Siedząc na skraju swojego łóżka, które w tej chwili wydawało się być najmniej wygodnym materacem jaki kiedykolwiek istniał, trzymałam kolejną kopertę.
Znalazłam ją wychodząc ze szkoły. I nie była ona tam, gdzie poprzednim razem. Była za wycieraczką mojego auta, wpół zamoknięta, ponieważ przez cały dzień kropił lekki deszcz. Zabrałam ją więc ze sobą do pracy, nie mając na tyle odwagi by otworzyć ją zanim wrócę do domu. Ale była z tyłu mojej głowy. Moje oczy cały dzień zwracały się w stronę auta, gdzie odłożyłam list. Mój umysł krążył po milionach opcji, jakie mogły kryć się w białej kopercie.
Ale gdy nadszedł czas by ją rozerwać, brakło mi sił. Sił na przysporzenie sobie kolejnych problemów, choć prawie tonęłam w ich oceanie, bo nie umiałam pływać. Nie ważne, co kryło się w tej kopercie – na pewno nie było niczym dobrym. Nie było różowym zaproszeniem na urodziny, lecz czymś, co znów przypomni mi że moje życie polega na zbieraniu grzechów.
Obróciłam zmarszczoną zaschniętymi kroplami deszczu kopertę, przejeżdżając kciukiem po czerwonym wosku. Oderwałam go z niepewnością, jaka tliła się we mnie od kilku godzin, a teraz paliła się żywym ogniem w mojej głowie.
Wyjęłam kawałek kartki, i przebijający się czarny tusz, jaki poprzednim razem przysporzył mi dużo stresu.
,,Może zacznę kolekcjonować twoje kanapki, jakie codziennie wyrzucasz do szkolnego śmietnika?"
Odetchnęłam głęboko, nie czując z tego powodu prawie nic. Prawie.
Nikt nie wiedział, że wyrzucam śniadania od mamy. Wprawdzie, nikt nie wiedział że mam problem z ich jedzeniem. Ukrywałam to dobrze, i dalej to robię. Tylko teraz wie to osoba, której tożsamości dalej nie znam, ale kiedyś będzie mi to dane. A w stercie moich grzechów, jakie pewnie pozna lub już zna, problemu z odżywianiem są tak nikłe, że podzielenie się tym z całym miastem byłoby nierozsądne.
Poza tym, dobrze udawałam. Przez te kilka lat, które spędziłam na chudnięciu do rozmiaru mojej siostry, nikt nie zauważył moich problemów. Wszyscy uważali, że moja utrata wagi była skutkiem ubocznym dorastania. Ale byli w błędzie.
Bo dorastaniem nie nazywa się jedzenia dwóch posiłków dziennie, ani strachu przez restauracjami, słodyczami, i przekąskami jakie mają dużo kalorii. W dorastaniu nie chodzi o obsesyjne przeglądanie się w lustrze, uważnie patrząc czy przypadkiem na moim udzie nie ma więcej tłuszczu, niż zwykle, lub czy moje policzki nie spulchły od wczoraj.
Podążając za ideałem swojej siostry osiągnęłam go pomimo wszystkich konsekwencji, ale nie wiedziałam, że utrzymywanie tej perfekcji wymaga oddania cząstki siebie, od jakiej zależy moja radość z życia.
Po raz kolejny podarłam kartkę z dotykającym moje sumienie liścikiem, wrzucając go do kosza, i zakopując pod wszystkimi innymi śmieciami w czarnym worku. Z mojego serca spadł minimalny ciężar, ale na jego miejsce i tak wskoczyło o wiele większy niepokój.
Dzwoniąca komórka na drugim końcu pokoju sprawiła, że mimowolnie wzdrygnęło się całe moje ciało, na pół sekundy tracąc umiejętność oddychania. Piosenka Justina Biebera wypełniła mój pokój, dając mi powód do konkluzji, dlaczego jeszcze stanowi ona mój dzwonek.
Odebrałam połączenie, wbrew temu że zmartwił mnie obcy numer. Przycisnęłam telefon do ucha, słysząc ciche odchrząknięcie.
– Tak? – zapytałam po dłuższej chwili ciszy. Wydawało mi się, że osoba dzwoniąca powinna pierwsza się odezwać.
– Tak? – męski głos spapugował moje słowa.
– Skąd masz mój numer? – odezwałam się po momencie, w jakim rozważałam przynależność tego głosu do każdego mojego znajomego. Byłam rozczarowana tym, do kogo finalnie pasował.
CZYTASZ
My Broken Muse
RomancePIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI Zniszczone rzeczy mają najpiękniejszy odcień. Dlatego Valentina Carrera, córka polityka Stanów Zjednoczonych, słynie ze swojej urody, oraz rozpustnego życia. Ignoruje blaski fleszy, które gonią ją przez całe życie, szc...