał go pod ramię, co spowodowało u tego drugiego zaskoczone westchnienie.

Kawiarnia znajdowała się w bocznej uliczce i urządzono ją na parterze jednej z ceglanych kamienic, które ciągnęły się wybudowane bez żadnych odstępów. Już z zewnątrz widać było ciepło oświetlone wnętrze. Kiedy weszli, od razu dotarł do nich zapach kawy i czekolady. Odmarzały im teraz uszy i nosy, skoro nareszcie znaleźli się w pomieszczeniu, więc te części twarzy mieli całe czerwone. Na zewnątrz zaczął padać śnieg akurat kiedy usiedli przy okrągłym stoliku, który oddzielony był jak inne bocznymi ściankami tak, żeby zapewnić gościom odrobinę prywatności. Do siedzenia mieli kanapy z poduszkami i okazały się one niezwykle wygodne.

I były oczywiście koty. Kuliły się w różnych częściach przytulnego pomieszczenia. Miały swoje posłania i zabawki, ale obecnie większość leżała na kanapach lub łasiła się do ludzi, którzy z wielką chęcią je głaskali.

Zamówili gorącą czekoladę i sernik. Dorian chciał wziąć po prostu czarną kawę, ale Sinet przekonał go do wypicia czegoś słodkiego. Powiedział, że kalorie na randkach się nie liczą i co miał zrobić Dorian? Nie uwierzyć mu?

Blondyn właśnie opowiadał o występie, który przygotowywali na Święta na kółku teatralnym, kiedy przyczaił się do niego jeden z kotów. Od razu wziął go na ręce i podrapał po główce.

- Są przeurocze - stwierdził, dalej głaszcząc zwierzaka.

- A... Mogłyby ugryźć? - spytał z obawą brunet.

- No co ty... Kto by zrobił kawiarnię z kotami, które gryzą? Nie ma mowy, pewnie są wytresowane. No co, słodziaku? - zwrócił się do kota, który patrzył na niego wielkimi oczami.

- Och! - wykrzyknął Dorian, kiedy poczuł, że coś ociera się o jego łydkę. Po chwili na kanapę tuż obok niego wskoczył długowłosy kot o jasnej sierści. Patrzył na chłopaka, a chłopak na niego.

- Pogłaskaj go - zachęcił Sunny, kładąc nieświadomie dłoń na jego kolanie. Dorian nie wiedział, czy skupić się na tym niespodziewanym dotyku, czy na kocie, który właśnie na pewno czyhał na jego życie. Wodził oczami w jedną i drugą stronę.

- Jak? Co mam zrobić? - pytał unosząc dłoń do kota. Ten tylko obserwował go uważnie.

- Po główce. No dotknij go - instruował Sunny.

Dorian ostrożnie zbliżył rękę, a wtedy kot wydłużył się, żeby sięgnąć jego dłoni.

- Boże! - Podskoczył i rzucił się w stronę Sineta, który zaczął po cichu chichotać.

- Patrz - polecił, nachylając się nad nim, by pogłaskać kota po drugiej stronie. Zwierzak był wyraźnie zdezorientowany całym zamieszaniem, ale ostatecznie liczyły się dla niego tylko pieszczoty.

Dorian zamiast na kota, zapatrzył się na profil chłopaka znajdującego się tuż przed nim. W ogóle o tym nie myśląc przejechał palcami po miękkich włosach. Ciemne oczy natychmiast go odnalazły i zdał sobie sprawę, co właśnie zrobił.

- Ja... - Wcisnął się w oparcie jak tylko mógł najdalej. - Pomyliło mi się. - Próbował zakryć dłonią rumieniec oblewający jego twarz. Dawno nie zrobił czegoś tak lekkomyślnego, choć akurat przy Sinecie zdarzało mu się to nadzwyczaj często.

- Ja chcę jeszcze raz! - Jego oczy iskrzyły tysiącami maleńkich gwiazdek. A kiedy nie otrzymał żadnej reakcji, po prostu położył głowę na ramieniu swojego towarzysza nie przestając się uśmiechać.

Po ponad dwóch godzinach wciąż tam siedzieli otoczeni puszystymi kulkami pchającymi im się na kolana. Sinet był już gotów wyjść, ale Dorian wcisnął się w kąt, a na jego kolana wdrapały się dwa kotki mruczące przyjaźnie, gdy drapał je ostrożnie po szyi. Blondyn nie miał serca mu przerywać, ponieważ tamten dopiero co przyzwyczaił się do futrzaków, a poza tym bardzo przyjemnie mu się go obserwowało. Z myślą, że taka okazja może się już nie nadarzyć sfotografował tę scenę po kryjomu.

- Zrobiłeś zdjęcie? - Dori spojrzał na niego jak wyrwany ze snu. Kosmyki włosów na jego czole pozaczepiały się jeden o drugi i znów widać było jego brwi uniesione lekko ponad jasnymi, zagubionymi oczami.

- Nie. Sprawdziłem tylko godzinę - opowiedział płynnie. - Właściwie powinienem już wracać.

Zebrali się żegnając ze smutkiem zwierzaki i wyszli do chłodnego zewnętrznego świata ozdobionego świątecznymi lampkami. Zaczynało się ściemniać i światła otaczały ich urokliwym migotaniem pośród wciąż spadającego śniegu.

- Ale pięknie... - wyszeptał Dorian z głową uniesioną ku górze.

Wodził oczami po całej okolicy, a w tych oczach odbijały się wszystkie światła. Sinet nie mógł oderwać wzroku od jego zafascynowanej twarzy. Nie pierwszy raz widział go takiego - bez maski z powagi i obojętności, ale za każdym razem czuł się, jakby ta wyjątkowa chwila mogła już nigdy nie wrócić. Dlatego cenił sobie ją po cichu i zapisywał w głowie, żeby na pewno nigdy nie zapomnieć tego wyrazu twarzy i tego spokoju w oczach, i uczucia, które tliło się w nim coraz mocniej, gdy go takiego widział. Chciał podarować mu gwiazdy. Chciał zabrać go do domu. Chciał trzymać jego twarz i pocałować usta. Ale to wszystko wydawało się niezwykle odległe, bo teraz tylko stał obok i patrzył, poświęcając się temu zajęciu całkowicie. Miał wrażenie, że jeśli przekroczyłby pewną granicę, cały ten obrazek rozsypałby się w kawałki, a Dori jakiego znał nie zechciałby już dłużej pokazywać mu tych części siebie. Nawet Sinet wiedział, jaki jest teraz bezbronny.

- Sinet?! Co ty tutaj robisz? - usłyszeli ostry głos, który z powrotem ściągnął ich na ziemię.

- Tato... Mówiłem, że wychodzę - tłumaczył się, kiedy mężczyzna podchodził bliżej.

- Ale nie powiedziałeś, że z... - Zrobił przerwę, rzucając Dorianowi nieprzychylne spojrzenie. - Z nim - dokończył.

- Co za różnica z kim? Nie mogę się z nikim spotykać? Miałem wyjść sam? - Jego głos coraz bardziej drżał trafiając w wyższe tony.

- Nie o to chodzi, Sinet. - Położył nacisk na jego imię. Już nie brzmiało tak lekko i przyjemnie. Już nie kryło się w nim żadne „Sunny". - Gdybyś był w stanie utrzymywać znajomości i jednocześnie radzić sobie w szkole, nie byłoby tematu. Ale odkąd spotykasz się z tym chłopakiem, pogorszyły się twoje oceny. Omijasz lekcje. Wiem też, że wycofałeś się z olimpiady matematycznej, nie myśl, że to są sprawy, które możesz ukryć.

Sinet stał tam z oczami wlepionymi w szary, wydeptany śnieg pod własnymi butami. Zdawało mu się, że przestrzeń, która go otacza jest ogromna, a mroźne powietrze wdziera się do jego ciała zajmując całe miejsce w opustoszałym sercu. Nawet Dorian stojący z nim ramię w ramię zdawał się odległy, zaś ciepła dłoń czekająca na tę jego - nieosiągalna.

- Idziemy do domu - zarządził ojciec, wbijając boleśnie palce w ramię syna.

- Tato, proszę, przecież nie robię nic złego, ja... - Jego słowa nie docierały do mężczyzny, który wpatrywał się stalowym wzrokiem w jakiś punkt daleko za nimi.

Pociągnął syna za sobą, a ten zdążył jedynie musnąć palcami wierzch dłoni Doriana, zanim zostawił go samego.  

Słońce jest jedną z gwiazd | BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz