8

3.9K 112 7
                                    

- Nie mam ci nic do powiedzenia - burknęłam, wyrywając ramię z ręki Harrego, która przytrzymywała mnie w miejscu.

- Oczywiście, że masz. Jestem twoim szefem, opowiesz mi każdy szczegół dzisiejszego spotkania. - Zaśmiałam się głośno, przyciągając uwagę starszego małżeństwa, które wyciągało ogromne walizki ze swojego auta. 

- Kim niby jesteś? - rzuciłam rozbawiona, patrząc na niego jakby wyrosły mu rogi. 

- W tym momencie? Wkurwionym szefem. To ja tu rządzę, tak zadecydował Harrison. Przypomnieć ci? - Zrobił krok w moją stronę. Moja klatka piersiowa dotykała jego. Unosiła się szybko, czułam jak jego oddech omiata moją twarz. Nie pachniał miętą. 

- Właśnie to zrobiłeś, dupku - powiedziałam pewnie, odchylając głowę. Wbiłam w niego spojrzenie i nie odwracałam wzroku, żeby wiedział, że wcale mnie nie przestraszy tą swoją warczącą postawą. 

- To jak już sobie to uświadomiłaś... - zaczął i nachylił głowę w moją stronę. Wypuścił powietrze, które zmieszało się z moim oddechem. Był tak blisko, że wystarczyło, żebym poruszyła się centymetr do przodu, a jego wargi musnęłyby moje. W jego oczach dostrzegłam błysk, który ewidentnie zwiastował kłopoty. - To bądź teraz grzeczną dziewczynką i wszystko mi opowiedz. 

- Jestem zmęczona, Harry. Miałam dzisiaj ciężki dzień i ostatnie na co mam ochotę to rozmowa z tobą - powiedziałam prosto w jego usta, odsunęłam się i przeszłam obok, uderzając go w bark. Warknął pod nosem i od razu mnie dogonił. 

- Chcesz, żebym zgłosił to Harrisonowi?

- Wiesz co? - Zatrzymałam się nagle, przez co wpadł na mnie. Odbił się od mojego drobnego ciała i gdyby od razu mnie nie złapał za łokcie, mogłabym już zbierać twarz z podłogi. - Mam już dość gróźb na dziś od jakiekolwiek faceta. Wypchajcie się i dajcie mi wszyscy spokój! 

Wyrzuciłam ręce do góry, przez co mnie puścił. Ściągnął brwi, analizując moje słowa. Oddychałam szybko i głęboko, czując jak furia zalewa moje tętnice. 

- Kto ci groził, Mad? - zapytał niepewnie, skanując moją twarz intensywnym spojrzeniem. - Ten frajer Alex? 

Złość wykrzywiła jego twarz i momentalnie się wyprostował. 

- Nie! - krzyknęłam zbyt szybko. - Naprawdę miałam ciężki dzień, możemy porozmawiać jutro? 

Westchnął zrezygnowany i przetarł dłonią twarz. Kiedy ponownie na mnie spojrzał, z jego oczu biło dziwne zatroskanie. 

- Przyjdę do ciebie wieczorem. Nie chcę czekać do jutra.

Przewróciłam oczami na ten jego dziwny kompromis. Skierowałam się w stronę swojego pokoju, nie odpowiadając na propozycję Harrego. Która zresztą nie była nawet propozycją. 

Opadłam twarzą w miękką pościel, kiedy tylko przekroczyłam próg pokoju. Krzyknęłam w poduszkę, próbując pozbyć się buzujących we mnie emocji. 

Cholerna Francja, cholerny Alex i cholerne jego czarne oczy. 

Przebrałam się w krótkie, luźne spodenki i zbyt dużą koszulkę. Otworzyłam drzwi balkonowe wpuszczając do środka świeże powietrze. Wyciągnęłam z torby wszystkie dokumenty i porozkładałam je na podłodze i łóżku. Zalogowałam się do firmowej poczty i kliknęłam od razu e-mail od tłumaczki. Zerknęłam na pierwszy dokument. Było to tłumaczenie aktu notarialnego kamienicy.

Ava de Prie. 

Przymknęłam powieki, widząc nazwisko ciotki Alexa. Nadal w mojej głowie kotłowało się tysiące pytań. Czy de Prie to rodowe nazwisko Alexandra? To oczywiste, że przejął nazwisko po ojcu, ale może de Prie było nazwiskiem Henrego? Chociaż właściwie nie wiem, czy to mąż Avy. Alex raczej nie zwracał się do niego tak pieszczotliwie, jak do kobiety. Zaczynała boleć mnie od tego wszystkiego głowa. 

FuzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz