Uporczywy dźwiek alarmu sprawił, ze sparalizowal mnie strach. Co prawda Kennet ciagnal mnie za ramie, ale nadal stalam jak slup soli.
W pewnym momencie zielonooki westchnal.
- Wiem, ze musisz sie nacieszyc swym wyczynem, ale jesli chcesz stad uciec to najwyzszy czas.
Skinelam mu tylko glowa, niezdolna dobyc glosu.
Teraz zlapal mnie mocniej za ramie i pociagnal w strone najstarszej czesci kompleksu.
Kopniakiem wywazyl stare, zardzewiale drzwi i naszym oczom ukazal sie stary korytaz, pelen sprochnialych desek, jakis popekanych drutow i wszelkiego innego zlomu. No i masa pajakow. Steknelam, ale nie odwazylam sie glosno zaprotestowac. Musze stad uciec...
Zaczelismy sie przez to przedzierac, ale po chwili popchnal mnie w strone najglebszego kłębowiska wszelkich rupieci.
- Ale...
- Dasz rade, juz niedaleko. Ja musze wrocic, bo zauwaza moja nieobecnosc. Poradzisz sobie, legendo.
- Jasne... Milo bylo Kennet, pozdrowienia dla Parkera.
- To dla mnie zaszczyt. Nie zapomne przekazac, powodzenia.
- Kennet... Dziekuje.
- Nie ma za co.
Po chwili jego glowa zniknela mi z pola widzenia, a jedyne swiatlo rozjasniajace panujacy tu mrok zostalo zaslonione.
Juz blisko. Juz tak blisko...
Skupilam sie ma swoim oddechu, starajac sie nie poddac emocjom.
Zaklelam na glos, gdy jakis pret bolesnie dzgnal mnie w biodro.
- Do jasnej cholery!
Idac, ekhem, przedzierajac sie przez cale to złomowisko w iscie zółwim tempie, wreszcie poczulam zimny powiew.
Wolnosc!!
Ze lzami w oczach huknelam czterema literami na bruk, zachaczajac o cos.
- Udalo sie...
Siedzac tak, zupelnie ignorujac mżenie, po prostu sie rozplakalam. Wszystkie te emocje skumulowaly sie we mnie i teraz znalazly ujscie.
Plakalam i plakalam, nie mogac sie uspokoic.
- Jestem wolna!
Uporawszy sie z wlasnymi lzami wstalam. Dopiero teraz poczulam, jak bardzo boli mnie ramie oraz moja psychika.
Wszystko uderzyło mnie niczym piorun .Nie płakałam,tylko ze szczęścia,lecz z bólu po ranie postrzałowej.
Nie wiedząc co robić ,zaczełam, powoli kulejąc, dreptać w strone najblizszego zadaszenia, gdyz mzawka przeszla w istna sciane deszczu. W zasadzie to juz sama nie wiem, czy plakalm czy nie.
Jestem wolna!
A ten skurwiel mnie postrzelil!
Nagle zorientowalam sie, ze nie jestem sama na ulicy. Przestraszonym wzrokiem spojrzalam w strone starszej kobiety. Unikala mojego wzroku, a ja zaczelam panikowac. A jak znow zgarną mnie do...?
Chcialam biec, ale zdobylam sie tylko na cofniecie w glab przystanku. Skulilam sie pod sciana, starajac sie ignorowac potluczone szklo. Reka tak cholernie bolala...
W pewnym momencie zorientowalam sie, ze prowizoryczny opatrunek juz dawno przeciekl. Z zamknietymi oczami zaczelam wodzic dlonia w poszukiwaniu jakiegokolwiek materialu. Gdy natrafilam na cos innego niz podloga przystanku, az spojrzalam w tamta strone.
Bluza!!!
Szybko naciagnelam ja na swoj "psychiatryczny" uniform. Byla strasznie brudna, ale ciepla.
Z tym powoli ogarniajacym mnie spokojem z powodu posiadania czegos tak "normalnego" i cieplego, wrocila chec dzialania.
Podnioslam sie z cichym jekiem i spojrzalam na nazwe ulicy na przystanku...
Kto powiedzial, ze żule nigdy nikomu sie nie przydaja? Nagle zapalalam ogromna miloscia do tych ludzi. Co prawda pozbawilam jednego jego okrycia, ale...
Zastanowilam sie chwile. Co powinnam teraz zrobic?
Od razu przed oczami pojawila mi sie jedna z najbardziej zaufanych twarzy. Sebastian...
I on mieszka tak blisko psychiatryka?
Biegiem przebylam dwie wieksze przecznice i skrecilam w pierwsza w prawo. Zupelnie ignorowalam reke.
Zawahalam sie jeszcze, stojac na trzecim z pieciu schodkow prowadzacych do jednego z tych jakze podobnych, jednorkdzinnych domkow. Jak na ironie byl tak podobny do tego, od ktorego wszystko to sie zaczelo...
Zapukalam z dusza na ramieniu. To, ze ja mu ufam, nie znaczy, ze on mnie nie odesle...
- Slucham?
Gdy w drzwiach pojawila sie ciemna czupryna mojego przyjaciela otworzylam usta, by cokolwiek powiedziec, ale poczulam, ze trace grunt pod nogami, a wszystko spowija ciemnosc.
Zdazylam tylko wykrztusic ciche: "pomocy"; nim zemdlalam.
CZYTASZ
Mind Trap
ActionCo robisz ,gdy twoje życie zmienia się nagle z dnia na dzień o 360 stopni? Zostajesz uznana za psychopatkę,która zabiła swoich sąsiadów. Trafiasz do psychiatryka - miejsca pełnego obłąkanych ludzi: tych niebezpiecznych i tych bojących się nawet swo...