Madison
Miałam déjà vu.
Dwie złote, złączone litery W błyszczały jasnym światłem ponad naszymi głowami, gdy przechodziliśmy przez przeszklone drzwi wejściowe restauracji. Teraz miały one większy sens, niż zaledwie parę tygodni temu, kiedy w takim samym gronie wchodziliśmy poznać naszych przyszłych współpracowników na zapoznawczej kolacji. Pieprzony William Walker posiadał wiele nieruchomości i inwestycji, a miejsce, do którego właśnie weszliśmy było jednym z nich. Teraz doskonale widziałam jego postać w każdym kącie knajpy – ciemne ściany, potulny a zarazem ekstrawagancki wystrój, wszędzie aż błyszczało z czystości panującej w każdym najmniejszym milimetrze tego miejsca i pracownicy, którym nie dało się nic zarzucić w wykonywaniu pracy.
– Zapraszam za mną – odezwał się kelner, ubrany w czarny garnitur. Nie przedstawialiśmy się – najwyraźniej wcale nie musieliśmy, a on rozpoznał nas jak tylko przekroczyliśmy próg restauracji. Poprowadził nas do tego samego okrągłego stolika, przy którym siedzieliśmy na naszym pierwszym spotkaniu. I ponowne déjà vu. Enzo, Charles i mój najprzystojniejszy mężczyzna podnieśli się ze swoich miejsc, gdy powoli się zbliżaliśmy. Czułam na sobie przeszywający wzrok bruneta, który przesuwał się wzdłuż mojego ciała, jakby chciał przejrzeć warstwę czarnej, mieniącej się sukienki i zobaczyć to co mam pod spodem. A doskonale wiedział, że nic. Jego mroczny, ciemniejący wzrok wskazywał na to, że wyśmienicie zdaje sobie z tego sprawę.
– Jaja sobie robicie – mruknął obok mnie Harry, co spowodowało, że niechętnie odwróciłam spojrzenie od Williama Walkera i podążyłam wzrokiem za Evansem. Dopiero teraz zauważyłam, że od strony baru zmierzają w naszą stronę Mia z przystojnym mężczyzną. Był wysoki, nie tak jak Will, ale przewyższał Mię o głowę. Jego twarz była nadal nieco chłopięca, a gdy delikatnie się uśmiechnął, wyglądał jakby miał z dwadzieścia lat.
– Poznajcie mojego dyrektora finansowego – przedstawił nieznajomego William, rozciągając ramię, gdy mężczyzna podszedł do wolnego miejsca obok prezesa Black Industries. – Davon Anderson.
– Bon jour – powiedział Davon, zachrypniętym, głębokim głosem, zupełnie nie pasującym go jego młodzieńczego wyglądu. Przejechał po nas wzrokiem, na dłuższą chwilę zatrzymując się na mojej twarzy. Mogłabym przysiąc, że jego kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
– Moją siostrę, Mię, już znacie – dodał William i kiwnął głową w kierunku brunetki, która z szerokim uśmiechem zasiadła obok Enzo. Puściła oczko do Evansa, który aż poczerwieniał ze złości.
– Dwie butelki Moët Impérial Brut poprosimy – odezwał się Charles do kelnera, który podszedł grzecznie z zawieszonym przez ramię białym ręcznikiem. Poprawiłam swoją błyszczącą sukienkę, gdy przysiadłam na krześle. Nie miałam nic pod sobą, a było to nieznane mi uczucie, które coraz bardziej mnie nakręcało. A w tym wszystkim nie pomagał wzrok Williama, który ponownie zatrzymał się na mojej twarzy. Podgryzł wargę, a ja zacisnęłam pod stołem uda.
– Z resztą zamówienia poczekamy na naszych gości – odparł Walker mocno zachrypniętym głosem. Westchnęłam bezgłośnie, bo nawet jego tembr powodował dreszcze rozchodzące się po moim kręgosłupie. Kelner skinął i oddalił się od naszego stolika. Rozpoczęły się rozmowy, które zupełnie nie miały nic wspólnego z celem, dla którego tutaj się spotkaliśmy. Czułam lekkie podekscytowanie i odrobinę przerażenia, na samą myśl, że już niedługo Harrison podpisze dokumenty, które zapieczętują fuzję naszych firm. Cały dzień rozmyślałam o konsekwencjach tych decyzji. Moja przygoda we Francji kończyła się szybciej, niż zakładałam. I nie do końca wiedziałam, jakie emocje mi przy tym towarzyszą.
CZYTASZ
Fuzja
ChickLitDla Madison najważniejsza jest kariera. Marzy o osiągnięciu sukcesu i zrobi wszystko, żeby udowodnić, że to ona powinna zarządzać współpracą dwóch firm. O ile miesiąc we Francji nie pokrzyżuje jej planów...