2. Pierwsza strona w gazecie.

13.8K 387 174
                                    

Powroty z imprez są najgorszą częścią mojego życia. Szczególnie, gdy ich początek zaczyna się na komisariacie. Zawsze wchodziłam do auta, opierałam rozpalone czoło o zimną szybę, i czekałam, aż cały ten wstyd odpłynie.

Nie tym razem.

- Pańska córka zaliczyła tyle aresztowań w ciągu ostatniego czasu, że musimy powiadomić pana, że jeszcze jeden taki wybryk, a zostanie postawiona przed sądem najwyższym. Bez możliwości wykupienia jej wolności - powiedział policjant, kiedy wychodziliśmy z posterunku. Jasno zaznaczył, że będą mieć w dupie pieniądze mojego taty, który ma ich jak pęczki w wielkim sadzie. Dlatego zaczął z tego powodu panikować.

Mi natomiast było obojętne, gdzie wyląduję, z kim wyląduję. I tak wstyd za każdy mój ruch ciągnął się za mną przez całe życie, więc czemu ciągle musiałam się ograniczać.

Od ponad pół godziny leżałam w wolnostojącej wannie wykonanej z marmuru, a moje ciało delektowało się wodą w temperaturze większej, niż jest to zdrowe. Na tyle większej, by moja skóra zamieniła się w kolor podobny do truskawki, a organizm zaczął się wyłączać, i słabnąć.

Ale tylko w taki sposób mogłam coś poczuć.

Moje powieki od dawna były zamknięte. Napawałam się ciszą, choć tęskniłam już za imprezą, na której byłam kimś. Na której wszyscy uśmiechali się na mój widok, prosili bym chwilę z nimi pobyła. Gdzie wszyscy proponowali mi wszystko, i tak nie liczył się status mojej rodziny, choć może troszkę, ale bardziej słynęłam tak ja. Valentina Carrera, wielka miłośniczka imprez, ignorantka na miarę krajową. Rzucająca w paparazzi zepsutymi jajkami, oraz prezerwatywami napełnionymi wodą.

Woda powoli chłodniała, zbliżając się do temperatury, w której kąpią się normalni ludzie. Moja skóra nie wytrzymałaby kolejnej dawki wrzątku, więc po prostu zostałam w nie do przesady gorącej wodzie.

Gdy wyszłam z wanny, moja skóra aż parowała, utrzymując truskawkowy odcień. Nałożyłam na siebie szkolny mundurek składający się z czarnej spódniczki, którą sama pozwoliłam sobie skrócić. Wcześniej była do kolan, a teraz sięgała do połowy uda. Wepchałam w nią białą koszulę, z której rozcięłam dwa górne guziki, a pod spód specjalnie założyłam koronkowy, czarny stanik. Obwiązałam szyję krawatem, który nieco zbyt mocno ją ściskał, więc nieudolnie go zniszczyłam, próbując go poprawić.

Zbiegłam na śniadanie w pełni ubrana, choć to stwierdzenie można było by upiąć w różne standardy. Tylko i wyłącznie w tej kwestii moje były bardzo niskie.

- Val, miło że do nas dołączyłaś - powiedziała mama, widząc jak schodzę ze schodów. Siedziała na samym końcu długiego stołu w jadalni, a na drugim końcu siedział ojciec. Jak zwykle ubrany w garnitur, lecz z uśmiechem na ustach. Nie często uśmiecha się w czasie pracy, między innymi gdy jest w telewizji, na zebraniu parlamentu, czy coś w tym stylu.

Moim zdaniem powinien to robić. Powienien uśmiechać się na wizji, bo przecież to po nim odziedziczyłam piękny uśmiech, którym zawrotnie chwalę się przed każdą kamerą paparazzi, w akompaniamencie środkowego palca.

Gdyby się uśmiechał, polityka nie byłaby taka nudna. Ale tam chyba jest surowy zaraz pokazywania uczuć.

- Przepraszam, ale spieszę się do szkoły - odpowiedziałam szybko, a mój wzrok przebiegł po śniadaniu, jakie przygotowała gosposia, która przychodzi zwykle w środy i piątki. Wysoka góra naleśników, obok nich bita śmietana w dozowniku, oraz syrop klonowy.

Od razu zrobiło mi się nie dobrze.

- Mogłabyś z nami usiąść - odparł tata, odkładając sztućce na talerz. - Wstawać szybciej, lub przygotowywać się krócej, żeby chwilę posiedzieć z rodzicami.

My Broken MuseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz