Weekend minął mi miło. Cała sobota zleciała mi na zakupach z Alex. Ciągle doradzała i odradzała zakupu. Kupiłam sobie tylko potargane spodnie. Według Willa wyglądają tak jakby ktoś przejechał po nich kosiarką. Kompletnie nie zgadzam się z jego opinią. Queen całe dwa dni byczyła się na kanapie przed telewizorem.
Podróż pociągiem nie była taka uciążliwa jak poprzednia. Queen co jakiś czas opowiadała mi o serialach jakich się na oglądała. Och, i ten jej najlepszy cytat:-,, On ją kocha ale jest taki... taki... skarpetkowy .''
Niektóre teksty były jeszcze lepsze, ale ten najbardziej zapadł mi w pamięć.
Wysiadłyśmy na odpowiedniej stacji i skierowałyśmy cię w stronę akademika. Ciemne ulice Nowego Jorku nie były odpowiednie dla takich osób jak ja i Queen. Uliczka którą szłyśmy była asfaltowa, gdzie nie gdzie były rozstawione latarnie w starym stylu. Nowy Jork jest nowoczesnym miastem ale ta uliczka była inna... starsza, stanowcza większość domów i mieszkań była z cegły.
-Tylko według mnie da uliczka jest piękna?- Zapytałam patrząc w ciemne oczy Queen.
-Według mnie bardziej upiorna.-Pokręciła głową.- O Boże! Co ja mam w tej torbie!
-Hmm, niech zgadnę... kamienie?-Zaśmiałam się krótko.
Czerwonowłosa stanęła w miejscu a ja razem z nią. Postawiła torbę na chodniku i powoli ją rozsunęła. Jej twarz poczerwieniała, teraz była w odcieniu jej włosów. Kolejna bez cenna mina!
-Will! Ty mędo!- Wrzasnęła tak głośno że na pewno obudziła mieszkańców.
Zajrzałam jej przez ramię do torby i myślałam że padnę ze śmiechu. Teraz to na pewno obudziłyśmy całą ulicę. Musiałam wachlować twarz ręką żeby odpędzić łzy napływające mi do oczu. Jeszcze raz zajrzałam do torby. Owa torba była wypełniona różnej wielkości kamieniami a na samym szczycie kamyków była kartka na której było napisane:
Na górze róże
Na dole bez
ja po prostu jestem the best
z poważaniem: Will, mistrz zła :D
Wiem już do kogo zgłosić się jak będę chciała się na kimś zemścić. Znowu zaczęłam się głośno śmiać i wachlować twarz. Z ust Queen wydostawały się coraz to nowsze przekleństwa.
-Tam był mój ulubiony lakier do paznokci ty idioto!- Skakała ze złości co jeszcze bardziej utrudniało mi opanowanie się.- Wredna, gruba, mędo! A ty z czego tak rżysz?-Sądząc po jej minie, pytanie było skierowane do mnie.
-Z twojej... miny... i... z.... głupoty... Willa.-Wydyszałam nie zauważając dwóch gości podchodzących coraz bliżej nas.
Oby dwaj mężczyźni byli niscy. Jeden z nich był łysy a drugi miał długie, ciemne włosy.Wyglądali w prost jak z jakiegoś kryminału.
-Zgubiły się panie?-Zapytał łysielec.
-Nie, tylko moja koleżanka oszalała.- Pokręciła głową Queen.
Mężczyźni popatrzeli na siebie.
-Może jednak pomożemy. Tak piękne panie o tak późnej godzinie w takiej uliczce... Stanowczo może coś wam się stać.-Protestowała roszpunka.
Wow, kiedy przeszliśmy na Ty? I pan roszpunka stanowczo próbuje nas poderwać.
-Nie potrzebujemy pomocy.-Powiedziałam w kilka sekund się opanowując.
Widocznie łysielec i roszpunka nie znali słowa-nie potrzebujemy pomocy- bo zaczęli podchodzić coraz bliżej... i bliżej... aż w końcu dzieliły nas tylko metr.
Jednak nie zbliżyli się jeszcze bliżej bo upadli na ziemię. Popatrzałam w prawo i zobaczyłam Maxa, chłopaka z który kiedyś łączyła mnie przyjaźń z korzyściami.
-Nie usłyszeliście że dziewczęta nie potrzebują pomocy?- Powiedział czarodziej trzymając rękę przed sobą. Widocznie wypowiadał jakieś zaklęcie pod nosem.
-Max?- Wykrztusiłam.
-Ciebie też miło widzieć.- Uśmiechnął się.-Może zechciały byście iść ze mną?- Popatrzałam na Queen i poszłam w stronę bruneta w czarnej podkoszulce.- A z wami się później policzę.
Chłopak odwrócił się od łysola i roszpunki i poszedł w stronę luksusowego mustanga stojącego nie daleko. Zagwizdałam z wrażenia. Auto było piękne. Całe czarne i bez dachu. Musiałam zagwizdać.
-Od kiedy to studenta stać na takie cacko?- Zapytałam.
- Od kiedy sprzedaje swoją magię jakimś biznecowcą.- Pochwalił się.
-Bawo!- Zaklaskała Queen.- Już wiem z kim się warto zadawać.
Wsiedliśmy do samochodu, oczywiście ja z tyłu a Queen i Max z przodu.
-Pasy.-Upomniał chłopak.
-Dobrze tatusiu.- Uśmiechnęła się Queen.
Jechaliśmy w ciszy w nie znanym mi kierunku. W krótkich spodenkach było mi strasznie zimno a sprawy nie ułatwiał wiatr we włosach spowodowany szybką jazdą samochodu bez dachu. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się przed apartamentowcem.
-Ty tu mieszkasz?- Zapytałam.
-Tak.- Krótka odpowiedź mnie nie zadowoliła więc postanowiłam drążyć temat.
-Myślałam że mieszkasz w akademiku.-Wysiadłam z samochodu i zaczęła iść za Maxem.
-Tak samo myślałaś że nie mam samochodu.-Uciął temat.- Chodźcie szybko bo jest strasznie zimno na dworze.- Jego kamienny wyraz twarzy mnie wkurzał.
Szybko weszliśmy do środka i wjechaliśmy windą na ostatnie piętro gdzie znajdowało się tylko jedne drzwi które otworzył brunet jednym machnięciem ręki.
-Dzisiaj śpicie u mnie.-Oznajmił.- Po prawej macie łazienkę a po lewej kuchnię, czujcie się jak u siebie.
Queen pędem popędziła do kuchni a ja do łazienki.
-Olivia, w szafce po lewej masz świeże ręczniki!-Krzyknął za mną brunet a ja odkrzyknęłam mu podziękowanie.
Hejka! Dziś dłuszy rozdział bo byłam zfrustrowana i nie małam co robić :)

CZYTASZ
Jednak inna 1 i 2
Lobisomem1 cz. Olivia mieszka w Los Angeles. Nie jest zwykłą dziewczynką. Jest wredna, samolubna i zawsze ma asa wrękawie. Oprucz tego od prawie 3 lat zamienia się w wilkołaka. O dziwo w pełnie księżyca nigdy się nie zamieniła. Zawsze wiedziała że to przez j...