I

356 27 3
                                    

Ogień...
Wszytko płonie...
Ktoś krzyczy, płacze. Zawodzi. Niech zamilknie...

Zamrugałam gwałtownie i od razu zaczęłam się krztusic dymem. Żar gorącego powietrza wycisnał mi łzy z oczu. Gdzie... ja... jestem?!
Zerwałam sie do biegu, lawirujac miedzy płomieniami. Zakryłam usta mokrą koszulką. Co to za ciecz?
Nagle zobaczyłam przed soba kobiete leżacą twarzą do dołu, w szybko powiekszajacej sie ciemnej kałuży. Szloch wyrwał mi się z piersi gdy rozpoznałam w niej moją ukochaną starszą sasiadke.
Zacisnełam dłoń na czym, co trzymałam od samego poczatku. Przecież... to nóż! Zakrwawiony nóż!
Wyrzuciłam ostrze jak najdalej od siebie. Ominełam kobiete, coś mówiło mi, że dla niej juz za późno na ratunek.
Krztusząc sie własnym płaczem i dymem zaczełam zbiegać po schodach. Na dole oddychało sie lżej, ale...
- Nie!
Mąż owej kobiety leżacej na pietrze był przybity do ściany kilkoma nożami, za rece, nogi...
- Nie...
Uciekaj! Uciekaj bo dorwą i ciebie!
Dopadłam do drzwi i szarpnełam za klamke. Nic.
- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa!
Nagle poczułam, jak ktoś stoi za mną . Odwrociłam się gwałtownie.
Wysoki, zamaskowany meżczyzna.
- Spłoniemy! Otwórz drzwi!
On jednak nadal stał. Po chwili rzucił klucz gdzieś w bok i dobył noża identycznego jak ten, którym mój sąsiad był przybity do ściany.
Otworzyłam szerzej oczy, które zaraz zaczeły mnie piec od dymu. Dyszałam ciężko starając się złapać oddech.
W ułamku sekundy facet rzucił sie w moją stronę , a ja po klucz. Nic juz sie nie liczyło tylko ten klucz...
Zlapałam go i przyklęknełam, unikając noża świszczącego nad moim prawym ramieniem. Jakimś zrywem wstałam i uderzyłam go z barku, wytracając z równowagi na tyle, by upadł.
Dopadłam drzwi i drżącą reką siłowałam sie z mechanizmem. Metal parzył mnie w dłonie.
Otworzyłam drzwi w tym samym momencie, co tamten facet rzucił się na mnie. Z hukiem wylądowalismy na werandzie. Szarpałam się, a on o dziwo puścił mnie. Wstałam i zdołałam odbiec od płonacego budynku na może 10 m. Upadlam jak długa, tracąc przytomność.

-Nie nie nie, mamo! Powiedz im, ze to nie ja! To mnie tam zamknięto! Ja jestem ofiarą!
Szarpałam się z policjantami ale z nimi nie miałam żadnych szans. Popatrzyłam błagalnie na matke, która...
Spusciła oczy i nic nie powiedziała.
- Mamo! Ja tego nie zrobiłam! Słyszysz?! Jak mogłabym ich zabić?! Słyszysz?!
Poczułam tylko ukłucie i zobaczyłam igłe sterczącą z mojego uda. Po chwili świat sie urwał a ja zrozumiałam, że dali mi środki uspokajajace.

Ocknełam sie z jękiem i uniosłam głowe. Ciemne pomieszczenie, niewygodne łóżko... wiezienie?
Gdy dotarły do mnie bodźce słuchowe zawyłam ze strachu i schowałam głowę między kolanami, starając się wyciszyć wszystkie dźwięki.
Jęczenie, piski, krzyki, zawodzenia... jakbym popadła do...
Ja jestem w wariatkowie!
Ale, ale...
Ale...
Ja jestem nie winna! To mnie zaatakowano!
Tylko...
Tylko czemu...
Tylko czemu nie pamietam nic do momentu ucieczki z domu?
Czemu mam luki w pamięci?
Co tu sie kurwa dzieje? Przecież to...
Jestem niewinna! Ja nic nie zrobiłam! Ten nóż nie był mój! Ja...
Ja nie mogłam zabić...

Jestem tak bardzo zła, ale jeszcze dzisiaj daje wam rozdział rozpoznawczy;) Zachęcam do Komentowania moje. Gwiazdeczki

Mind TrapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz