32

4.2K 168 15
                                    

Madison

Przymknęłam powieki, a błysk fleszy odbijał się w mojej głowie. Chaos, to słowo, które idealnie opisuje właśnie sytuacje. Dziennikarze wykrzykiwali pytania, ochroniarze odciągali ich ode mnie i Kendall. Próbowałam postawić krok do przodu, ale kamery, mikrofony i aparaty otoczyły nas z każdej ze stron.

– Kim pani jest dla Williama Walkera?

– Dlaczego tak długo prezes Black Industries ukrywał swoją tożsamość?

Zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając paznokcie w jej wnętrze. I co ja do cholery mam teraz zrobić? Pot spływał po moich plecach, a nogi zaczęły drżeć.

– Odpowiedziałam na wszystkie państwa pytania, konferencję uważam za skończoną. – Głos Charlotte Pierre dobiegał gdzieś z oddali, ledwie przekrzykiwał wzburzony tłum reporterów. Nie reagowali w ogóle na PR–owca firmy. To ja byłam dla nich kawałkiem mięsa, na który się rzucili.

– Jak to jest pracować z najbardziej rozchwytywanym kawalerem w Paryżu?

– Czy Black Industries ma problemy finansowe?

– Proszę za mną. – Usłyszałam gdzieś pomiędzy kolejnymi pytaniami. Uniosłam spojrzenie i zobaczyłam trzeciego ochroniarza, którego ogromnie rozbudowana sylwetka zasłoniła mi w końcu widok na dziennikarzy. Objął mnie ramieniem, a ja skuliłam się przy jego klatce piersiowej. Ktoś popchnął mnie w bok, przez co mocniej przyległam do ciała ochroniarza. Pachniał skórą i metalem.

– Panno Clarke, czy wszystko w porządku? – zapytał, gdy tylko przeszliśmy przez drzwi wejściowe firmy. Odetchnęłam głęboko i od razu spojrzałam na zewnątrz, by zobaczyć jak kolejny z wysokich mężczyzn prowadzi Kendall i Charlotte.

– Co za wariatkowo! – krzyknęła moja przyjaciółka, gdy zasuwane drzwi odcięły nas od chaosu panującego na zewnątrz. Reporterzy podbiegali do szklanych okien, ale na całe szczęście ich powierzchnia wyglądała jak lustro, więc jedynie co mogli nagrać to swoje zawiedzione twarze.

– Pojawiłyście się w idealnym momencie – mruknęła Charlotte, otrzepując poły swojej czarnej marynarki. Odsunęła kosmyki włosów z czoła i zgromiła mnie spojrzeniem. – Szło mi super, dopóki się nie zjawiłyście.

– Strasznie mi przykro, że przyszłam pracować – wtrąciłam, wkładając w swoją wypowiedź maksymalną ilość ironii i jadu. – Przynajmniej chcę jak najlepiej wykonywać swoją pracę.

– Jakbyś nie zauważyła – zrobiła krok w moją stronę – właśnie próbowałam wykonywać jak najlepiej swoją pracę – powtórzyła z sarkazmem, próbując naśladować mój amerykański akcent. Zmrużyłam oczy i uniosłam wyżej podbródek.

– Nie musiałabyś, gdybyś nie spierdoliła tego na samym początku – odpowiedziałam pewnie i założyłam ręce na piersi. Jeden z ochroniarzy odchrząknął i zbliżył się do nas, jakby chciał w każdej chwili zareagować, jeśli rzucimy się na siebie.

– Chyba dostałam wysypki – rzuciła Pierre, oglądając swoje dłonie. – Mam uczulenie na nic nieznaczących stażystów, których zdanie totalnie mam w dupie.

– Co najwyżej możesz mieć chlamydię, ty rozpustna, wredna małpo! – Temperatura w moim ciele wzrastała, czułam to na policzkach, które pokrywał na pewno teraz ogromny, czerwony rumieniec podkreślający poziom mojego wnerwienia. Gdy Pierre zaśmiała się głośno, furia krążąca w moich żyłach doprowadziła krew do wrzenia. – Wydrapię ci oczy.

Na ogół jestem bardzo spokojną osobą, którą trudno sprowokować. Ale ta cholerna kobieta podważała i deptała każdą moją zasadę, powodowała, że zabrakło liczb w nieskończoności, do których mogłabym doliczać, aby się uspokoić.

FuzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz