Wybaczcie, chciałabym powiedzieć, że minął rok od tamtych wydarzeń. Myślicie, że mam ukochanego, piękny dom i śliczne dziecko? Nic bardziej mylnego, jednak nie jest to Neymar. Jest to jego kolega z Brazylijskiej drużyny Antony. Jest totalnie innym światem niż Neymar. Czuły, kochany i wogóle. IDEAŁ. Mamy też piękną córeczkę Lily. Życie jest cudowne. Pracuje na pełny etat jako chirurg, a mój ukochany jeździ na mecze, ale ma czas dla nas. Spokój zakłócił jeden poranek. Wstałam jak co dzień rano. Antony spał obok. Poszłam do pokoju Lily, by sprawdzić czy śpi. To co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. A bardziej co nie zobaczyłam. Lily nie spała, nie było jej w łóżeczku.
- Tony! - wrzasnęłam do narzeczonego.
- Co jest? - przybiegł.
- Lila nie ma jej - krzyknęłam.
- Jak to? Żartujesz? - mówił zdenerwowany.
- Myślisz, że bym żartowała? - spytałam.
- Zadzwonię na policje, przejrzyj dom, może gdzieś jest - rzekł wychodząc z pokoju.
- Gdzie jak ona ma zaledwie miesiąc i chodzić nie umie? - spytałam po cichu.
Bardzo się bałam. Przyjechała policja, spisała zeznania i poradziła by przenieść się gdzieś. Raffaella (tak mamy dalej kontakt) zaproponowała mi chwilowe mieszkanie u niej. Antony stwierdził, że zamieszka u kolegi. Zdziwiło mnie jego zachowanie, ale w tamtej chwili liczyła się nasza córka bardziej niż jego fochy.
