Oparłam się głową o zagłówek fotela, gdy wjeżdżaliśmy na rondo.
Kiedy przepuszczał czarnego Mercedesa, prychnęłam pod nosem.
– Boże, jesteś taki głupi.
Przewrócił oczami, wiedząc że nie mówię o tym, że w praktyce to on miał pierwszeństwo. Odnosiłam się do jego twarzy, która od połowy zabrudzona była czerwoną krwią, która nieustannie kapała z jego nosa i rozciętej wargi dopóki trener nie przyłożył do niej zimnego okładu.
Jednakże uparty Christian chciał jak najszybciej pojechać do domu, więc biorąc mnie, ponieważ obiecał mi podwozke i nie musiałam tracić swojego paliwa na jego głupie mecze, wsiadł w samochód z twarzą wyrwaną z horroru.
– Ludzie na drodze pomyślą że ja ci to zrobiłam – prychnęłam.
– W dupie mam to, co myślą ludzie – odpowiedział stoicko, z uwagą skręcając w kolejną ulicę.
Popatrzyłam przez okno, z trwogą upewniając się że to nie była ulica, która prowadziła do mojego domu.
– Skręciłeś w złą ulicę – wystrzeliłam, widząc w lusterku jak prawidłowy zakręt, jaki nieubłaganie szybko oddalał się z mojego pola widzenia.
– Przecież wiem, gdzie mam jechać – odparł, patrząc się na drogę.
– A ja wiem, gdzie mieszkam. I to na pewno nie jest droga do mojego domu.
Uśmiechnął się, dalej nie zerkając w moją stronę, co jest do niego niepodobne. Po prostu spokojnie sobie jechał, w czasie gdy ja nie miałam zielonego pojęcia o co tu chodzi.
– A kto powiedział, że jedziemy do twojego domu?
Odetchnęłam z niedowierzaniem.
– Ty?
Zmarszczył brwi, a potem włączył kierunkowskaz.
– Nie pamiętam, żeby takie coś padało z moich ust.
– ,,Odwiozę cię do domu, tak jak obiecałem" – zacytowałam jego słowa sprzed, no nie wiem, może dziesięciu minut.
– I odwożę, tak jak obiecałem.
– Ale to nie jest droga do mojego cholernego domu, Christian!
– Ale do mojego już tak.
Przegięcie. Krew zagotowała się w moich żyłach, od razu trafiając do uszu. Przez to pewnie miałam czerwone jak burak policzki, ale jak widać jego to nie obchodziło, bo w triumfie włączył radio, zagłuszając pewnie swoje wyrzuty sumienia. Jego jedna ręka mocno trzymała dolną część skórzanej kierownicy, a druga podrygiwała na jego gołym udzie, bo nawet nie zdążył przebrać swoich sportowych spodenek.
– Łamiesz teraz największą zasadę naszego kodeksu! – przekrzyczałam muzykę. Kiedy udawał, że nie słyszał mojej wypowiedzi przez dudniący rytm, natychmiast przekręciłam pokrętło odpowiadające za głośność, ściszając to gówno do minimum. – Łamiesz teraz największą zasadę.
– Słyszałem za pierwszym razem – rzucił z przekąsem. – Ale zasady są po to, żeby je łamać, nie?
– Bardziej lamusiarsko nie dało się zabrzmieć.
– Mogę ci obiecać, że dałoby się. – zakpił, dalej włączając swoją głupią muzykę. Głupia Abba zagłuszyła moje narzekania. No dobra, Abba nie była głupia. Christian był.
Ale wiedziałam, że nie mam szans to, by zawrócił i zawiózł mnie do mojego ciepłego łóżka. Może gdybym zaczęła płakać na cały samochód, zlitowałby się. Ale nie chcąc robić z siebie idiotki, założyłam po prostu ręce, patrząc się pusto w mijane drzewa.
CZYTASZ
My Broken Muse
RomancePIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI Zniszczone rzeczy mają najpiękniejszy odcień. Dlatego Valentina Carrera, córka polityka Stanów Zjednoczonych, słynie ze swojej urody, oraz rozpustnego życia. Ignoruje blaski fleszy, które gonią ją przez całe życie, szc...