7

705 73 2
                                    

Przez 2 dni myśl o lekarstwie na likantropię nie dawało mi spokoju. Queen unikała tematu, udawała że nie wie o czym mówię. Może przez te ,,skutki uboczne". Może są tak duże że nie warto ich brać. Jednak one mnie kusiły. Ciągle w myślach powtarzałam numer pokoju Atlasa. 43. 43. 43. Kocham być wilkołakiem jak nikt inny ale móc poczuć się tak wolnym tak nie zobowiązanym... Tak bardzo tego pragnęłam. Tęskniłam za czymś czego nigdy nie miałam mieć z powrotem. 14 lat, tyle właśnie miałam kiedy po raz pierwszy się przemieniłam w wilkołaka. W tedy właśnie poznałam Paula. Mojego najlepszego kumpla który jest wampirem. Dziwnie na nas patrzyli 14 latka wszędzie chodzi z 19 latkiem. Może myśleli że jesteśmy rodzeństwem.
-Ej, ty mnie wogule słuchasz?- Zapytała Queen. Widocznie mówiła już kilka minut a ja jej nie słuchałam.
-Sorry, odleciałam myślami na inną planetę.- Tłumaczyłam się a czerwonowłosa popatrzała na mnie z ukosa.
-Ah, mówiłam tylko że idę się potem spotkać z Jackiem. -Powiedziała zdenerwowana.
Queen kilka razy tłumaczyła mi że wszystwie postacie z Alicji w krainie czarów trzymają się razem. Razem studiują, razem pracują, kiedyś podobno nawet razem mieszkali. Jack był białym krulikiem, przynajmniej kiedyś był.
-Aha okej.- Uśmiechnęłam się pod nosem.
Będę miała czas żeby pójść do Atlasa a Queen nic nie będzie wiedziała.
Żegnamy się buziaczkiem w policzek. Queen idzie w lewo a ja w prawo. Czekam 2 minuty i powracam do miejsca w którym się rozdzieliłam z Queen. Skręcam w tę samą stronę co ona.
Trochę zajmuje mi znalezienie pokoju numer 43, nawet zostałam zmuszona spytać się kilku osub o drogę.Stoję pod ciemnymi drzwiami i delikatnie pukam.
Nic.
Trudno, skoro nie chce rozmawiać z grzeczną Olivią, zostaje mu się ta zła Olivia.
Walę mocno butem o drzwi i krzyczę:
-Atlas! Otwórz albo wywarzę te drzwi! Czuję twój zapach!
W sirodku słyczę głośne westchnięcie i brzdęk otwieranego zamka. W drzwiach przedemną stoi Atlas. Patrzy na mnie czarnymi oczami tak jakby chciał żebym sobie poszła ale przepuscza mnie w drzwiach. Wchodzę do sirodka. Jego pokój jest większy, o wiele większy.
-Wiesz po co pszyszłam.-Mówię rozglądając się po pokoju.
-Tak wiem, ale Qeen Red zakazała mi dawać ci jakiekolwiek informacje o leku na likantropię.- Wymamrotał.
Boże! Kim on jest żeby trzymać się zasad? Jest szalonym kapelusznikiem! Moją ulubioną postacią z Alicji w krainie czarów.
-Zasady są po to aby je łamać.-Mówię z szerokim uśmiecham na co Atlas odpowiada mi tym samym.
-Widzę że sami swoi.- Widocznie jest zadowolony.
W końcu kolejna klijentka, kolejna forsa. Jednak wydaje się być zadowolony że akurat JA do niego pszyszłam.
-Jakie są skutki uboczne?-Pytam się dalej uśmiechnięty.
-Zaniki pamięci, wzrost mięśni, lepszy chumor, piszesz się na to?- Zaczynam go lubić lubić, gdybym nie miała chłopaka pewnie zarywała bym do niego.
-Piszę.
Atlas otworzył szafę. Widać w niej było mini laboratorium. Jak on to wszystko mieści?
-Na ile dni tych tabletek?- Zapytał szperając w laboratorium.
-Na dwa dni.- W końcu jutro piątek i o 23 mam pociąg.- Jak tam zmieściłeś mini labo?
Atlas się zaśmiał i powiedział:
-Zapomniałaś że jestem szalony.

I jak się podoba? Rozkręca się :D
Buziaczki i z góry informuję że nie wiem kiedy next, może jutro może po jutrze.
Ps. Sorry za błędy.

Jednak inna 1 i 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz