rozdział dwudziesty siódmy

469 52 15
                                    

Rozdział dwudziesty siódmy, w którym obaj spadają na ziemię.

Styczeń zaczął się bez śniegu. Ulice były szare i oświetlone słabym światłem słońca, do którego przechodnie tęsknie wystawiali twarze ze zmrużonymi oczami. W ich głowach tliły się nowe nowe nadzieje na nadchodzący rok, choć nie wszyscy jeszcze potrafili wierzyć. Niektórzy spuszczali głowy, jakby tak im ciążyły, że nie mogli ich unieść.

Dorian sam się zdumiał, że tego dnia należał do tej pierwszej grupy. Nawet się uśmiechał, kiedy wchodził do klasy i witał się z kolegami. A pośród całego tego klasowego tłumku stał Sinet. Od razu rzucił mu się w oczy. A może to jego obecność była tak głośna, że nie potrafiłby jej zignorować nawet gdyby chciał. Powtarzał sobie w głowie „zachowuj się naturalnie", ale z każdym krokiem naprzód coraz mocniej biło mu serce. Wystarczyło powiedzieć cześć, chwilę tam postać i siąść przy ławce. Wdech i wydech. Uśmiech.

- Hej.

- Cześć, Dori! - Sinet od razu się odezwał bardzo podekscytowany. I już nie było nikogo, kto by na nich nie patrzył z podejrzliwością.

- Cześć, Sunny - odpowiedział i po sekundzie uświadomił sobie, co właśnie opuściło jego usta. - Sinet - poprawił się, ale nie mogło to powstrzymać zdumionych westchnięć wokół nich.

„Zachowuj się naturalnie". Nieźle mu wyszło.

Nie patrzył na znajomych, ale wiedział, że najpierw gapią się na ich dwójkę, a potem po sobie ze zdziwionymi uśmiechami. Nie było mu z tym szczególnie źle, ale wywoływało pewien dyskomfort. Zwykle unikał znajdowania się w centrum uwagi.

- Zrobiliście zadanie na polski? To była cała rozprawka, jak można zadać coś na Święta? - odezwał się Sinet i rozmowa powoli wróciła na swoje dawne tory.

Dorian niepostrzeżenie opuścił krąg i zajął miejsce w swojej ławce. Przyglądał się swojemu chłopakowi z odległości. Nie chciał tu walczyć o jego atencję. Obawiał się, że by jej nie zdobył.

Na lekcji czuł na sobie jego spojrzenia, ale usiłował skupić się na zagadnieniu, które omawiali. Wiedział, że jeśli znów zostanie z tyłu z materiałem, to nic go nie uratuje. Zaraz po dzwonku Sinet pojawił się przed nim jakby znikąd. Szybko podsunął sobie krzesło i oparł się łokciami na jego ławce.

- I jak tam?

- No... Okej. - Wzruszył ramionami. Nie cierpiał tego pytania.

- Przeszkadza ci, że wszyscy wiedzą? - zniżył głos.

Dorian spojrzał na niego nerwowo.

- A wiedzą?

- Nie wiem. Mogą się domyślać - westchnął. - Ale chciałbyś się kryć? Przecież nikt nie jest wredny.

- Po prostu dziwnie się czuję. Ale lepiej nie róbmy nic publicznie - dodał z obawą, jakby spodziewał się krytyki.

- W porządku - zgodził się. Po chwili schował jedną rękę pod blat stolika. Posłał Dorianowi znaczące spojrzenie, szturchając go palcami w kolano. - Daj rękę. Nikt nie zobaczy - polecił mu cicho, a tamten niepewnie odnalazł jego dłoń pod stołem i ją złapał. Otrzymał mały uśmiech. Taki prywatny, kierowany już nie do całego świata, a wyłącznie do niego.

*

Z kolejnymi dniami wszystkie ich uczucia i chwile rozpływały się w kałuży uciążliwej szkolnej rutyny. Sinet sobie przypomniał, że czekają na niego kolejne etapy konkursu z hiszpańskiego. Lubił ten język, ale był czymś dodatkowym i kiedy musiał uczyć się go na siłę dla zdobycia jakiejś nagrody, której nie chciał, łatwo się zniechęcał. Bo tak naprawdę cała sprawa z hiszpańskim zaczęła się przez ojca. To on zapisał go na lekcje pozaszkolne, a potem nalegał, by Sinet uczył się tego języka samodzielnie, ponieważ wielojęzyczność otworzy na niego więcej możliwości i tak dalej. Ostatnio łapał się na tym okropnym uczuciu, że wszystkie rzeczy, które kiedyś lubił, powoli stają się dla niego nieprzyjemnym obowiązkiem. Pamiętał, jaką radość miał w podstawówce z rozwiązywania trudnych matematycznych zadań. Teraz tylko siedział nad nimi wieczorami ze znużeniem i czekał aż się skończą. Nie uczył się już dla siebie, tylko dla ocen. Czyli dla ojca. Doszli wcześniej do jako takiego porozumienia, ale w dalszym ciągu nie mógł go zawieść. Ale może to nie w jego tacie tkwił problem? Może on sam nie mógł sobie odpuścić. Tak się rozpędził, że nie potrafił się zatrzymać.

Słońce jest jedną z gwiazd | BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz