ROZDZIAŁ 34

383 8 0
                                    

- Cześć. - oparłam skrępowana, mierząc się z nim twarzą w twarz, gdy czekał na mnie oparty o swój samochód. Miałam obcasy, a on dalej był ode mnie wyższy.

- Cześć. - odpowiedział nieco szczęśliwy, ale trzymał ręce grzecznie w kieszeni. Po naszym krótkim, ale miłym przywitaniu nastała krępująco cisza, dlatego zacisnęłam usta, nerwowo zakładając zaplątany kosmyk włosów za ucho.

- Jedziemy? - poczułam ulgę, że to przerwał i sztywno przytaknęłam. Otworzył mi drzwi.

- Dokąd?

- Nic ci nie powiem. - uciął, delikatnie przyśpieszając mimo widoczny ograniczeń na drogach.

- Dlaczego?

- Bo to niespodzianka. - rzucił mi szybkie spojrzenie, w którym zdążyłam zauważyć stonowaną radość. W głębi serce był podekscytowany, ale niepewny. To może się skończyć w każdy możliwy sposób. Możemy tam zostać, rozmawiać, uprawiać namiętny seks, a po wszystkim pokłócić się o jedno głupie słowo i do siebie nie wrócić? Moge tak powiedzieć? Formalnie nie zerwaliśmy. Dalej obowiązuje nas zawarty układ. Dopiero po jego zakończeniu zerwiemy? Albo może i nie? Nie wiem. Mam pieprzony mętlik w głowie i zaczęły pocić mi się ręce.

- Denerwujesz się?

- Nie. - ścisnęłam palce, chcąc ukryć drżące ręce.

- Jasne, jesteśmy na miejscu. - zatrzymał samochodu niedaleko centrum miasta przy strefie mieszkalnej. Ku mojemu zaskoczeniu naszym celem był wysoki zabytkowy wieżowiec.

- Tutaj? - wskazałam ręką na przestarzałą widne, do której mnie zaprosił. Wybrał najwyższe piętro.

- Wstrzymaj się z oceną i najpierw zobacz. - drzwi się rozsunęły, a jego palce ścisnęły moje, ciągnąc w kierunku kolejnych. Minęliśmy wielką kuchnie, połączoną z częścią salonową oddzieloną wysokim podestem, na którym znajdowały się dwie kanapy, kilka foteli i masa wygodnych poduszek. 

- Co to za miejsce?

- Mieszkałem tu, kiedy ojciec mnie wkurzał.

- Wkurzał cie? Myślałam, że się dogadywaliście. 

- Miałem gorsze momenty. Chciałem coś zrobić, a on uczył mnie panować nad emocjami. 

- Więc tutaj uciekałeś? - mruknęłam, spoglądając na zalegający kurz na parapecie okna.

- Tej części dawno nie sprzątałem. - zakrył mi oczy, ciągnąć w kierunku tarasu. Poprowadził kilka kroków w przód aż się zatrzymaliśmy. Zabrał ręce, pozwalając mi wszystko zobaczyć.

- I jak?

- Too... - zaczęłam, ale natychmiast zabrakło mi słów. Naprawde to przygotował? Dla mnie? Zakryłam rękami usta, żeby nie wydać z siebie dziewczęcego pisku, a w moich oczach pojawiły się pierwsze łzy. Skłamałbym mówiąc, że jest tu pięknie. To wygląda bajecznie. Idealnie!

- Rosa? - zwrócił się nad moją głową, delikatnie obejmując w talii. W głębi duszy byłam mu wdzięczna bo im dłużej się w to wszystko wpatrywałam tym bardziej miękły mi nogi.

- To... Dla m-nie? - jęknęłam wzruszona.

- Wszystko. - zręcznie wsunął rękę pod moją szyje i uniósł podbródek. - Podoba ci się?

- Tak, dziękuje... - szepnęłam przepełniona emocjami i złapałam go za policzki, przyciągając usta bliżej siebie. Czule je ucałowałam, dziękując najlepiej jak potrafiłam.

- To dobrze, bo chyba wykupiłem wszystkie róże w mieście. - zażartował, wypuszczając mnie z objęć.

Schyliłam się podnosząc kilka rozrzuconych płatków. Muskając opuszkami palców ich gładką fakturę. Miękkie i soczyście czerwone, rozrzucone dosłownie wszędzie. Tylko dla mnie. Zrobiłam kilka kroków do przodu, przesuwając palcami po gęstych bukietach. Wykupił te wszystkie kwiaty. Moje ulubione kwiaty. Zacisnęłam zęby na dolnej wardze, powstrzymując się od płaczu, a drżącą rękę zacisnęłam na kamiennej balustradzie, która prezentowała nocną panoramę miasta.  

- Przepraszam. - zaczął, podchodząc do mnie od tyłu i zawiązując ręce ciasno brzuchu. Schował w swoich ramionach, wtulając podbródek w gęste pasmo włosów. 

- Za co? - szepnęłam, wpatrzona przed siebie. W głębi serca ciesząc się, że to w jego ramionach jestem. Naprawde go kocham.

- Za wszystko. - westchnął. Nie miałam wątpliwości, że poczucie winny w jego głosie było szczere. 

- Zrobiłem to bo byłem zły. Ciągle się kłóciliśmy, a ja nie wiedziałem nawet od czego się zaczęło. Spędziliśmy miły wieczór, więc wszystko powinno być w porządku. - zaczął się tłumaczyć. 

- Przestaliśmy nad tym panować, dlatego..

- Dlatego mnie zdradziłeś. - dokończyłam, zamykając oczy z nadzieją, że to tylko zły sen i w rzeczywistości tego nie zrobił. Nie poszedł z nią do łóżka. I nie dotykał jej w ten sam sposób. 

- Nie zrobiłem tego. - opuścił podbródek na mój bark. 

- Przyznałeś się. 

- Wiem, ale tylko dlatego że cała ta sytuacja mnie dobijała. Przestało się nam układać, a ja nie wiedziałem co poszło nie tak. Uznałem, że jeśli się cie zranie to o wszystkim powiesz. 

- Warto było? 

- Nie. - westchnął. - Oczywiście, że nie kurwa. 

- Dotknąłeś jej? - ostrożnie odwróciłam się do niego przodem, czując że w końcu musze poznać prawde. Musnęłam jego boki, ostatecznie splątując palce na karku mężczyzny. 

- Cholera nie, nie tknąłem jej nawet palcem. - złapał mnie za policzki, zarzekając się a widoczne przejęcie w błękitnych tęczówkach miało być dowodem jego szczerości. 

- To co robiliście?

-  Pojechałem do niej, ale tylko rozmawialiśmy. Zaproponowałem jej udupienie Romanowa w taki sam sposób jak pozostałym. Nie miała żadnej taryfy ulgowej. Nie potraktowałem jej wyjątkowo. 

- Jak mnie?

- Tak. - zetknął nasze czoła, przeszywając mnie wzrokiem. 

- Dalej jest w tobie zakochana?

- Gdybym chciał ją tamtego wieczoru w łóżku to raczej nie miałbym problemów. - skrzywił się. 

- Myślisz, że po tym wszystkim tak po prostu ci uwierze?

- Oczywiście, że nie. Rozumiem, że masz wątpliwości, ale przysięgam na swojego ojca. Nie tknąłem jej. - desperacko zwilżyłam językiem górną wargę, zduszając w sobie chęć złączenia naszych ust w przepełnionym tęsknotą pocałunku. 

Cholernie się za nim tęskniłam. 

- Nawet jeżeli okłamałeś mnie z bezradności, to cały czas pozostaje w pamięci. Twoja bezduszna mina i ta pewność w oczach. - wyznałam z trudem, niechętnie powracając do tamtego wieczora.  

- Przepraszam. - wzmocnił uścisk.

- Kompletnie tego nie przemyślałem. - uniósł mój podbródek, żebym nie odwróciła od niego wzroku. Zacisnął palce na delikatnej skórze, przypominając mi jak łatwo jestem w stanie mu ulec. Jego dotyk, ciepło które powodowały przyśpieszone bicie serca zaczęły mnie obezwładniać. 

- Jesteś idiotą. - burknęłam, nie mogąc dłużej ze sobą walczyć. Kocham go. 

- I dupkiem. - dodałam, delikatnie uderzając go w pierś i porzuciłam dzielący nas dystans, przylegając do jego torsu. - I będziesz musiał długo odpracować swoje winy Lazarov. 

- Jak sobie życzysz księżniczko. - wymruczał, nachylając się do przodu, a smak jego ust na nowo stał się dla mnie czymś wyjątkowym. Rozchyliłam wargi, schodząc z drogi jego wygłodniałemu językowi, który pogłębił pocałunek. 

LAZAROV [18+] TOM I ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz