rozdział dwudziesty pierwszy

451 64 11
                                    

Rozdział dwudziesty pierwszy, w którym lód topnieje.

Śnieg utrzymał się do pierwszego dnia Świąt, ale potem nie zniósł podwyższającej się temperatury. Trawniki deptane zamieniały się w błoto, a po ulicach spływała miękka, lodowata papka. Wszystko szarzało i nabierało cieplejszych kolorów.

Przez ten czas, mimo że nie mogli się widzieć, Sinet i Dorian wysyłali sobie wiadomości. Nie rozmawiali o niczym szczególnym, tylko „przyjeżdża do Ciebie rodzina?", „Moja mama prawie udusiła się pierogiem" i „Dostałem malachitowy pierścionek".

Dorian zamiast odpocząć w te Święta, tylko bardziej się zmęczył. Jego tata lubił przygotowywać wszystkie potrawy w domu i potrzebował pomocy. Syn oczywiście nie śmiał odmówić, nawet jeśli obiecał już mamie, że zajmie się myciem okien i podłóg. Jego siostry, Jagoda i Melisa, odmawiały współpracy, twierdząc, że są bardzo zajęte przygotowywaniem prezentów i w ten sposób ponownie wszystko spadło na najstarszego z rodzeństwa. Miał już świadomość, że powinien po prostu odmówić i dać sobie chwilę wolnego, ale wykonanie tego w rzeczywistości za każdym razem mu umykało.

Ani się obejrzał, a już nadszedł dwudziesty siódmy grudnia. Sinet pisał mu wcześniej, że w ten dzień wróci już do domu od babci, więc będą mogli się spotkać. Trochę żałował, że jednak nie zaproponował swojego domu, bo u Sineta na pewno będzie podwójnie zestresowany. Właściwie nie miał pojęcia, czego oczekiwać. Spotykali się jako przyjaciele, czy Sunny myślał o czymś innym? Dorian trochę wstydził się swoich myśli, które wybiegały już znacznie naprzód, ale szczerze, już dawno pragnął po prostu odpuścić sobie te podchody i powiedzieć chłopakowi, że się w nim zakochał. Jednak z tą sprawą było tak samo jak z każdą inną, w której musiał zabrać głos i powiedzieć, co czuje - nie potrafił się do tego wziąć

Starał się kierować swoje myśli w pozytywną stronę, bo wiedział, że Sinetowi też zależy i że nawet go lubi, ale miał tę uciążliwą tendencję do wyobrażania sobie najgorszych scenariuszy. Przecież tyle rzeczy mogło pójść nie po jego myśli.

Kiedy w końcu dotarł pod jego dom, zdawało mu się, że jego serce wybuchnie z powodu pompowania zbyt dużej ilości krwi w zbyt krótkim czasie. I fakt, że otworzył mu ojciec Sineta, wcale nie polepszył sprawy.

- Dzień dobry.

Mężczyzna w porównaniu do niego był straszliwie wysoki, nawet wyższy od swojego syna. Miał też szerokie barki i nieodgadniony wyraz twarzy. Chłopak był pewien, że zaraz zostanie wyrzucony na ulicę, pomimo że nawet nie wszedł do środka.

- Wejdź - powiedział przybyłemu, odsuwając się z przejścia. - Sinet, gdzie jesteś? Twój chłopak przyszedł.

Dorian znieruchomiał i wpatrywał się dobrą chwilę w mężczyznę. Jak on go nazwał? Przesłyszało mu się?

- Idę! - usłyszał wołanie z głębi domu i już po chwili zobaczył swojego Sunny'ego. - Cześć. - Pomachał mu z uśmiechem.

- Hej. - Zabrzmiał mniej pewnie niż by chciał.

Poszli do pokoju Sineta, po drodze zabierając z kuchni picie i całą miskę pierników, które jeszcze zostały.

Pokój blondyna znów był przytulny i urokliwy. Dorian stwierdzał, że to jedno z jego ulubionych miejsc. Zawsze paliły się tu jakieś małe kolorowe lampki, a dziś nawet trzy dodatkowe świeczki na małym stoliku. Od razu przestał się denerwować i ogarnął go spokój. Usiadł na krawędzi łóżka, rozglądając się po udekorowanej przestrzeni.

- Pokażę ci, co dostałem - ekscytował się Sinet. Zaczął opowiadać o książce, którą czytał wiele razy, ale nie potrafił zdobyć wydania, które najbardziej mu się podobało i w końcu je dostał. Oczy błyszczały mu jak dwie gwiazdki, kiedy zachęcał swojego słuchacza do dotknięcia twardej okładki z wypukłymi elementami i pięknymi metalowymi wykończeniami rogów. Dorian ledwo nadążał za chaotycznym skrótem fabuły, który został mu przedstawiony.

- Chyba mówię za dużo, co? - zaśmiał się niezręcznie, odkładając książkę na bok.

- Możesz mówić. Ja i tak nie mam nic do powiedzenia. - Wzruszył ramionami.

- A... jak minęły ci Święta? Rodzina cię nie zmęczyła? - zapytał i położył się na boku. Brunet dalej siedział zgarbiony na brzegu materaca.

- Lubię Święta, tylko jest przy tym dużo pracy, więc... - Spojrzał w sufit, szukając odpowiednich słów. - Trochę się zmęczyłem - skończył niepewnie, jakby wstydził się do tego przyznawać.

Sinet podniósł się i usiadł tuż za jego plecami. Oparł koniuszki palców w okolicy jego łopatek i nachylił się, żeby szepnąć mu do ucha:

- Zrobię ci masaż.

- Ach! Nie trzeba! - Odwrócił się gwałtownie i zderzyli się czubkami nosów. Patrzył w te oczy, których zwykle unikał, a które teraz znajdowały się w odległości kilku centymetrów.

- Po prostu się połóż. Obiecuję, że będzie miło - dodał jeszcze, zanim pociągnął go delikatnie na materac, a tamten oczywiście nie mógł mu się oprzeć. Cokolwiek Sunny chciał zrobić, prawdopodobnie i tak by mu na to pozwolił.

Czuł jak tamten siada na tyle jego ud i kładzie dłonie na lędźwiach. Przeszedł go przyjemny dreszcz, choć wciąż nie potrafił się rozluźnić.

Jego palce powoli wędrowały wzdłuż kręgosłupa, nie napierając zbyt mocno na mięśnie. Na razie tylko zataczał nimi kółka i za każdym razem gdy zbliżał się do boku brzucha, Dorian czuł łaskotanie. Uśmiechał się, kryjąc twarz w ramionach, na których opierał głowę.

- Moja ciocia jest fizjoterapeutką. Pokazała mi, jak to robić - wyjaśnił, nie przestając poruszać dłońmi. - Na początku chodzi o to, żeby się rozluźnić i przyzwyczaić do dotyku. A później można pracować na mięśniach. - Oparł się rękami po dwóch stronach kręgosłupa między łopatkami. Zaczął powoli rozmasowywać to miejsce, a potem płynnymi, niespiesznymi ruchami szedł wyżej, w stronę szyi i barków. Dorian czuł jak jego pospinane mięśnie pleców się rozluźniają i w tym samym czasie jego ciało wypełniało przyjemne ciepło, zupełnie jakby ktoś wlewał do jego brzucha ciepłą wodę, która płynęła naczynkami do reszty miejsc w jego ciele. Siłą powstrzymywał się, żeby nie mruczeć - czuł się teraz tak cudownie. I wolał nie roztrząsać w tym momencie kwestii, kto go dotyka, bo chyba by zwariował z samej tej świadomości.

- Jest ci dobrze? - usłyszał pytanie zadane niższym głosem niż się spodziewał i natychmiast oblał się rumieńcem. Nie mógł nic poradzić na to, że brzmiało to dla niego niezwykle dwuznacznie. Szczególnie biorąc pod uwagę całą otoczkę jego nadziei i pragnień, o których bał się nawet jasno myśleć.

- Mhm, dzięki - potwierdził, a jego głos był przytłumiony przez to, że chował twarz w ramionach. Poruszył się w końcu, dając w ten sposób znak, że wystarczy mu masażu, a Sinet z niego zszedł i usiadł skrzyżnie obok.

Dorian dotykał dłońmi swoich policzków, zdając sobie sprawę z ich czerwoności już po samej temperaturze. Podnosząc się do siadu trzymał głowę opuszczoną, jednak niczego nie był w stanie w ten sposób ukryć.

- Nie ma czym się stresować - powiedział mu Sunny, śmiejąc się cicho.

- Boże - jęknął, panikując w sobie jeszcze bardziej. Nie mógł już dłużej wytrzymać tak intensywnej obecności Sineta. Zszedł z łóżka i usiadł na podłodze, opierając się plecami o ramę łóżka. Tu przynajmniej nie pozostawał aż tak na widoku. Jego plan jednak nie był tak idealny, ponieważ blondyn od razu dołączył do niego. Ale tu było jakoś bezpieczniej, zupełnie jakby kryli się w tym kącie przed światem. Nie mogli się ukryć tylko przed sobą.

Słońce jest jedną z gwiazd | BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz