20. Rozmowa, która nie powinna istnieć.

8.8K 316 374
                                    

– Nie potrzebujesz niczego? – zapytałam, przyciskając policzek do ekranu telefonu.

– Pistoletu, by strzelić sobie w łeb, oraz stu dolarów które przegrałem w waszym durnym zakładzie. – usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. – Czego niby mógłbym potrzebować ze złamaną ręką?

Christian oraz Ivan przepuścili równowartość trzystu dolarów na rzecz mnie, czyli zwyciężczyni zakładu polegającego na obstawieniu ile Chrissy będzie nosił gips. Został uziemiony z usztywnioną ręką na równy miesiąc, co wzbogaciło moją skarbonkę o ich pieniądze.

– To było tylko pytanie retoryczne, Chrissy. I tak nie przyniosłabym ci tego, o co byś poprosił. – odpowiedziałam, przeszukując swój cały pokój przez głupi zeszyt z tamtego roku. Potrzebowałam go do napisania wypracowania z angielskiego, a przepadł jak kamień w wodę.

– To po co pytasz?

– To po co dzwonisz? – zapytałam oskarżająco. Kładąc się na podłodze, zajrzałam w najgłębsze zakamarki pod stelażem łóżka. – Czuję presję tego, że dzwonisz tylko po to bym cię o to zapytała.

– Nie. – fuknął, wielce obrażony. – Po prostu mi się tak nudzi, a przynajmniej twój głos podnosi mi ciśnienie.

Lekarz wysłał go na dwutygodniowy odpoczynek, zwalniając z zajęć szkolnych. Zamiast cieszyć się jak normalny nastolatek, dzwonił do mnie kilka razy dziennie. Odbierałam maksymalnie raz.

I dziękowałam Bogu, że jutro kończył mu się ten głupi ,,urlop". Czyli równe kilka dni przed zakończeniem roku szkolnego, co mnie nie cieszyło ponieważ temu idiocie poszczęściło się bardziej, niż mi.

– Jeśli jesteś tak bardzo znudzony, to pobaw się ze swoim przerażającym kotem. Pooglądaj film, słyszałam że Toy Story jest nawet ciekawe. Po prostu zrób cokolwiek, niż dzwonienie do mnie jak do jakiegoś instytutu zapewniającego rozrywkę. – powiedziałam na jednym wdechu, zirytowana godzinnym szukaniem głupiego notesu z notatkami.

– Nie. – odpowiedział sarkastycznie.

– Żegnam. Rozłączam się za trzy... możesz jeszcze przesłać mi pożegnalne całuski.

– Bardzo śmieszne.

– Dwa... Zadzwoń jak naprawdę będziesz się źle czuł, albo potrzebował kogoś, kto ma dwie sprawne ręce.

– Ale ja się czuję źle, tylko że psychicznie. – jęknął prosto w słuchawkę, przez co musiałam zwiększyć odległość telefonu od swojego ucha.

– Wiesz co zauważyłam w te dwa miesiące naszej naciąganej, niechcianej znajomości? Że jesteś cholerną królewną od marudzenia. Ty żywisz się narzekaniem, czyż nie?

– Owszem. Czasami też piję kawę, i odżywiam się duszami zmarłych – odpowiedział, a tle usłyszałam szelest tkaniny, która najpewniej była jego kołdrą.

– Jeden. – odliczałam do końca, wciskając czerwoną słuchawkę.

Rzuciłam telefon na miękki materac, tuż obok śpiącego Leo. Nie wzdrygnął się, co więcej nawet nie otworzył powiek. Mruknął pod nosem, przewracając się na długim brzuszku.

Oparłam dłonie na biodrach, patrząc na cały bałagan, jaki po sobie zostawiłam.

Szafki – porozsuwane.

Biurko – zdemolowane.

Ciuchy – porozrzucane.

Notes – nie znaleziony.

Obróciłam się wokół swojej osi, uważając że jeśli dogłębne szukanie nie pomogło, to przecież znajdę go wzrokiem. Nie mogłam zawalić tego projektu, ponieważ podnosił mi on wynik na koniec roku. A w tym zeszycie miałam opisane wszystko, czego nie znajdę w internecie.

My Broken MuseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz