27

4.4K 176 17
                                    

Madison

Chaos.

Tylko tak mogłam określić to, co się działo, jak tylko wyszliśmy przez boczne drzwi szpitala.

Kilku reporterów rzuciło się na nas, towarzyszył temu blask fleszy, krzyki Turnera i warczenie Williama. Silne ramie owinęło się wokół mojego ciała i przybliżyło do ogromnej klatki piersiowej, która mogłaby być kaloryferem w chłodne, zimowe wieczory. Wtuliłam twarz w jego szarą koszulkę, tuż poniżej obojczyka. Pachniał typowym dla siebie zapachem – głębokim piżmem i męskim podnieceniem.

– Williamie Walkerze, jak to jest wyjść z ukrycia po tylu latach?

– Czy kierowca ciężarówki odpowie za wypadek z udziałem prezesa największej spółki w stolicy?

– Kim jest tajemnicza kobieta u pana boku?

– Panie Walker!

Dłoń Williama zacisnęła się na mojej talii, gdy dwóch reporterów z kolorowymi mikrofonami wpadło na jego plecy. Walker kazał Turnerowi wezwać wsparcie i chronić moją stronę. Znowu. Dlatego też ogromna postać jego prywatnego kierowcy szła tuż obok mnie, a ja byłam wciśnięta między dwa potężne ciała. Osłaniały mnie od zaciekawionych dziennikarzy i ich uporczywych kamer.

Z westchnięciem pełnym ulgi wsiadłam na tylne siedzenia czarnego SUVa. Otoczyła nas natychmiastowa cisza, jakby samochód tworzyła dźwiękoszczelna blacha, która przytłumiła krzyki reporterów i dźwięk robionych zdjęć.

– Kurwa mać! – warknął William, siadając obok mnie. Uderzył dłońmi w siedzenie przed sobą, a jego twarz wykrzywiona była we wściekłym grymasie. – Tyle lat. Tyle lat ukrywania się – mamrotał do siebie. Niepewnie położyłam dłoń na jego lewej nodze, zapakowanej w dres. Był to miękki materiał, tak różny od typowej garniturowej tkaniny.

– Will, musisz się uspokoić.

– Jak mam się uspokoić? – Podniósł głos, ale jego twarz złagodniała, gdy wbił we mnie spojrzenie. Uniósł dłoń i ledwie wyczuwalnie musnął jej wierzchem mój policzek. – Teraz wszystko się zmieni. Tyle lat...

– Ogarniesz to jakoś – zapewniłam, choć wiedziałam, jak bardzo jego świat teraz się zmieni. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego tak bardzo broni powiązania swoich krewnych z firmą, ale znając jego upór i troskę o najbliższych, mógł się kierować chociażby chęcią zapewnienia im zwyczajnej prywatności.

– Zabiję Charlotte. Miała to załatwić. Dlaczego ona w ogóle...

– Była w szpitalu – wtrąciłam się, a te słowa pozostawiły gorzki posmak na moim języku. – Martwiła się o ciebie i ze spóźnieniem zaczęła działać...

– Czy ty ją, do cholery, bronisz? – Zmarszczył brwi i przyglądał mi się, jakby mi wyrosła druga głowa. Właściwie sama się dziwiłam na tę marną próbę stanięcia w jej obronie.

– Mówię tylko – westchnęłam i wyjrzałam za okno. Mknęliśmy po ulicach Paryża, który żył swoim normalnym, francuskim życiem. Nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek odkrył ukrywaną od dawna twarz milionera. – Że przez uczucia, którymi cię darzy, skupiła się na trosce o ciebie, aniżeli twojej prywatności.

– To jej cholerna praca! Za to jej płacę niemałe, zresztą, pieniądze. – Nie dawał za wygraną i ponownie uderzył w fotel przed sobą. Cieszyłam się, że za Turnerem akurat usiadłam ja, bo nie wiem, jakby wytrzymał bycie workiem bokserskim dla Williama. Miałam dosyć wypadków samochodowych na najbliższe kilkanaście lat. – Poza tym, nie darzy mnie żadnymi uczuciami.

Spojrzałam na niego z wygiętą brwią. Poruszał szczęką, a wzrok utkwił w przedniej szybie. Jego przystojna twarz sprawiała mi wręcz ból, kiedy przejechałam spojrzeniem po prostym nosie, różowych ustach ściągniętych w poziomą kreskę i nawet, cholera, idealnych uszach. Tak. Popieprzyło mnie całkowicie i właśnie zachwyciłam się małżowiną uszną siedzącego obok mnie mężczyzny.

FuzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz