Zasnęłam na kanapie. Ney obiecał, że będzie czuwać, jak i policjanci, że mnie obudzą jakby coś się działo. Obudził mnie Ney. Była 6:25.
- Chodź zjesz coś - powiedział i podał mi kanapkę.
Do pokoju wszedł policjant.
- Porywacz, nie dzwonił co nas niepokoi. Nadal próbujemy ustalić lokalizację telefonu - rzekł.
- Tony się odzywał? - spytałam Neya, na co pokręcił głową.
- Kto to? - spytał policjant.
- Mój mąż - powiedziałam.
- Od kiedy nie ma z nim kontaktu? - dopytał.
- Od ponad doby, myśli Pan, że mogło mu się coś stać? - spytałam przestraszona.
- Telefon dzwoni, szybko - rzekł policjant.
- Halo? - spytałam drżącym głosem.
- Słuchaj ta twoja mała to chorowita, jak jej się podaje leki i w ogóle - powiedział.
Wiedziałam, że jest źle.
- Jedna kapsułka, człowieku ty ją zabijesz jak jej to źle podasz, mam pieniądze dla ciebie, zostaw ją proszę - rzekłam.
- Niunia już nie ważne twoje pieniądze, mamy lepszy biznes na tą małą. Trochę popłacze i przyzwyczai się, wiele kobiet tak zarabia - powiedział.
- Kończ to - rzekł inny głos i połączenie zostało przerwane.
Prawie zemdlałam. Nie wiedziałam czym byłam bardziej przerażona.
- Emi - złapał mnie Ney.
- Oni ją chcą sprzedać, ona ma miesiąc, a jakieś oblechy będą ją... - tu ucięłam, bo wybuchłam płaczem.
- Trzeba działać - powiedział Ney do policjantów.
- To był głos - zaczęłam.
- Kogo? Poznała pani tamten głos? - spytał policjant.
- To był mój mąż - rzekłam.
