,,13 października, Lilianna Carrera wypuszcza ostatni oddech. 13 października, Valentina Carrera nabiera pierwszy wdech."
Anonimową wiadomość pozostawioną w mojej szafce postanowiłam zgnieść. Drżąca ręka nie potrafiła zrobić tego należycie mocno, więc po prostu podarłam ją w pół. Zapchałam na sam spód torby, tak samo jak swoje wszystkie wspomnienia.
– Co to było? – zapytała Jade, widząc moje zdenerwowanie.
Siedzieliśmy w parku, a dokładniej w parku należącym do terenu naszej szkoły. Stanowił on dużą część terenu obok boiska, pewnie przez rozległe drzewa. Opierałam się o jedno, czytając książkę w miękkiej, wyginającej się ze starości oprawie. Cień powstały z obszernej korony dębu osłaniał nas przez parzącym, zaskakująco trwałym słońcem.
– List gończy. – odchrząknęłam, mnąc jeszcze bardziej list, ale na pewno nie gończy.
Nie wiem, co było gorsze.
– Nareszcie. – odparł Christian, udając ulgę. Siedział z Ivanem po drugiej stronie dębu, rozwiązując konflikt ich drużyny we dwoje.
Wspomniany przyjaciel Bradforda, na którego przypadkiem spadł ciężar naszego sekretu, przeżył nawet dobrze ten szok. Był zmieszany, i zdziwiony naszą grą aktorską. Przez kilka dni nie dawał nam spokoju, ciągnął temat jak cholera. Jednak po jakimś czasie wgryzł się razem z sekretem w pewną kompatybilność, która pozwala mu zachować rodzaj spokoju obok naszej dwójki.
Pociągnęłam za skrawek wysokiej trawy, nie reagując na jego zaczepkę. Nie miałam siły, nie miałam nastroju. Nie miałam w sobie niczego, oprócz tlącego się strachu, i niepokoju. Nie potrafiłam dokładnie opisać jak się czuję, ale nie było to do końca w porządku. I pozostawiało mnie zimną.Bez słowa wróciłam do czytania książki. Za plecami słyszałam wkurzony krzyk Ivana nie mający dużej siły, a potem zderzenie otwartej ręki z czyjąś głową.
Mimowolnie uśmiechnęłam się, próbując skupić wzrok na łączeniu liter w słowa, a słowa w zdania. Nie miało to sensu, gdy wszystkie te wyrazy i tak tworzyły to, co przeczytałam przed minutą. Nie powinnam tego tu otwierać. Definitywnie nie powinnam tego odczytywać przed Jade, która swoim zmartwionym wzrokiem wyrażała więcej, niż mogła kiedykolwiek powiedzieć.
Ale nie mogłam się oprzeć. Trzymam tą kopertę od rana, i walka sama ze sobą okazała się skazana na porażkę od samego początku. Pokora okazała się zbyt słaba. Cierpliwość niewystarczająca.
– Cześć Christian – wyśpiewały dwie dziewczyny, chichotem zarażając powietrze wokół nas. Ich synchroniczny chód wyrwał mnie z zamyślenia. Z zabójczym wzrokiem spojrzałam do góry, widząc jak dwie uczennice w idealnym odcieniu blondu na głowach trzymały się pod rękę, i przy okazji szczerząc się do Christiana. Kiedy ich spojrzenia synchronicznie opadły na mnie, spotykając z moim niezadowoleniem, od razu skupiły się na punkcie przed sobą. Widocznie przyspieszyły, i nie odważyły się ani razu zerknąć na mnie znad ramienia.
Przez ich słodkie przywitanie z moim udawanym chłopakiem, który nawet nie zmusił się do odpowiedzi, przewróciłam oczami. Jade widząc mój gest, uniosła brwi.
– No co? Widziałaś jak się śliniły – burknęłam, wracając do lektury.
– Nie dało się zauważyć, co nie Christian?
– Bezapelacyjnie. – zgodził się stoicko. Nie widziałam jego twarzy zza grubego drzewa, ale wiedziałam że się uśmiechał. – Dlatego im nie odpowiedziałem.
Moja przyjaciółka pokazała mi kciuka w górę. To znaczyło, że chyba podobała jej się reakcja Christiana.
Mi też. W aspekcie udawanego związku była świetnie zagrana. Tak samo jak moja zazdrość. Ale coś, co poczuła na samym dnie brzucha, nie było niczym udawanym. I to mnie martwiło tak bardzo, że z impetem zamknęłam książkę, wrzucając ją do torby. Nie dałam tak o sobie czytać, gdy wokół mnie działo się zbyt dużo nawet jak na mój umysł.
CZYTASZ
My Broken Muse
RomancePIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI Zniszczone rzeczy mają najpiękniejszy odcień. Dlatego Valentina Carrera, córka polityka Stanów Zjednoczonych, słynie ze swojej urody, oraz rozpustnego życia. Ignoruje blaski fleszy, które gonią ją przez całe życie, szc...