rozdział siedemnasty

495 66 5
                                    

Rozdział siedemnasty, w którym Sinet zostaje sam.

Noc była przeraźliwie zimna i ciemna. Po Sineta przyjechała taksówka, do której wsiadł nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Wszystkie czynności wykonywał automatycznie, odkąd Dorian kazał mu iść do domu.

Przez chwilę, przez ciągnący się w wieczność moment myślał, że już był w domu. Że czas spędzony z Dorianem był mu bliższy niż cokolwiek miał w budynku, w którym mieszkał ze swoim ojcem. Jednak to wyobrażenie rozbiło się na kawałki i pozostało za nim na spękanym chodniku.

Nie cierpiał teraz dlatego, że Dorian coś powiedział lub czegoś nie powiedział. Jego słowa nawet nie miały tak wielkiego znaczenia, przecież sam postanowił już, że musi wrócić. I może wróciłby nawet po usłyszeniu, że ma zostać. Chciał tylko to usłyszeć. Chciał mieć pewność, że ma miejsce, które zawsze będzie dla niego i osobę, która zawsze go przygarnie. Tak naprawdę uwierzył w to z całego serca, dlatego odważył się prosić o wypowiedzenie tego jednego słowa na głos.

Szedł nerwowym krokiem do drzwi. Z początku nie umiał trafić kluczem w zamek, bo trzęsła mu się ręką - nie wiedział, czy powodem był chłód czy strach. Nie mógł przewidzieć, co zastanie za ciężkimi drzwiami. Czy ojciec już spał, czy dalej na niego czekał? Podniesie głos czy będzie wypowiadał słowa stalowym tonem tnącym jak brzytwa?

Nawet jeśli miałby skończyć na podłodze płacząc, w tym momencie nie było lepszej opcji niż przekroczenie progu. Przecież nie miał już dokąd wracać.

- Sinet? - rozległo się w pustym korytarzu. Głos zdecydowanie należał do ojca, lecz nie brzmiał jak nic, czego Sinet się spodziewał. Dźwięk był wysoki i niepewny. Zbliżały się do niego pospieszne kroki, a on stał sztywno, obawiając się poruszyć. Nie ściągnął jeszcze ani kurtki, ani butów.

- Sinet, wróciłeś? - powtórzył tata. Ujrzał go, gdy w holu zapaliło się światło. Widział po jego zmarszczonym czole, że był zmartwiony. - Miałeś wrócić dwie godziny temu - powiedział spokojnie, jakby go o tym informował. Brak pretensji i złości w głosie sprawił, że Sinet zaczął niespokojnie przestępować z nogi na nogę. Dlaczego nie krzyczał?

- Przepraszam. - Spuścił głowę i zacisnął wargi. - Zasnąłem i jak się obudziłem, było już po pierwszej.

- U kogo byłeś? U tego chłopaka? - Słowa zabrzmiały ostrzej.

- Tato... Możesz choć raz mnie posłuchać? - Podniósł na niego znużone spojrzenie. W świetle dnia nie odważyłby się sprzeciwić lub powiedzieć cokolwiek, co mogło nie spodobać się jego ojcu. Ale była noc, a on był zmęczony i samotny. Uczucia latami upychane w jego zbyt małym ciele powoli wylewały się jak z przepełnionego naczynia. Wypukły menisk nareszcie pękł.

- Porozmawiamy jutro - rzekł, odwracając się od niego, by zniknąć, ale Sinet mu na to nie pozwolił.

- Teraz. To ważne.

Ojciec posłał mu przenikliwe spojrzenie, ale ostatecznie skinął głową. Sinet ściągnął wierzchnie nakrycie i podążył za nim do salonu, gdzie paliła się pojedyncza stojąca lampka, a na stoliku leżała książka, telefon i szklanka z wodą. Widocznie na niego czekał.

Usiedli.

- Co mi chcesz powiedzieć?

Teraz, kiedy tata naprawdę słuchał, Sinet nie wiedział, jak zacząć. Tyle razy układał te słowa w głowie, ale nagle wszystkie wydały się nieodpowiednie. Cisza przeciągała się, zalegając pomiędzy nimi w powietrzu.

- Chodzi o to, że jesteście parą?

Oczy chłopaka wyszły na wierzch. Ojciec nie wydawał się tym szczególnie poruszony. Sięgnął po szklankę wody i pociągnął z niej długi łyk.

- Zauważyłem - ciągnął, krzywiąc przy tym wargi. - Nie powiem, że jestem zadowolony, ale widzę, że nie dam rady was rozdzielić. Jeśli podniesiesz swoje oceny i zaczniesz się bardziej starać, nie będę się wtrącał - oznajmił.

- Właśnie o to chodzi - podjął zrozpaczony. - Za każdym razem muszę zacząć się lepiej uczyć. Zacząć się starać... - Zrobił przerwę na oddech, a te sekundy wydały mu się wyjątkowo długie. - Nie myślisz, że już się staram? Że już robię, co mogę, żeby cię zadowolić? Ale ty od nowa i od nowa powtarzasz mi, że to za mało, że nie jestem wystarczający i szczerze nie mam pojęcia, kiedy w końcu będziesz ze mnie dumny. - Nie patrzył już na ojca, nie zniósłby tego. Złożył dłonie i podwinął palce u nóg, jakby to mogło uczynić go wystarczająco małym, by nie był widoczny.

- Jestem z ciebie dumny...

- Naprawdę? To dlaczego bez końca mi powtarzasz, że muszę być lepszy?! - wybuchnął. - Dlaczego zachowujesz się, jakby jedyne, co było w życiu ważne, to nauka i praca, i kariera, i te wszystkie głupoty, które sprawiają, że się duszę!

Jego tata zamilkł, nie mając już na to gotowej odpowiedzi. Chwilę wpatrywał się w jakiś punkt na przeciwległej ścianie.

- Wiesz, co się stało z twoim wujkiem...? - Powoli przeniósł spojrzenie na syna, a ten już doskonale wiedział, co to za historia.

- Wiem! I może wolałbym skończyć tak jak on, niż umrzeć z samotności z tobą!

Po tym wyszedł z salonu i popędził do swojego pokoju, bo wiedział, że te słowa były najgorszym, co mógł wykrzyczeć ojcu w twarz.

*

Tej nocy nie spał. Tylko przewracał się z boku na bok przeklinając łóżko za to, że jest takie duże. Dochodziła już czwarta, kiedy wykończony zapalił lampkę i podszedł do szafy. Wyciągnął z niej małe zawiniątko. Rozłożył je, sunąc wzrokiem po zagięciach powstałych na materiale.

Dalej jej nie wyprał.

Kiedy tamtego wrześniowego dnia przyszedł w niej do domu, od razu ją ściągnął i przerzucił przez oparcie krzesła. Miał w zamiarze ją wyprać i prędko oddać, ale za każdym razem zapominał zanieść jej do pralki i tak koszulka wisiała do dnia, w którym spotkał Doriana w centrum handlowym. Wtedy zdecydował, że nie oddał jej przez tak długi czas, że niespodziewane zrobienie tego byłoby tylko dziwniejsze. Wcisnął ją na dno szafy, zostawiając pomyślenie, co z nią zrobić na później. Nie chciał jej tak od razu wyrzucać, skoro uprzednio do kogoś należała.

Podniósł ją do twarzy. Dalej nasiąknięta była tym samym zapachem. Parę miesięcy temu zdawał mu się on po prostu obcy, ale teraz... O Boże, pachniało jak dom. Zakręciło mu się w głowie, być może ze zmęczenia, być może od wspomnień i uczuć, które nierozłącznie skleiły się w jego głowie z tą właśnie wonią fiołków i miodu.

Opadł na łóżko, nie mając już siły nawet stać. Wyłączył światło. Po paru godzinach cała jego rozpacz wyschła doszczętnie. Mokre łzy wsiąknęły w poduszkę, szloch pochłonęły ściany, a on został tak - opustoszały, lecz spokojny, pogodzony ze wszystkim, co się zdarzyło.

Wciąż ściskał w dłoniach koszulkę. Czekał jeszcze chwilę, jakby się namyślał, ale w jego głowie pozostała jedynie pustka. Tylko patrzył w ciemność i czekał. I w końcu ściągnął górną część swojego ubrania i naciągnął na siebie za dużą, pogniecioną i używaną koszulkę, która była wygodniejsza niż jakiekolwiek jego ubranie i milsza niż wszystkie jego drogie koce i poduszki. Przytuliła go bezpieczeństwem i kołysała ukojeniem.

Nareszcie zasnął. 

Słońce jest jedną z gwiazd | BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz