39

4.1K 153 10
                                    

William

Omiotłem wzrokiem swoje biuro, które opustoszało, gdy zlizywałem mokrą plamę z Madison. Chwała im za to, bo jęki brunetki były moją prywatną symfonią. Ścisnąłem rozerwaną koronkę do kieszeni, ciesząc się jak napalony nastolatek. Zgarnąłem z biurka kilka dokumentów, które dostarczył mi wczoraj wieczorem jeden z kumpli. Aaron Carter miał kontakty, które pomogły mi w znalezieniu dowodów na małe oszustwo Charlotte Pierre. Zacisnąłem szczęki, bo na samą myśl temperatura mojej krwi wzrastała, a w ustach czułem gorzki smak zdrady.

– Gotowa. – Usłyszałem pewny głos Madison, która wkroczyła do mojego gabinetu z prywatnej łazienki. Plama na jej czarnej sukience zniknęła, a świadomość, że pod materiałem jest zupełnie naga kompletnie wytrącała mnie z równowagi. Objąłem jej delikatne ciało ramieniem i przyciągnąłem do siebie, cmokając w usta. Na jej policzkach pojawiły się czerwone plamy.

– Rumienisz się – wytknąłem jej i założyłem kosmyk czarnych włosów na ucho. Kolor policzków wzmocnił się, na co wyżej uniosłem kąciki ust.

– Nie jestem jeszcze do tego przyzwyczajona – odpowiedziała, a jej ręce nerwowo latały pomiędzy naszymi ciałami. Wzmocniłem ucisk, zmuszając ją do ułożenia dłoni na mojej klatce piersiowej. Na pewno mogła wyczuć szaleńcze tempo mojego serca.

– Kwestia czasu – mruknąłem i przesunąłem nosem po jej policzku. Pachniała, jak rozkosz i zguba. Moja zguba.

– Nie mamy spotkania? – zapytała, chociaż jej oddech stał się płytszy i wręcz zwierzęco wyczułem wzrost jej podniecenia. Za to na jej wspomnienie, ja kompletnie otrzeźwiałem.

– Niestety – rzuciłem i niechętnie odsunąłem się od kobiety. – Chcę, żebyś tam była, bo ciebie też dotyczy sytuacja, którą z nią omówię.

Zmarszczyła brwi, ale wyjątkowo nie przerwała mojej wypowiedzi.

– Charlotte chroniła moją tożsamość od kilku lat – kontynuowałem i podałem Madison papiery, otrzymane od Aarona. – Byłem nieco rozproszony po sytuacji z wypadkiem, ale nie dawało mi spokoju, że nie poradziła sobie z wyciszeniem całej tej akcji. Zawsze dawała radę, przy nagrodach, przy aferze z filią w Chicago. Była najlepsza. – Madie wygięła brew i uniosła na mnie wściekłe spojrzenie ponad dokumentami. Uśmiechnąłem się szeroko, bo kochałem, jak przemawiała przez nią zazdrość. Zazdrość o mnie. – Dlatego też obława dziennikarzy bardzo mnie zdziwiła, a tym bardziej, że trwa od kilku dni.

– Czyli ona...

– Tak – przerwałem jej po chwili ciszy, w której Madison pewnie szukała cenzuralnych słów na opisanie zachowania Pierre. – Nie wiem co chciała tym osiągnąć, ale podejrzewam, że efekt ją zupełnie zaskoczył i teraz gubi się w zeznaniach.

– Tu jest wiele powodów, które usprawiedliwią to, że wyrwę jej wszystkie włosy z głowy – odparła buńczucznie Madison, a mi aż serce podskoczyło, gdy widziałem tę zaciętość w jej oczach.

– Chociaż z chęcią chciałbym to zobaczyć – zacząłem, gdy w ostatniej chwili otrzeźwiałem i wymazałem z głowy wizję przełożenia jej przez biurko. – To muszę ją zwolnić dyscyplinarnie i dopilnować, by więcej nam nie zaszkodziła.

– Moja obecność na pewno ci w tym nie pomoże. Mam ochotę ją zamordować.

– Nie tylko ty, skarbie – powiedziałem, a Madison obdarzyła mnie najpiękniejszym uśmiechem, który mógłby roztopić każdy wieczny lodowiec.

– Panie Walker, panna Pierre czeka już na pana w swoim gabinecie – z interkomu rozbrzmiał głos Rebeki.

– Idziesz ze mną? – zapytałem, wyciągając dłoń w stronę Madison. Kiedy poznała nowe fakty w sprawie, wolałem się upewnić, że jej decyzja o obecności na spotkaniu jest aktualna. Mrugnięcie i jedno uderzenie serca później, splotła nasze palce.

FuzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz