35. Chaos Tom 2

7 1 0
                                    


Spotkania klubu pojedynków w opinii Harry’ego miały jedną podstawową wadę. Mianowicie uczniowie nie czuli wystarczającej presji i ciągle walczyli w pojedynkach honorowych, gdzie nie można było zademonstrować swojego pełnego potencjału, o nauce czegoś nowego nie wspominając. Owszem, honorowe pojedynki były ważne, ale nie wtedy, gdy uczniowie są przekonani, że przeciwnik nie zaatakuje z tyłu, bądź nie zacznie używać niezaprezentowanej broni. Jako że nauka innych zajmowała Harry’emu trochę czasu nie brał on czynnego udziału w zajęciach, a raczej należało powiedzieć, że na każdym spotkaniu staczał trzy pojedynki z wybranymi przez profesor Green osobami. Dzięki temu miał udowodnić swoje umiejętności, zdobyć miejsce w grupie uzdolnionych, jak i nauczyć czegoś swoich partnerów. Dzisiaj stoczył dwie walki z pierwszorocznymi chłopakami i obecnie miał się zmierzyć z Hermioną, która wyraźnie już nie mogła się doczekać tej sposobności.
- Domyślam się, że i ty chcesz walczyć honorowo? – zapytał znudzonym głosem, chcąc to szybko zakończyć.
- Jeśli chcesz możemy walczyć nie honorowo – odparła z nutą niepewności w głosie przyglądając mu się bardzo uważnie.
Tak jak i na poprzednich spotkaniach klubu ubrany był w zestaw Yoh, więc sporo odsłaniał, co wyraźnie podobało się dziewczynom. Sam również był z tego zadowolony, ponieważ jego blizna nie brzydziła ich, wręcz przeciwnie, podobała się. Widać taki już mają gust, chodź oczywiście były i spojrzenia wyrażające dezaprobatę czy też inne takie.
- Było by miło tym bardziej, że ze swoją wiedzą masz spore szanse wygrać jak i wiele się nauczyć.
- Wygrać? – zapytała z wyraźnym niedowierzaniem spoglądając mu prosto w oczy i rumieniąc się delikatnie.
- Owszem. Na pewno rozumiesz, że nie używam tu pełnego potencjału swoich możliwości. Raz, że była by to strata czasu i sił, a dwa to fakt, że chcę was czegoś nauczyć. Szczególnie tych, u których cenię pewne cechy.
- Więc walczmy nie honorowo – powiedziała bardziej zdecydowanie dobywając różdżki.
- Świetnie – odparł i również dobył różdżki. Weszli pod przygotowaną kopułę – jakich wiele było na sali – i stanęli naprzeciw siebie.
- Proponuję abyś ty ogłosiła start – powiedział, aby ją podpuścić, na co ta dała się złapać.
- Trzy, dwa…
- Effetto di Lampo!
Piorun pomknął w kierunku zaskoczonej dziewczyny, która w akcie paniki odskoczyła w bok, unikając trafienia. Jednak niedane jej było zaznać spokoju, ponieważ zaraz zaczęły lecieć na nią kolejne zaklęcia, których ta nie mogła sparować z powodu strachu i ciągłej ucieczki. Niestety takie zachowanie sprawiło, że wielu uczniów porzuciło własne pojedynki i zaczęli im się przyglądać.
- Espejo! – Obroniła się w końcu, a odbity oszałamiacz pomknął w stronę Harry’ego, który zrobił tylko krok w bok. – Aqua Eructo!
Na chłopaka poleciała woda, którą ten musiał zignorować, ponieważ dziewczyna od razu rzuciła w niego zaklęciem rozbrajającym. Odskakując do tyłu uniknął trafienia, jak i zmoczenia, jednak ziemia pod nim była cała zalana wodą. Walka trwała dalej: wymiana zaklęć była coraz bardziej zawzięta i Harry musiał przyznać, że Granger bardzo dobrze kombinowała, aby uniknąć jego ataków. Chodź faktem było, że gdyby zaczął walczyć na poważnie dawno by wygrał. Jednak ta dziewczyna uczyła się z każdą kolejną sekundą trwania pojedynku i on to wykorzystywał czując ogromną satysfakcję.
- Esprit! – Gryfonka niespodziewanie zmieniła obecną na ziemi wodę w spirytus, a następnie krzyknęła: – Ignis!
Harry błyskawicznie wytworzył tarczę, aby obronić się przed ogniem, jednak gdy ten się pojawił stracił z oczu dziewczynę. Woląc nie ryzykować ugasił płomienie i w tym momencie usłyszał szept Granger dochodzący zza jego pleców:
- Incancerus.
Świetlne liny zaczęły się na nim owijać. Wykorzystując swoje moce wyciągnął z tylnej kieszeni nóż akurat w momencie, gdy liny tam dotarły. Sekundę później był związany od ramion aż po kostki. Musiał przyznać sam przed sobą, że nie docenił pomysłowości tej dziewczyny, jak i że za bardzo się rozluźnił. Gdyby śledził jej działania używając magii czującej nie zaskoczyłaby go, a tak proszę: porażka. Mimo to cieszył się z niej, ponieważ Hermiona czegoś się nauczyła. Teraz pozostała ostatnia kwestia.
- Świetnie Hermiono, nie spodziewałem się tego po tobie. – W tym momencie za kopułą dało się dostrzec jak Gryfoni zaczynają klaskać i wiwatować, a wraz z nimi nieliczni uczniowie innych domów.
- Dziękuję. – Przyznała rumieniąc się delikatnie i opuszczając różdżkę. – Bardzo wie…
Zaczęła, jednak nie dokończyła, ponieważ ostrze noża znalazło się przy jej gardle delikatnie ją kalecząc i sprawiając, że w jej oczach pojawił się strach. W tym momencie pod kopułę wręcz wbiegła profesor McGonagall wyraźnie zaniepokojona tym, co widzi, jak i nie świadoma wypowiedzianych słów. Właśnie takie było założenie kopuły: chroniła nie tylko przed zaklęciami, ale i przed rozpraszaniem.
- Potter przestań!
- Pani profesor, proszę się nie mieszać do pojedynku, którego przebieg jest pani nieznany – powiedział niezwykle ostro, niezadowolony, że mu się przerywa. – Obecnie nauczam i żądam, aby mi pani nie przeszkadzała; w przeciwnym wypadku będę zmuszony panią do tego zmusić. O ile pani nie zapomniała jestem tu w charakterze wykładowcy, a nie ucznia i mam pewne prawa, które pani uszanuje, albo z własnej woli, albo z mojej.
- Nie będzie pan…- Jednak niedane było jej dokończyć, ponieważ za kobietą stanęła Mika i dosłownie wyciągnęła ją za kopułę, a następnie zastąpiła jej drogę.
- Więc, Hermiono bądź tak miła i upuść różdżkę. – Dziewczyna natychmiast wykonała polecenie, cały czas patrząc na niego przerażonym spojrzeniem, a krew z jej gardła zdążyła już spłynąć pod kołnierz; nie było jej wiele – co przy zacięciu się papierem. – Doskonale. Teraz bądź grzeczna i się nie ruszaj.
Skupił się na bransoletce, a następnie przesłał do niej moc. Oplatające go liny zniknęły pod wpływem przeciw zaklęcia szokując tych, którzy go obserwowali. Jednak jeszcze większy szok przeżyli, gdy momentalnie podniósł różdżkę i Drętwotą oszołomił dziewczynę. Nim ciało Gryfonki upadło nóż podleciał do jego ręki, a on złapał ją oburącz za ramiona i delikatnie ułożył na ziemi. Szybkie zaklęcie lecznicze, następnie czyszczące i przeciw zaklęcie.
- Jak już mówiłem świetna walka, niestety tak bliska zwycięstwa popełniłaś niewybaczalny błąd – mówił spokojnie uśmiechając się do niej i pomagając wstać.
- Myślałam…
- Nie myśl o rzeczach oczywistych tylko je wykonuj. Gdy mówię, że pojedynek kończy się wraz z oszołomieniem przeciwnika to tak jest, szczególnie, gdy walczy się nie honorowo. Co innego gdyby to był pojedynek honorowy.
- Rozumiem – odparła nagle bardzo zdecydowana, patrząc mu prosto w oczy. – W przyszłości nigdy nie popełnię już tego błędu.
- Doskonale. Cieszę się wiedząc, że ktoś potrafi tak wiele wynieść z jednej walki ze mną. Nawiasem mówiąc, masz niezwykłe zdolności. Gdybyś trochę więcej czasu poświęciła walkom, a mniej teorii, mogłabyś trafić do grupy uzdolnionych.
- Naprawdę tak myślisz? – zapytała z wyraźną nadzieją, patrząc na niego w taki sposób, że uśmiech sam wszedł mu na usta.
- Tak – przyznał i przeniósł spojrzenie na uczniów, którym niewiele brakowało, aby podbiec by tylko dowiedzieć się, co się dzieje.
Natomiast profesor McGonagall była bliska wybuchu; z powodu Miki, która nie chciała jej przepuścić. Zaraz za nią stała profesor Green, która wyraźnie również chciał dowiedzieć się, co się dzieje. Wiedząc, że lepiej wyjaśnić to wszystkim na raz zdjął pole ochronne i zaczął mówić:
- Wraz z Hermioną zdecydowaliśmy się toczyć pojedynek nie honorowy, a jak mówiłem w takim można sobie na wiele pozwolić. Widząc wzrastające wraz z wzrostem adrenaliny zdolności Hermiony przeciągałem walkę, aby mogła jak najwięcej z niej wynieść. Niestety w najważniejszym momencie popełniła ona błąd, to znaczy nie oszołomiła mnie, co ja wykorzystałem. – Zrobił pauzę i przeniósł spojrzenie na McGonagall. – Pani profesor, w przyszłości niech pani spokojnie czeka na rozwój wypadków. Przez pani nad pobudliwość i nie ufność byłem zmuszony do działań, na które nie miałem ochoty. Nie wspominając już o tym, że przeszkadzała pani w toku rozumowania Hermiony. Dla jasności, jeśli jeszcze raz zrobi pani coś takiego nie będę się ograniczał tylko zaatakuję i zapewne uszkodzę panią, albo zrobi to Mika, zapewne wie już pani, do czego jest zdolna jej broń. – Zrobił kolejną pauzę i potoczył wzrokiem po zebranych. – Wszyscy wracać do pojedynków. Bierzcie przykład z Hermiony i nie bójcie się walczyć nie honorowo, szczególnie ze Ślizgonami. O ile wam to nie umknęło, uczniowie tego domu mają pewne talenty, które wy musicie odczuć na własnej skórze.
- Talenty. Od kiedy to oszukiwanie i atakowanie od tyłu to talenty – powiedział Weasley, posyłając mu nienawistne spojrzenie.
- Skoro tak mówisz, Weasley. Tylko nie mniej później do mnie pretensji, gdy okaże się, że nawet pierwszoroczni Ślizgoni są od ciebie lepsi.
- Taa i co jeszcze powiesz?
- Dla przykładu to, że nie dorównujesz swojej siostrze do pięt i gdybyście stoczyli nie honorowy pojedynek nawet nie zrozumiałbyś, co cię walnęło. Jednak o tym przekonasz się, gdy ona wyrazi na to zgodę. Natomiast teraz wszyscy do pojedynków! Chyba, że kończymy zajęcia. Ja osobiście mam kilka rzeczy, którymi chętnie bym się zajął, zamiast patrzeć po raz setny, jak co niektórzy odstawiają szopki zamiast walczyć.
- Szopki powiadasz, a sam przegrałeś z dziewczyną. – Włączył się do dyskusji, o ile tą wymianę zdań można było tak nazwać, Boot.
- O ile ci to nie umknęło wygrałem i wyswobodziłem się z więzów w sposób, którego ty nigdy nie zrozumiesz. No, ale magia bezróżdżkowa nie jest dla amatorów o tak niskim poziomie inteligencji i magii. Natomiast teraz do ćwiczeń, w przeciwnym razie dam ci ładny loch na czwartej kondygnacji do wysprzątania, a wierz mi, tacy jak ty mają zerowe szanse, aby spędzić tam kilka godzin i przeżyć. – Już bez sprzeciwów uczniowie wrócili do ćwiczeń, w zdecydowanej większości ignorując jego radę.
Pocieszeniem było, że poza Ślizgonami jeszcze kilkoro studentów zaczęło toczyć nie honorowe pojedynki, chodź wyraźnie nie czuli się w nich najlepiej.

Chłopiec o gadzich oczachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz