EPILOG

617 13 3
                                    

Dzisiejszy dzień jest szalony. Niby wszystko zostało skrupulatnie przygotowane, a co chwile wychodzą jakieś niespodzianki. Kwiaty, fotograf, sala. Jestem cholernie zestresowana. Nie tak powinna wyglądać panna młoda w dniu swojego ślubu. Przegryzłam świeżo nałożoną czerwoną pomadkę na ustach, a stercząca nade makijażystka mordowała mnie wzrokiem i musiała wszystko poprawiać. Spojrzałam na nią skruszona, bo nie chciałam tego zrobić. Kobieta wypełniła narobione braki i wykonała ostatnie minimalne poprawki przed wypuszczeniem mnie w paszcze lwa. Zaczęła zbierać swoje rzeczy, a mi pocić się ręce. Zaraz będę musiała tam iść. Spojrzałam przerażona w lustrzane odbicie. I chociaż wyglądałam przepięknie to nie mogłam powstrzymać buzujących we mnie emocji. Za tymi drzwiami czeka kilkaset osób gotowych zobaczyć naszą ceremonię na własne oczy, a on już tam z nimi czekał. 

- Coś ty taka przerażona? - do pomieszczenia wpadła wyluzowana Pola. 

- Jeszcze pytasz? - uniosłam brew, spoglądając na nią z przerażeniem. 

- Wyluzuj się, to tylko ślub. 

- Mój ślub. - próbowałam jej przypomnieć. 

- No... Dlatego powiesz szybkie tak, od pękasz ceremonie i będziecie się bzykać jak króliki. - skwitowała sarkastycznie. 

- Jesteś okropna! - zaśmiałam się. 

- Musiałam. Wyglądałaś jakbyś miała zaraz zemdleć. - podeszła bliżej, pomagając mi wstać. Biały tren ciągnął się za mną przez całą drogę. A wysokie szpilki podtrzymywały drżące nogi rytmicznie stukając w połyskujące marmurowe kafelki. 

- Jesteś piękna. - moja droga przyjaciółka była nieocenionym wsparciem. Nie opuściła mnie nawet na chwile. Trzymała się mnie aż do wejścia na ogród. I stanęła na swoim miejscu. 

Na wiotkich nogach zbliżałam się do mężczyzny, który już na mnie czekał. Odwrócony plecami i cierpliwy. Przełknęłam ślinę, wbijając energicznie srebrne szpilki w miękki biały dywan, na który plątały się rozsypane różowe płatki róż. Zacisnęłam pocące się dłonie na niewinnym bukiecie róż niemal miażdżąc mu łodygi. Serce biło mi jak szalone, a wzrok utkwiony był w jego wyprostowanych plecach odzianych w czarny smoking. Jeszcze chwila i zostane jego żoną. 

Pół roku wcześniej bym nawet o tym nie pomyślała. To wtedy miała miejsce nasza ostatnia randka, na której wydusiłam z siebie co czuje. Wyznałam mu miłość, tłumacząc sobie że to może być moja ostatnia szansa. Postawiłam wszystko na jedną kartkę, czując jak ogromny ciężar spada mi z serca. A strach, który odczuwałam wydawał się przestać mieć sens.

***

- Proszę, kocham cię Rodion... 

Obnażona spojrzałam w jego oczy, które niewiele się zmieniły. Nie wyrażały szoku, niezadowolenia czy gniewu. Nie wyszedł. Stał w dalszym ciągu obejmując mnie w pasie. 

To tyle? 

Żadnego pieprzonego; ja ciebie też? Drgnęłam, chcąc wyrwać się z jego objęć, ale mi nie pozwolił. Ciągle wpatrywał się w moją zapłakaną twarz, która nie miała siły na niego patrzeć. Nie kiedy nic nie mówił. Niczego nie zrobił. Był obojętny. To zabolało, na tyle że poczułam się odrzucona. Opuściłam głowę w akcie porażki, ale to nie trwało nawet minuty. 

Złapał mnie za policzki, podnosząc ją do góry i soczyście pocałował. Kciukiem rozchylił usta, wdzierając się językiem. Całował mnie do utraty tchu. 

- Nie szczególnie się z tym śpieszyłaś maleńka. - zaśmiał się rozbawiony. 

- Wiedziałeś?

- Nie od razu, ale z czasem się domyśliłem. Nie potrafisz kłamać.

- Dlaczego nic nie powiedziałeś?

- Bo wolałem to od ciebie usłyszeć, a nie wymuszać. - przycisnął mnie do szyby, forsując mokrym językiem wnętrze moich ust, a potem szyję i stopniowo zaczął schodzić w dół. Na kolanach, zarzucił sobie moją nogę na udo i zaczął intensywnie lizać. Zassał łechtaczkę przez chwile gniotąc ją pomiędzy wargami i puścił wyraźnie mrucząc. 

- Ja Ciebie też maleńka... 

***

Stanęłam tuż obok mężczyzny mojego życia. Mojego przyszłego męża i faceta, w którym byłam zakochana na zabój. Pięknie umalowana, uczesana i ubrana w koronkową suknie oddałam bukiet mojej przyjaciółce i splątałam nasze ręce, a cała ceremonia ruszyła. I chociaż wszystko odbywało się w swoim tempie to dla mnie było to jak film. Coś w co dalej nie mogłam uwierzyć. Czułam się jak cholerna szczęściara, a ten piękny mężczyzna stał się moim mężem. Pewnym palcami wsunął mi obrączkę, a z następnymi słowami kapłana przypieczętował nasze małżeństwo gorącym pocałunek. Zamknęłam oczy, czując wewnątrz brzucha rozlewające się ciepło. Zmysłowo poruszając ustami nie byłam gotowa, że ta chwila zostanie przerwana głośnym wrzaskiem zebranych gości. Spojrzałam na mojego męża, który bezwładnie opadł w moje ramiona. 

- Rodion? - zapytałam zaskoczona z trudem go łapiąc. Upadliśmy na ziemie, a kiedy dotknęłam jego brzucha poczułam coś lepkiego. Wyswobodziłam dłoń, dostrzegając świeże ślady krwi. 

- Aaaaa! - wrzasnęłam w szoku, a potem przeniosłam spojrzenie na mojego umierającego męża, który został postrzelony w brzuch. 

- Rodion! - wrzasnęłam, dociskając rękę do jego policzka, ale jego wzrok już dawno był gdzieś daleko. Ciężko oddychał, wypluwając z ust krew. 

- Nie, nie, nie! - prosiłam desperacko, nie mogąc go teraz zostawić. - Nie zostawiaj mnie, słyszysz! - wrzasnęłam zalana łzami. Ledwie zdążyliśmy przypieczętować nasze małżeństwo pocałunkiem, a teraz trzymam go na rękach i pozwalam mu się wykrwawiać.

- NIE!

- POMOCY! NIECH MI KTOŚ POMOŻE! 

***

- WYPROWADZCIE JĄ STĄD! - męski głos rozbrzmiał nad moją głową, a zaraz po nim huk wystrzału. Dimitri do kogoś strzelał, a zebrani goście chowali głowy pomiędzy krzesełkami. 

Siłą zostałam wyprowadzona i zmuszona zostawić wykrwawiającego się Rodiona na ślubnym kobiercu. W dniu naszego ślubu... 


___

★ No i dobrnęliśmy do końca! Jak wam się podoba? Jak wrażenia? Bo mi osobiście pisało się bardzo przyjemnie te historię i mam nadzieje, że jesteście gotowi na więcej! ★

LAZAROV [18+] TOM I ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz