XXXII

124 11 1
                                    

- A co to? - rzucił na powitanie Parker. - Specjalna audiencja?

- Ich ostatnie życzenie.

przypomniał mi się teraz Kennet. Mówił, że w "o statecznym rozrachunku" mogę na niego liczyć. Ale nie widziałam go tutaj. Ani podczas całej drogi do gabinetu dyrektora. I dobrze, przynajmniej on wyjdzie z tego bez szwanku.

Nie zapomniałam, co mu obiecałam. I wizja szczęśliwego Kenneta na wolności wywołała cień uśmiechu na moich ustach. Jednak zaraz zdominował mnie strach, bo oto stoję twarzą w twarz z... dwoma psychopatami.

- Ostatnie życzenie? - Parker aż wstał. - Od kiedy to spełniasz czyjeś "ostatnie życzenie"?

- I tak zginą. - odparł mu, zamykając drzwi na klucz. - Co za różnica? I tak lepiej tutaj jak na mieście.

Dyrektor psychiatryka zastanowił się chwilę.

- W zasadzie masz rację. - odparł i spojrzał na nas. - Nelly Lawrence i Damian Ryan. Pacjentka i ochroniarz. Czym zawdzięczam tę wizytę w ramach "ostatniego życzenia"? - rzucił z kpiną.

- Chcemy sie dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. - wypaliłam od razu.

Odpowiedział mi śmiech obu mężczyzn, po czym oboje spojrzeli na siebie.

- Widzę nasze ptaszki chcą umrzeć z pełnią wiedzy? A czemu nie? Gra nadal trwa, zabawmy się.

Zamilkli oboje, jakby szukali czegoś w pamięci. A ja miałam wielką nadzieję, że wyjdziemy stąd żywi i z odpowiedziami. Ale nadzieję to ja mogę mieć, z tego wybitnie zdaję sobie sprawę.

- W zasadzie to cieszy mnie, że wreszcie komuś możemy opowiedzieć naszą historię. James, pamiętasz może, jak to się zaczęło?

James?! To ten niebieskooki potwór ma takie normalne imię?! Wymieniliśmy spojrzenia z Damianem.

- Ach, gdzie moje maniery, usiądźcie proszę.

Z ociąganiem usiedliśmy na kanapie obok biurka. James zajął fotel, a Parker jak na dyrektora przystało, siadł na swym miejscu.

Całe pomieszczenie zostało odremontowane, nie było już nawet śladu po moim wyczynie. No, oprócz skroni Parkera.

- Więc jak wolicie? Zadajecie pytania czy słuchacie opowieści?

- Może opowiedzcie najpierw a jak będzie jeszcze coś niejasne to dopytamy?

- Idealnie. - dyrektor psychiatryka zatarł ręce.

Westchnęłam i pośpiesznie obrzuciłam pomieszczenie wzrokiem. Nic, co mogłoby się nadać na ewentualną broń. Zrobił postępy, oj zrobił...

- Zaczęło się od naszego pierwszego spotkania sześć lat temu. Byłem wtedy strażnikiem, takim, jakim jest obecnie Damian a Jamesa dopiero co tu przywieźli. Rytualny mord, ot co. No i przydzielono mnie do niego. Jakoś tak po dwóch, trzech tygodniach zrozumiałem, że mamy wiele wspólnego. Ale nie myślcie, że to za mnie zaczęły się wszystkie te "zabawy" o nie. Zaczął mój poprzednik, który był zbyt słaby by dotrwać do końca tej gry.

Wstrzymałam oddech. "Zabawy"? On rzeczywiście są chorzy...

- Jego poprzednik - kontynuował niebieskooki - uwielbiał z kolei bawić się na kobietach. Przeprowadzał na nich eksperymenty nowych leków, testował brutalne programy resocjalizacji, bawił się ich psychiką no i wyruchał większą część z nich.

- James, bez takich kolokwialnych słów proszę. - skrzywił się Parker.

- Wybacz przyjacielu - odparł ten i kontynuował. - I stąd ta masa samobójstw. Nie zdziwiłbym się, gdyby jednak on je po cichu zabijał. Ale to tylko by pokazać wam, że to nie my zaczęliśmy.

Ja...

Po prostu nie wiedziałam, jak mam reagować. A to dopiero początek opowieści...

Boże, w jaką chorą grę my się wplątaliśmy?

- Widzę, że już macie dość... Eh, a liczyłem, że więcej wytrzymacie.

- Nie, nie... - odezwałam się. - Kontynuuj proszę. Słucham z zapartym tchem.

- Więc słuchaj, bo to dopiero wstęp. - zatarł ręce Parker.

***

Mind TrapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz