33

4.3K 160 7
                                    

Madison

– Kiedy nam zamierzałeś o tym powiedzieć? – warknął Harry, nie powstrzymując swojej złości. Siedzieliśmy w sali konferencyjnej, z zasłoniętymi roletami i ogromnym, białym ekranem, na którym widniał teraz posiwiały i naprawdę zmęczony życiem Jameson Harrison.

– Jutro rano mam samolot do Paryża – odpowiedział, niewzruszony zachowaniem Evansa. Wszyscy unieśliśmy brwi wysoko w górę. – Muszę zjawić się osobiście, aby dopełnić wszelkich formalności.

– Trzeba to było zrobić od początku, a nie nas ciągać po świecie – wymamrotał cicho Harry i opadł na fotel po drugiej stronie stołu. Wcześniej, pod wpływem nerwów, aż musiał wstać i chodzić w kółko po pomieszczeniu.

– Jameson, czy to na pewno przemyślana decyzja? – wtrącił się Tom, który wydawał się najmniej zaskoczony z nas wszystkich. Współpracował najdłużej z Harrisonem z nas wszystkich, a nawet możliwe jest, że dowiedział się o fuzji wcześniej niż ja. – Niewiele udało nam się zdziałać razem z Black Industries. Zaledwie kilka planów marketingowych i spotkania o kamienicę...

– Pan Walker jest zachwycony wami – przerwał mu Jameson i potarł skronie, jakby ta rozmowa dostarczała mu zbyt dużego bólu.

– To na pewno – mruknął Harry i bezczelnie na mnie spojrzał. Pokazałam mu środkowy palec, zważając na to, żeby nie było widać tego na kamerce.

– Jest pewien, że wasz zespół będzie pracował na dobro firmy. To tylko zmiana nazwy, moi drodzy – kontynuował nasz szef. Jeszcze.

– I zmiana prezesa, panie Harrison – skomentowała moja przyjaciółka, chociaż wiedziałam, że ona pierwsza zaakceptowała by Williama, jako swojego szefa. – Czy chociaż wiadomo, jakie pan Walker ma wobec nas plany?

– O to nie musicie się martwić. – Harrison zakasłał kilka razy, a brzmiało to co najmniej tak, jakby potrzebował wypluć płuca. – Cały wasz zespół zostanie zachowany, możecie nawet liczyć na lepsze pensje podstawowe, a na pewno też premie, których ja nigdy wam nie mogłem dać. – Zmarszczył twarz i przejechał spojrzeniem po każdym z nas. Przynajmniej tak to wyglądało, bo jego ogromna twarz rozprzestrzeniona była na wielkim, białym ekranie. – Widzimy się jutro.

I mówiąc to, zakończył połączenie, wcześniej ponownie wypluwając sobie płuca.

– Nie wiedziałem, że ten koszmar się tak szybko zacznie – rzucił Harry, zatapiając palce we włosach. Pociągnął nimi do góry, zaburzając wcześniej starannie ułożoną stylizację.

– Może nie będzie tak źle? – zaproponowałam, chociaż sama nie wiedziałam, jak określić uczucia, które miałam wobec całej tej fuzji.

– Dla ciebie na pewno nie – prychnął Evans i podszedł do ogromnych okien, z których rozchodziła się panorama Paryża.

– Co to miało znaczyć? – zapytałam, chociaż doskonale znałam odpowiedź. Chciał mi wbić szpilkę i cóż, udawało mu się.

– Jako dziewczynie prezesa, to tobie nie stanie się żadna krzywda, czyż nie?

– Nie jestem niczyją dziewczyną – odburknęłam i zacisnęłam dłonie w pięści. – Harrison na pewno zadbał o to, żebyśmy byli prawnie zabezpieczeni. Sam Walker mówił, że chce dobrze działającego zespołu, a my właśnie takim jesteśmy.

– Czyżby? – zaśmiał się Harry, bez cienia rozbawienia. – Odkąd tu przyjechaliśmy, nasz zespół to żart. Nie pracujemy ze sobą, nawet biura mamy na osobnych piętrach.

Kolejna wbita szpileczka.

– A kto to niby spowodował? – odezwała się Kendall, ciosając Harrego wściekłym spojrzeniem. – To ty od początku odsuwałeś nas od zadań, robiąc z siebie koordynatora akcji.

FuzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz