- Lubie, gdy trzymasz mnie za rękę, ale czy mogłabyś nie wbijać paznokci? - zażartowała, gdy staliśmy pod drzwiami. Spuściłam wzrok na nasze splecione dłonie, wbijając je mocniej.
- Rosa. - upomniał mnie, wciskając dzwonek. Wzięłam głęboki wdech z przerażeniem unosząc głowe na powoli otwierające się drzwi. Serce dosłownie mi łomotało, a z twarzy odpłynęła krew.
Przed nami stanęła blondwłosa kobieta ubrana w schludną białą koszulę, długą czarną spódnice i płaskie buty. Powitała nas uprzejmym uśmiechem wskazując w głąb. Weszliśmy do środka, a mi zabrakło języka. Ogromna przestrzeń, zabytkowe meble i majestatyczne dekoracje przyprawiły o prawdziwy zawrót głowy. Zrobiło mi się słabo.
- Powiedz mojej matce, że już jesteśmy. - zwrócił się do pokojówki, a ona posłusznie kiwnęła głową znikając w tym zabytkowym labiryncie korytarzy.
- Dlaczego milczy? To przeze mnie? - zapytałam, gdy zostaliśmy sami.
- Jej ojciec znęcał się nad nią od najmłodszych lat, a pewnego dnia w przypływie szału obciął jej język. Matka zawiozła ją do szpitala, a oni zawiadomili opiekę społeczną. - zawiesił spojrzenie uważnie obserwując moją reakcje.
- Ile miała lat? - zmarszczyłam brwi, czując jak żółć podchodzi mi do gardła. To obrzydliwe. Jak można skrzywdzić własne dziecko i to w taki sposób.
- Dwanaście. Notorycznie pił, a jej matka nie była w stanie należycie się nią zająć. To ją przerosło, przez co dała mu przyzwolenie na dręczenie ich jedynego dziecka.
- Co było potem?
- Po wyzdrowieniu przenieśli ją do sierocińca, w którym poznała moją matkę.
- Twoja matka odwiedzała sierociniec? Po co? - uniosłam głowę, przyglądając mu z nie ukrywanym zaciekawieniem.
- Jest zaangażowana w wiele akcji charytatywnych. Finansuje rozwoje projekty, leczenie i porzucone dzieciaki. Pomaga znaleźć im nowe rodziny i daje szanse na powrót do normalnego życia.
- Czyli ją zaadoptowała?
- Prawnie nic je nie łączy. Moja matka poczekała, aż Wiera ukończy osiemnaście lat, a potem przyjęła ją pod swój dach. Nie tylko tu pracuje, ale i mieszka. Dotrzymuje jej towarzystwa.
- Musi łączyć je silna więź.
- Po śmierci ojca to ona stała się jej lekarstwem. Uwielbia spędzać z nią czas i zagadywać.
- Widzisz ten obraz? - wskazał palcem na płótno obite masywną drewnianą ramą. Delikatnie pokiwałam głową wpatrując się w masywny pokryty gęstymi liśćmi dąb, za którym stał niezidentyfikowana spowita w cień postać. - To jej
- Ona to namalowała?
- Tak, gdy maluje przesiaduje z moją matką w ogrodzie.
Wyplątałam się z jego uścisku podchodząc bliżej. Opuszkami palców przejechałam po szklanej powłoce zabezpieczającej płótno. - Piękny. - mruknęłam oczarowana.
- Wiera ma w sobie prawdziwy talent, a mnie raduje gdy więcej osób może go poznać. Ciesze, że ci się podoba. - miękki głos jego matki rozniósł się za moimi plecami, a stukot szpilek uświadomił, że dzielni nas coraz mniejsza odległość. Gwałtownie odwróciłam się w jej stronę, wyszczerzając oczy. Znowu się zestresowałam.
- Nazywam się Elena Lazarov. Miło mi cię poznać. - wyciągnęła na przywitanie dłoń, która zakończona była długimi paznokciami pomalowanymi w kolorze butelkowej zieleni.
CZYTASZ
LAZAROV [18+] TOM I ZAKOŃCZONE
RomanceBo gdy jeden dupek złamie ci serce na jego miejscu pojawi się drugi i wszystko naprawi.