21. Rower w basenie.

9.6K 353 292
                                    

Ivan kilka dni po zakończeniu roku szkolnego zadzwonił do mnie, co już było zaskakujące, z pewną propozycją. Przedstawił ją w najbardziej okazały, przystępny sposób, wymieniając mi po kolei zalety takiej straty czasu. Był zawzięty, przekonany wizją dobrej zabawy. 

Dlatego się zgodziłam. Triumfalnie podziękował, a z mojej strony pożegnanie wybrzmiało bardziej jakbym tego żałowała. Bo mogłam, nie było opcji wykluczenia takiego obrotu wydarzeń. 

Ale stojąc już przed domkiem wakacyjnym rodziców Ivana, poczułam nagły przypływ adrenaliny. Ścisnęłam mocniej pasek czarnej torby na ramieniu, idąc ramię w ramię z Christianem i jego czarną torbą. 

– Myślisz, że spalimy ten domek? – zapytał, szukając wzrokiem swojego przyjaciela. 

– Nie mam co do tego wątpliwości. 

Tej posiadłości nie można było nazwać domkiem. Był to duży, drewniany dom we współczesnym stylu, położony tuż nad brzegiem dużego jeziora. Salon, którego ściany zastępowały wielkie okna, a nad nimi i wokół nich rozciągał się bluszcz. Mały taras z zestawem do odpoczynku w formie małej kanapy oraz kilku krzeseł. Specjalne miejsce na ognisko, a przy nim małe schodki prowadzone przez minimalne wzgórze oddzielające teren domku od piaszczystej plaży. 

Miałam tu spędzić cały weekend, który opierać się miał na jednym dniu wielkiej imprezy otwierającej wakacje, i drugim dniu regeneracji kaca. Balans. 

– Ivan. – Bradford z biznesową powagą podszedł do swojego przyjaciela, podając mu rękę. Zza jego przyciemnianych okularów nie było widać rozbawionych oczu, a na widoku zostały jedynie poważnie ściśnięte usta. 

– Christian. – Ivan uścisnął jego dłoń, i kilkukrotnie potrząsnął. Jego mina była taka, jakby właśnie witał się ze swoim najważniejszym klientem w branży biznesu. 

– Miło cię widzieć. – odpowiedział blondyn, dalej trzęsąc ich dłońmi. 

Za każdym razem duet Ivana i Christiana zadziwia mnie swoimi przywitaniami. Za każdym razem jest inne. Nie skłamałabym mówiąc, że coraz głupsze. I coraz bardziej dające mi do myślenia, z jakimi kretynami udało mi się zakolegować. 

– Ciebie też, Christianie Bradfordzie. 

– Znakomicie, Ivanie... – zaciął się. Wyglądał na przerażonego, i zakłopotanego jednocześnie. 

Mina bruneta wyraźnie została podminowana złością. 

– Ej, bez kurwa jaj. Nie pamiętasz mojego nazwiska? – Ivan rozłożył ręce, lecz w tej samej sekundzie Christianowi udało się go poklepać po ramieniu. 

– Łatwo cię nabrać, przyjacielu – zaśmiał się, po czym minął Ivana by wejść do środka domu. – Ile sprzątałeś tą ruderę? 

– Tyle czasu, by zostać gosposią roku. – mruknął brunet. Widocznie nie cieszyło go szorowanie całego domu na przyjazd prawie całej szkoły. 

– Wiesz gdzie mogę zostawić swoje rzeczy? – zapytałam, gdy Christian zostawił mnie samą z Ivanem. Ubrany był w czarne spodenki, zwiewną koszulę w wakacyjny wzór, a pod nią czarny podkoszulek. W bujnej czuprynie, podobnej odcieniem do moich włosów wcisnął okulary przeciwsłoneczne, które odbijały moją sylwetkę w swoich szkiełkach gdy wyższy brunet patrzył na mnie z opuszczoną głową. 

– Jasne, będziesz miała pokój na piętrze. – odparł, machając ręką na znak bym za nim powędrowała. 

– Nigdy nie miałam swojego pokoju na dwudniowej imprezie. – odpowiedziałam z uznaniem. 

My Broken MuseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz