rozdział dziewiętnasty

441 61 14
                                    

Rozdział dziewiętnasty, w którym jest bardzo zimno.

W poniedziałek nastąpiło gwałtowne ochłodzenie. Już wcześniej padał śnieg, ale teraz wszystko zamarzło i autobusy miały opóźnienia, a przechodnie ślizgali się na oblodzonych chodnikach. Dorian czuł ten mróz przeszywający go aż do kości. Nawet po wejściu do szkoły nie potrafił się rozgrzać, więc nie zdejmował szalika.

Tydzień tuż przed świętami to były dni pełne pisania ostatnich kartkówek, poprawiania ocen, przygotowań do występów na uroczystość i wybiegania myślami do nadchodzącego wolnego. Każdego pochłaniały przeróżne czynności i każdy miał coś do roboty.

Dorian zajmował się organizacją Wigilii klasowej i ozdabianiem sali. Mijały terminy oddawania dodatkowych prac, których chłopak nie zdążył skończyć, a które planował wykonać. I w ten sposób nie zdołał poprawić tej trói z biologii ani wyciągnąć upragnionej piątki z angielskiego, mimo że wiedział, że mógłby to zrobić z odrobiną motywacji. Za to w głowie miał totalną miazgę - nieskładne myśli pomiędzy ogromną ilością śmieci. To bariera, która powstrzymywała go od tworzenia logicznych związków. Coś takiego stało się z jego umysłem, że większość czynności wykonywał mechanicznie, a każde zaangażowanie mózgu do myślenia wiązało się z minutowym gapieniem się w przestrzeń. Chłopak uznał się za kompletnie bezużytecznego w takim stanie, ale jak tylko przetrwa jeszcze parę dni, to będzie miał szansę odpocząć. Tylko czy to mu pomoże? Czy potem cała zabawa nie zacznie się od nowa? Nie mógł już trzymać się myśli, że trudniejszy okres minie i będzie lepiej, bo nie miał na co czekać. Nie widział w swojej przyszłości niczego konkretnego. Tylko ściana, z którą nieustannie się zderzał. Odgradzała go od szczęścia. A co zabawniejsze, sam ją sobie postawił. Nie pozwalał sobie na nic ponad zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb. Na resztę nie zasługiwał. I przypominał sobie to teraz, gdy z Sinetem tylko mijali się na korytarzu i rzucali sobie niepewne „cześć" albo „załatwiłeś to?". Od samego początku znajomość z Sunnym była dla niego nieosiągalna. I nie powinien był robić sobie nadziei, że będzie dla niego wystarczający.

Nie powinien był. Nie powinien. Nie powinien.

Odbicie w lustrze nie różniło się wiele od tego, co zwykle widział. Miał może tylko bledszą skórę. I pryszcze na jego brodzie były bardziej widoczne. I policzki się zapadały.

Zdawało mu się, że wszystko, do czego doszło przez ostatnie miesiące, było tylko snem, z którego właśnie się obudził. A rzeczywistość okazała się brzydka. Tak jak on.

To dziwne, jak z bliskich przyjaciół stali się nagle dla siebie obcymi. A nic nawet między nimi nie zaszło. Nic namacalnego, nic co dało się opisać. Stali się nagle odrębnymi indywiduami, które spoglądając na siebie z daleka miały wspólne myśli.

- Jadłeś coś?

Powoli odwrócił głowę do Hany opierającej się obok niego o ścianę.

- Tak - odpowiedział odruchowo, ale kiedy dziewczyna nie przestawała mu się przyglądać, poprawił się: - Dziś chyba nie.

- Nie miałeś czasu, zapomniałeś, czy się torturujesz? - Posłała mu ostre spojrzenie, ale wiedział, że kryje się pod nim troska. - Cierpiąc niczego nie osiągniesz. I nie jesteś przez to fajny. Kiedy życie robi się trudne, dbamy o siebie, a nie dobijamy się bardziej, okej? - Szturchnęła go lekko butem. - Przyniosłam ci mandarynkę. - Pokazała mu owoc i zaczęła go obierać. Podała mu połowę. - Masz.

Zjadł swoją część i zdał sobie sprawę, jaki był głodny. Hana widząc jego minę, oddała mu też drugą połowę.

- Sinet już się o ciebie nie troszczy? - zapytała, nie patrząc na niego. Musiała wyczuć, że coś jest nie tak.

Słońce jest jedną z gwiazd | BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz