17. Spontaniczna decyzja.

10K 326 311
                                    

Christian's POV:

Siedzenie samemu w szkolnej stołówce było cholernie nudne. Jako cichy zwolennik samotności, dzisiejszego dnia dusiłem się przy pustym stole, gdzie powinna siedzieć Valentina udająca moją połówkę. Czwartkowe lunche miały być okazją, by ludzie ze szkoły mogli zobaczyć nas razem, ale jak widać tym razem choroba zabrała nam tą złudną przyjemność.

Moi przyjaciele, oraz znajomi z drużyny siedzieli naprzeciwko, rzucając w siebie pustymi butelkami, śmiejąc się wniebogłosy. Westchnąłem cicho, nie krępując się by odwrócić wzrok po dłuższym czasie.

Moje żałosne gapienie się na nich przerwało ciało, które z delikatnością wśliznęło się na stół. Zamiast rozbawionych uczniów widziałem jedynie materiał skróconej spódniczki.
Uniosłem wzrok, widząc równie wysoko uniesione brwi Valentiny. Usta jak zawsze miała pomalowane na odważny kolor, dzisiaj był to krwistoczerwony. Jej twarz nie była tak blada, jak ostatnim razem gdy ją widziałem.

– Cześć złotowłosy chłopcze, który opiekował się mną cztery dni z rzędu – na jej twarzy błysnął sarkastyczny uśmiech.

Oto przyszedł gremlin, którego tak nienawidzę.

– Będziesz mi wypominać to, że nie chciałem byś umarła? To nic wielkiego. – wzruszyłem ramionami.

Serio, nic wielkiego. Każdy by chyba tak zrobił, a to że ja minimalnie postarałem się by nie zgniła w agonii, nie zmieniło mnie w cudownego mężczyznę. Znaczy byłem cudowny, ale pod innym względem.

– Mało osób pokusiłoby się o tak staranną opiekę.

– Śmiejesz się ze mnie, bo przyniosłem ci parę leków? Jeśli tak, to mocno to wyolbrzymiasz.

Oboje wiedzieliśmy, że to nie były tylko leki.

– Chciałam ci podziękować, ale patrząc na twój grymas mi się odechciało.

– Nie wiedziałem, że przyjdziesz na nasz czwartkowy, okropny rytuał. – powiedziałem, gdy pociągnęła za mną swój wzrok podczas zsuwania się ze stołu, i siadania naprzeciw mnie.

– Nie mogłam przepuścić takiej okazji. – odpowiedziała z delikatną chrypką.

– Jak się czujesz? – chciałem zmienić temat, lecz znów spadł on na jej zdrowie. Cholera.

– W miarę porządku.

– Jesteś pewna? Brzmisz niezbyt dobrze.

Zmrużyła w irytacji powieki, kryjąc swoje zielone oczy pod podkręconymi rzęsami.

– To dlatego, że dopiero wstałam. – wytłumaczyła, wyjmując duży zeszyt i zwyczajny piórnik.

– Ale jest już połowa lekcji.

– I? Jeśli chcę spać, to będę spać. Mam priorytety. – otworzyła zeszyt na kółkach w połowie, i z energią wyrwała kartkę.

Skrzyżowałem ręce, kładąc je na stole. Ze skupieniem wpatrywałem się w jej każdy ruch, próbując rozszyfrować co będzie robiła. Mieliśmy narzucone, że te pół godziny było przeznaczone na jedzenie, ale jak było widać Vallie się tym za bardzo nie przejmowała.

– Nie jesteś głodna?

– Niezbyt. Muszę jeszcze napisać zaległe wypracowanie.

– Masz zamiar zgłosić to na policję? – zarzuciłem temat, który jej się nie spodobał. Wywnioskowałem to głównie z jej wyrazu twarzy, który wskazywał albo na jej niezadowolenie, albo na to że zjadła kilogram larw.

My Broken MuseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz