Prolog

63 6 3
                                    

Przy Lacrosse Avenue znajdował się ogromny, ogrodzony czarnym płotem internat, który niegdyś był pałacem. W posiadłości mieściło się trzydzieści pomieszczeń służących aktualnie jako sypialnie i sale lekcyjne. Na parterze odbywały się zajęcia, na piętrze mieszkali uczniowie i nauczyciele. Cały teren pokrywały liczne nasadzenia i miejsca wypoczynkowe, a także boiska. W oddali widać było jezioro otoczone iglastym lasem. Miejsce wydawało się rajskie i luksusowe.
Gdy Holly Vain podjechała pod ogromną bramę posiadłości, wysiadła z czarnej taksówki trzaskając mocno drzwiami.

- To jakieś jaja... - powiedziała, rozglądając się dookoła i rzucając pod nogi swoją walizkę.

Nie mogła uwierzyć że rodziców było stać na taki przepych. Gdy oboje zginęli w tragicznym wypadku okazało się że zostawili jej w spadku mnóstwo pieniędzy. Zapewnili także mieszkanie w internacie pod opieką wujka. Aż do uzyskania pełnoletności. Został jej niecały rok i tyle czasu musiała tam spędzić.
Przetarła spocone czoło dłonią i podziękowała taksówkarzowi, wręczając mu pieniądze.

- Ja zapłacę - usłyszała za swoimi plecami niski głos Ezechiela.

Odwróciła się w momencie gdy położył jej dłoń na ramieniu.

- Moje kondolencje - powiedział przejęty, przytulając ją bardzo mocno.

Nie chciała się rozkleić ani z nikim rozmawiać. Nigdy nie była mocno związana ze swoimi rodzicami. Częste wyjazdy i zmiany miejsca zamieszkania nie wpływały dobrze na ich relacje. Miała wrażenie, że wujek w ogóle się nie postarzał, choć widziała go może trzy razy w życiu. Miał ciemne, krótkie włosy i niebieskie oczy. Mimo bardzo upalnego dnia ubrany był w beżowy płaszcz i niebieską koszulę.

- Cieszę się, że cię widzę - skłamała, uśmiechając się krzywo.

Nie czuła się z nim spokrewniona. Praktycznie się nie znali. Wiedziała jedynie, że był bratem ojca pracującym w szkockim pałacu. Jego obecność ją onieśmielała i denerwowała.

Przeszli razem przez bramę wejsciową. Po kilku minutach spaceru dotarli do olbrzymich, dwuskrzydłowych, dębowych drzwi. Ezechiel uderzył w nie brązową kołatką kilka razy i odsunął się gdy się otworzyły. Jej oczom ukazał się ogromny hall z kryształowym żyrandolem zawieszonym u szczytu wysokiego sufitu. Kręte schody znajdowały się po obu stronach ścian, a po bokach były dwa mniejsze korytarze prowadzące do innych pomieszczeń. Całość wydawała się ogromna i niesamowicie droga.

- Wiem - powiedział wujek, patrząc na jej otwarte usta. - Niech cię to nie zwiedzie. To nie wakacje, a szkoła. Musisz uważać bo nie każdy tu jest...

- Dzień dobry - usłyszała podniesiony, zimny ton głosu mężczyzny stojącego u szczytu schodów.

Na oko czterdziestoletni blondyn z lekkim zarostem i nieciekawym wyrazem twarzy zszedł do nich powoli, stając naprzeciwko.

- Edward Smith - przestawił się, wyciągając do niej dłoń.

- Holly Vain - odpowiedziała, patrząc mu w oczy.

Czuła, że nie było to miłe powitanie.

- A więc tak wygląda twoja rodzina, Ez - zwrócił się pogardliwie do wujka. - No cóż, jej się nie wybiera, prawda?

Rzucił im złowrogie spojrzenie i odszedł z uśmiechem na twarzy.
Odwróciła się do bruneta i uniosła dłonie.

- Co to, kurwa, było? - zapytała zniesmaczona i zaskoczona okropnym chamstwem, wskazując na odchodzącego blondyna.

- Twój nowy nauczyciel religii i filozofii - odpowiedział cicho, widocznie zły.

Oddychał ciężko wodząc za nim wzrokiem.
Jego reakcja była dziwna, wręcz zastanawiająca i z całą pewnością niewłaściwa. Postanowiła jednak nie robić awantury pierwszego dnia.
Sypialnia okazała się olbrzymim dormitorium dzielonym przez kilka osób. Każde łóżko miało baldachim, stolik i dużą szafę. Tak naprawdę było jej w tamtym momencie wszystko jedno gdzie będzie spać, jeść i spędzać czas wolny. W głowie miała tylko słowa: "Nikt nie przeżył" wypowiedziane tamtego feralnego dnia, gdy wróciła w nocy do domu w którym miał miejsce wybuch gazu. Rodzice zginęli na miejscu, ona ocalała. Została sama. Pocieszała się w myślach, że został jej tylko rok do uzyskania pełnoletności i będzie mogła wyjechać z kraju, zrywając wszelkie kontakty.
Nie zamierzała zawierać przyjaźni więc postanowiła nie odzywać się do nikogo. Położyła się na wielkim łóżku i zamknęła mocno oczy marząc o tym aby zasnąć. Leżała tak kilka godzin aż w końcu rozluźniła się i usnęła.

W Internacie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz