18

4.2K 171 9
                                    


Madison

Ziewnęłam głośno, nie siląc się nawet na zasłonięcie ust. Wypiłam duży łyk kawy. Nie mogłam spać całą noc. Kendall cicho chrapała obok mnie, kiedy ja przekręcałam się z boku na bok, spisując w myślach listę zarzutów, którymi mogłabym się posłużyć na tym cholernym spotkaniu. Spojrzałam na zegarek, wskazywał półtorej godziny do zawału. Powróciłam wzrokiem na ekran laptopa, który ukazywał strony z kamienicami. Zaledwie kilkanaście godzin temu miałam w głowie ułożony świetny plan, który spalił na panewce. Teraz sprawy wyglądały zupełnie inaczej, a fakt, że Black Industries miało przejąć kamienicę ciotki swojego prezesa nabierał sensu, którego wcześniej nie dostrzegałam. Nie dostrzegałam tak wielu wskazówek, że miałam ochotę walnąć głową o ścianę.

Głupia idiotka.

Rozległo się pukanie, a moje serce od razu podskoczyło. Charles wsunął głowę do mojego biura, a mnie przeszedł dreszcz ulgi. Od rana drżałam na samą myśl, że William do mnie przyjdzie. Nie do końca byłam pewna, czy to było drżenie pełne przerażenia, czy pełne wyczekiwania.

- Wynoś się, Charles – powiedziałam cicho, ale stanowczo. Charlie podszedł bliżej, z dłońmi włożonymi do kieszeni spodni garniturowych. Wyglądał elegancko, pewność siebie biła od niego na kilometry. Nie zachowywał się tak, jakby moje słowa robiły na nim wrażenie. Usiadł na czarnym fotelu, tuż naprzeciwko mnie. Jego oczy skupione były na mojej twarzy, która coraz bardziej rumieniła się pod wpływem furii, doprowadzającej do wrzenia moją krew. – O ile tak masz na imię.

Cicho prychnął i uniósł kącik ust do góry.

- Należało mi się – odparł, poprawiając się na siedzeniu. – Chcę porozmawiać.

- O czym? O tym, że oszukiwaliście nas od samego początku? Jaki był wasz plan? Ośmieszyć mnie? Ośmieszyć moją firmę?

- Nie miał takiego zamiaru.

Pokręciłam głową i cicho się zaśmiałam, chociaż wydany przeze mnie dźwięk nie miał nic wspólnego z rozbawieniem.

- Możesz wracać w podskokach do tego swojego szefa i powiedzieć mu, żeby się pierdolił.

- Sama możesz mu to powiedzieć.

- Nie będę z nim rozmawiać.

Zacisnęłam szczękę, aż poczułam zgrzyt zębów. Nie byłam jeszcze gotowa na spotkanie z Williamem, a tykający zegar na ścianie przypominał, że mam coraz mniej czasu na przygotowania.

- Zakładam, że Kendall do mnie wczoraj nie przyjechała, bo została, żeby cię wspierać...

- Oczywiście! – przerwałam mu i obdarzyłam go pełnym nienawiści spojrzeniem. – W naszych stronach, wykorzystuje się przyjaciół do płakania na ramieniu, a nie do ściemniania swojej tożsamości.

Uniósł brew.

- To też mi się pewnie należało.

Prychnęłam i założyłam ręce na piersi.

- Myślę, że powinieneś stąd wyjść. – Wskazałam brodą drzwi, ale mężczyzna po raz kolejny nie przejął się tym, co do niego mówię.

- Chodziło mi o to, Madison... – zaczął, wstając z fotela. Czyżby jego mózg w końcu zaczął działać i zostawi mnie w świętym spokoju? – Że targały tobą takie, a nie inne emocje, bo zdążyłaś zżyć się z Williamem na tyle, że prawda zakuła bardziej.

- Nie zżyłam się z żadnym Williamem! Nie znam go! Nie wiem kim jest ten facet – wycedziłam, bo Charles poruszył mnie tymi słowami. Nie chciałam tego przyznawać przed sobą, a tym bardziej nie chciałam o tym rozmawiać z przyjacielem winowajcy tego całego zamieszania. To oczywiste, że stanie po jego stronie, cokolwiek by nie zrobił. Tak samo postąpiłabym dla Kendall. Tylko różnica jest taka, że żadna z nas nie wpadłaby na taki chory pomysł.

FuzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz