Madison
– Nie spodziewałbym się, że z pana taki czyścioszek, panie Walker. – Głos lekarza był podsycony rozbawieniem, a błysk w jego oku wskazywał tylko na to, że za cholerę nam nie wierzy. Sama bym sobie nie uwierzyła, a gdy William z niedowierzaniem spojrzał na mnie, po tym jak wygłosiłam, że naderwał szwy podczas sprzątania, utwierdziłam się tylko w tym, że była to najgłupsza wymówka, jaką mogłam użyć. Ale przecież on był czyścioszkiem! Wszystko czego używał i wszędzie tam, gdzie przebywał, lśniło.
– Ja też nie – wymamrotał William, czym sobie zasłużył na kopnięcie w kostkę. Półleżał na czarnej kanapie w swoim salonie, z odchyloną głową i przymkniętymi powiekami. Uniósł je na chwile, by obdarzyć mnie wściekłym spojrzeniem, które chwile później przeniósł na mężczyznę, siedzącego obok. W sportowej marynarce, jasnej koszuli i brązowych spodniach pan Martin nie wyglądał na lekarza, a co najwyżej trenera futbolu na emeryturze. Jego szerokie barki napinały się, gdy odsuwał biały bandaż, przesiąknięty krwią.
– Kilka godzin. Zaledwie potrzebował pan kilku godzin po wyjściu ze szpitala, żeby zrobić sobie krzywdę – komentował dalej Martin, kręcąc głową z dezaprobatą. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, aby ukryć uśmiech.
– Nie cierpiałem.
Teraz już nie mogłam się powstrzymać. Uśmiechnęłam się szeroko, zaburzając całą kłamliwą historię, którą wymyśliłam na poczekaniu.
– Domyślam się – odpowiedział lekarz i przesunął wzrokiem po moim ciele, które było kolejnym dowodem na kłamstwa. Za duża koszulka Williama zwisała luźno, kończąc się w połowie ud. Była jak duży, czerwony neon, wskazujący, że za nic w świecie William nie sprzątał.
– Niech się pan zajmie swoją pracą, panie Martin – warknął brunet, tracąc cierpliwość. Nie znałam na świecie człowieka, który sprzeciwiłby się takiemu rozkazowy, który aż kipiał od zaborczości i władczości.
– Oczywiście.
Skrzywiłam się, gdy mężczyzna całkowicie pozbył się bandażu. Krew była wszędzie, a ogromna rana wyglądała na... otwartą.
Przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok. Ścisnęłam trzymaną dłoń Williama, ale nie byłam pewna czy próbowałam dodać otuchy sobie, czy jemu.
– Będę musiał to ponownie zszyć – wyjaśnił lekarz, głęboko wzdychając. – Nie wszystko się rozpruło, ale niektóre szwy wymagają poprawy. Powinniśmy pojechać do kliniki, gdzie...
– Nigdzie nie jadę – przerwał mu William. – Na pewno jest pan w stanie zrobić to tutaj. Cena nie gra roli.
– Cóż, nie są to najlepsze warunki...
– Płacę panu ogromne pieniądze, panie Martin. Niech pan sprawi, że to będą zajebiste warunki – syknął William, łypiąc spode łba na mężczyznę obok. Naprawdę go podziwiałam, że był jeszcze w stanie wchodzić z Willem w dyskusje.
– O-oczywiście.
– Może zaparzę herbaty – zaproponowałam i nie czekając na odpowiedź, wstałam z sofy i skierowałam się do kuchni. Otwarta przestrzeń umożliwiała mi kontrolowanie sytuacji wzrokiem, ale jednocześnie potrzebowałam być daleko od czarnej ogromnej walizki, którą otworzył właśnie lekarz, wyjmując z niej potrzebne przybory. Otworzyłam kilka górnych szafek, kilka dolnych szuflad i po chwili stawiałam na blacie dwa czarne kubki z torebkami Earl Greya w środku. Kliknęłam przezroczysty pstryczek u dołu czarnego, matowego czajnika, stojącego w rogu, tuż obok równie ciemnego zlewu. Oparłam się o wyspę kuchenną, stając plecami do dwójki mężczyzn na kanapie. Uśmiechnęłam się szeroko, wydobywając emocje na zewnątrz. Przygryzłam wargę, bo naprawdę chciało mi się śmiać. Mina lekarza Williama była naprawdę bezcenna, kiedy otworzyłam drzwi domu Walkera i wpuszczając go do środka, trajkotałam, jak William naruszył szwy, przecierając górne partie szafek w kuchni.
CZYTASZ
Fuzja
ChickLitDla Madison najważniejsza jest kariera. Marzy o osiągnięciu sukcesu i zrobi wszystko, żeby udowodnić, że to ona powinna zarządzać współpracą dwóch firm. O ile miesiąc we Francji nie pokrzyżuje jej planów...