37. Jeffrey Tom 2

9 1 0
                                    

Wraz z rozpoczęciem grudnia Jeffrey zaczął rozmyślać o zbliżającym się wyjeździe do sierocińca na święta. Nie miał ochoty tam wracać jednak wiedział, że musi to zrobić, aby nie stracić swojej pozycji i co najważniejsze, aby ukazać tym, którzy mieli szansę się rozwinąć, jak bardzo wzrosły jego zdolności. Niestety wzrost umiejętności magicznych miał też swoje konsekwencje, których się obawiał. Jego tajna broń – wyszkolony oszałamiacz – kosztował go coraz więcej mocy, pomimo że starał się go ćwiczyć, aby nie wyjść z wprawy. Nie rozumiał tego i co gorsza, nie miał pojęcia skąd wziąć informacje na ten temat. Obawiał się, że jeśli tak dalej pójdzie jego potajemne zaklęcie będzie go kosztować tyle mocy, że zacznie obawiać się czy je rzucać, tym bardziej, że niejednokrotnie musi użyć ich kilka razy zanim trafi w cel. Jednak czary za pomocą różdżki wychodziły mu bardzo dobrze i szybko przyswajał nowe zaklęcia, co było jakimś pocieszeniem, tak samo jak minimalny rozwój zdolności poznawczych magię jak je nazywał. Było to coś jak magia czująca, ale inna i wiedział to dzięki Amelii. Właśnie, jego prawdziwa przyjaciółka; ta, dzięki której jeszcze nie wdał się w poważne zatargi z tymi kretynami z roku. Oczywiście poza nią miał innych znajomych i kolegów, szczególnie chodziło tu o trójkę Ślizgonów, aczkolwiek to Amelia była tą, której ufał i którą lubił najbardziej. Niestety wraz z tymi przemyśleniami pojawiły się kolejne, krążące wokół ojca. Jeffrey bardzo chciał się z nim spotkać, pochwalić mu się jak dobrze mu idzie i usłyszeć od niego słowa pochwały. Jednak było to niemożliwe. Doskonale wiedział, że nie może do niego napisać jak i że jeszcze przez bardzo długo nie będą mogli się spotkać.Siedział właśnie na śniadaniu z posępną miną, po nocy pełnej snów o dniu, w którym rozdzielono go z ojcem, gdy do uczniów zaczynały podlatywać sowy z gazetami, bądź listami od rodziców. Zielonooki bardzo nie lubił tej pory dnia, jak i każdej innej, gdy pojawiała się poczta i nie chodziło tu o tęsknotę czy fakt, że niczego nie dostaje. Chodziło tu tylko i wyłącznie o zachowanie Kuna. Ten bogaty bubek ciągle się szczycił tym ile to nie dostaje od rodziców. Jednak chłopak wiedział, że to tylko złudzenie, ponieważ podsłuchał raz jak ten narzeka, że ojciec nie chce mu dać pieniędzy na produkty ze sklepu Nowoczesne Czary, szczególnie chodziło tu o Mega Pak. Sięgał właśnie po kolejnego tosta, gdy tuż przed jego twarzą pojawiła się metalowa walizka. Zaskoczony podniósł głowę i zobaczył pięknego i potężnego czarnego sokoła trzymającego ów walizkę. Kolejnym, co spostrzegł to przyklejona do walizki koperta, a na niej swoje imię. Nie bardzo mając wyjście odebrał walizkę, a ptak odleciał. Jego uwadze nie uszło, że to wydarzenie bardzo zainteresowało uczniów domu jak i innych, no z wyjątkiem Ślizgonów jednak ci – co go w pewien sposób fascynowało – nigdy nie okazywali zbyt wiele publicznie. Ignorując spojrzenia kolegów, a tym bardziej Kuna i jego bandy wzruszył ramionami w odpowiedzi na pytający wzrok Amelii i oderwał kopertę, z której szybko wyciągnął list.Kod do walizki: Data urodzenia twojej siostry.Hasło wywoławcze w lusterku: OjciecZaczyna się nowa era w twoim życiu. Nie bój się, a wiele zyskasz. Okaż zwątpienie w swe moce, a zostaniesz z niczym.Ten, którego wkrótce poznasz.Jeffrey kompletnie nie rozumiał, co się dzieje jednak sygnał wywoławczy mógł oznaczać tylko jedno i jeśli okaże się to prawdą nie zawaha się przed niczym, aby wiele zyskać, jak pisze ten ktoś. Schował szybko list do kieszeni tak samo jak kopertę, a następie otworzył walizkę pod czujnym okiem uczniów. Jeszcze nie zdążył podnieść wieka, gdy to dosłownie odskoczyło do tyłu mało nie przewracając walizki. Jego oczom, a także oczom innych ukazał się wąż wyłaniający się z wnętrza. Była to duża kobra o smukłym, lecz potężnie zbudowanym ciele. Żebra w części szyjnej – jak wiedział – zdolne są do odginania się na boki i formowania długiego, wąskiego kaptura w sytuacji zagrożenia, co też właśnie czyniła. Głowę miała dużą, owalną, lekko spłaszczoną, w niej oczy średniej wielkości, zaopatrzone w okrągłą źrenicę. Łuski gładko ułożone w piętnastu rzędach mieniły się na czarno z zaznaczonymi gdzieniegdzie akcentami żółci. Ta szczególnie widoczna była na spodniej stronie karku. Wąż na oko mierzył przynajmniej metr, więc nic dziwnego, że uczniowie zaczęli krzyczeć, spadać z ławek lub po prostu uciekać. Ale nie Jeffrey. On siedział na miejscu i patrzył w oczy temu potężnemu stworzeniu, które go pociągało i fascynowało – węże zawsze tak na niego działały.Niespodziewanie gdzieś z boku nadleciało zaklęcie i trafiło kobrę prosto w głowę, jednak – ku zaskoczeniu Jeffreya, jak i wszystkich innych – zaklęcie nie odniosło skutku. Po prostu znikło, jakby wchłonięte przez kobrę, która nagle zaczęła groźnie syczeć i pluć jadem w kierunku, z którego nadleciało zaklęcie. - Przeklęte dwunogi – syczała gniewnie, żałując, że nie może się ruszyć z miejsca do póki nie dostanie zgody swego nowego właściciela. – Gdyby nie to, że muszę czekać na ssssłowa mego pana pokazałabym wam, na co mnie sssstać. - Stone nie ruszaj się! – krzyknęła profesor McGonagall, wymijając uczniów i celując w węża. Zastanawiała się, jakimi czarami ktoś obłożył to monstrum. - Pani profesor proszę schować różdżkę – powiedział zdecydowany zaryzykować, tym bardziej, że miał już pewność, czego się od niego oczekuje, bynajmniej w tej chwili. – Ten wąż nikomu nic nie zrobi. - Co ty bredzisz. – Padło z ust wielu uczniów, którzy patrzyli ze strachem na węża, jak i z niedowierzaniem na niego. - Panie Stone... – zaczęła, nie rozumiejąc, o co tu chodzi Minerwa. Miała zamiar z tym skończyć i to szybko, jednak chłopak jej przerwał. - Ussssspokój ssssię i ukryj pod moją ssssszatą. Dwunogi nie rozumieją zabić cię chcieć. Do czassssu ssssspokoju cicha mussssisssssz być. Gdy tylko sssssposssssobność sssssię nadarzy przekaże mi, co przekazać ma.Wężomowa – język mu znany, a skrywający przed nim tak wiele tajemnic i co ważniejsze – język, którym wzbudzał tyle samo strachu, co swym oszałamiaczem.Uczniowie krzyczeli i odskakiwali do tyłu przerażeni, nauczyciele patrzyli na niego z niedowierzaniem. Wszędzie do koła czuło się strach, odrazę i oburzenie. Bynajmniej on jeden się tym nie przejmował, jeśli to jest droga do ojca podąży nią nie zważając na cenę. Choć z nadzieją patrzył na Amelię, która pomimo strachu nie uciekała, a stała nieopodal niego przyglądając mu się pytająco. - Jak rozkażessssssz mój panie – odpowiedziała zadowolona z siły głosu swego pana i wślizgnęła się pod rękaw jego szaty, kierując się na brzuch, aby tam owinąć się niczym pas.Niestety profesor McGonagall, jak i kilkoro uczniów zareagowali bardziej odruchowo rzucając oszałamiacze z nadzieją, że uratują chłopaka przed ukąszeniem. Jednak niespodziewanie wokół chłopaka utworzył się wir powietrza, zmieniając się w trąbę powietrzną, która pochwyciła zaklęcia, a po chwili te znikły, tak samo jak sama trąba. Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem, gdy nagle nad ich głowami odezwał się Potter. - Naprawdę, co to się porobiło, aby tak bezpodstawnie atakować Bogu ducha winne stworzenie i ucznia. – Wszyscy patrzyli na niego z niedowierzaniem, a w przypadku nauczycieli pojawiały się nieme pytania wyrażane spojrzeniami. – Pani profesor jestem pewien, że pani uczeń wszystko pani wyjaśni, gdy tylko sam zrozumie, co się tu dzieje. Chyba nie mylę się, że jesteś nie świadom tego, kto przysłał ci ów węża, jak i zawartości walizki, która notabene emanuje fascynującą magią. - Zgadza się – odparł wdzięczny za ochronę, jak i jego słowa. Swoją drogą, coś w spojrzeniu chłopaka go zastanawiało, ale nie był pewien, o co może chodzić. - Sama pani widzi, najlepiej będzie pozwolić mu zajrzeć do walizki, a wtedy może dowiemy się, co też się dzieje. - Panie Stone – powiedziała jedynie Minerwa, rozumiejąc, że pochopnie postąpiła i teraz musi podporządkować się radom Pottera. - Pani profesor, jeśli wolno chciałbym to zrobić bez świadków, tym bardziej, że nie wiem czy to, czego się dowiem będzie czymś, co chcę powiedzieć czy też może czymś, co zechcę zataić w miarę możliwości oczywiście. – Może i to wszystko go szokowało, ale wciąż miał głowę na karku i nie zamierzał rozmawiać przez lusterko, gdy cały zamek słucha. - Więc... – Może powinna go zabrać do swojego gabinetu i tam zostawić na chwile samego? - Jeśli pani pozwoli. – Włączył się Harry zachwycony zachowaniem chłopaka oraz emocjami pojawiającymi się na twarzach Gryfonów. - Proszę. – Zgodziła się po części wdzięczna, a zarazem niezadowolona, że Potter tak ingeruje w jej kompetencje i to na ramach całego zamku. - Proponuje, aby Jeffrey udał się do przybocznej komnaty, tam będzie miał odpowiednie warunki. Jak i będzie mógł później wpuścić tam nauczycieli, aby wyjaśnić im to, co uzna za stosowne. - To rozsądna propozycja. – Przytaknęła zła, że sama na to nie wpadła. – Panie Stone, niech pan zabierze walizkę i postara się szybko uzyskać satysfakcjonujące nauczycieli odpowiedzi. - Oczywiście – odparł, zabierając walizkę i szybko kierując się do komnaty między uczniami, którzy rozstępowali się, robiąc przejście.Gdy tylko zamknął za sobą drzwi podszedł szybko do stolika i rozkazał wężowi, aby się na nim ułożył. Zdecydowanie noszenie tak dużego węża było męczącym. Otworzył walizkę i odnalazł w niej lusterko. Było wykonane z nieznanych mu tworzyw, zapewne kości jakiegoś stworzenia. Na wieku był wygrawerowany znak: tarcza, a przed tą dwie skrzyżowane różdżki. Nie tracąc czasu otworzył ją i drżącym głosem wypowiedział: - Ojciec. – W duchu prosił, aby po drugiej stronie pojawiła się twarz jego ojca.I ku jego niedowierzaniu – tak właśnie się stało. Co go zaskoczyło, ojciec wyglądał bardzo dobrze. Ogolony z dość długimi jak na niego włosami, ładnie uczesanymi. Twarz miał niezwykle radosną i stęsknioną, dokładnie tak jak jego własna. - Witaj synku – odezwał się Robert pełnym emocji głosem, widząc twarz syna. – Bardzo za tobą tęskniłem. Nawet sobie nie wyobrażasz jak. - Wiem tato, ja również. – Wszedł mu w słowo, a głos załamywał mu się od powstrzymywanych łez. – Tato, nie możemy teraz rozmawiać. Ten wąż, ta walizka, nauczyciele żądają wyjaśnień i to szybko. - No tak, zapomniałem. – Przyznał z nutą niezadowolenia w głosie. – W walizce znajdziesz wszystkie produkty z Nowoczesnych Czarów obecnie dostępne w katalogu, ponad to ubrania, mundurki szkolne, książki i całą wyprawkę. To ode mnie. Spóźnione to fakt, ale jestem pewien, że z radością wyrzucisz te łachy, w których każą ci chodzić. - Tato – powiedział stanowczo, chcąc poznać prawdę, a tego typu rozmowy zachować na później. - Wybacz, to z podniecenia. Ktoś magiczny wydostał mnie legalnie z więzienia. Nie wiem, kim jest, jednak ma plany względem nas. Przeze mnie chce dotrzeć do ciebie i dać ci możliwość stania się bardzo silnym i wpływowym – tyle wiem – mówił, starając się jak najlepiej przekazać to, co wie za nim powie to, co musi. – Jeśli zaś chodzi o szkołę powiedz im prawdę na mój temat, czyli że wyszedłem i skontaktowałem się z tobą. Nic nie mów o tej magicznej osobie, tego sami muszą się domyślać. Jeśli chodzi o kolegów chwilowo nie możesz im nic powiedzieć na temat tego, co się dzieje. Szczególnie musisz milczeć przed swoją przyjaciółką, Amelią. - Skąd o niej wiesz?„O co tu chodzi?" miał ochotę zapytać. „Ojciec wie o Amelii, mało tego, jest wolny i wyraźnie mu się powodzi. Ktoś magiczny mu pomaga i chce pomóc też mi. Tylko, za jaką cenę?" Wiele pytań kłębiło się w głowie chłopaka, lecz ten wiedział, że nie czas na ich zadanie. - Ten, kto za to wszystko odpowiada dostarczył mi wiele informacji na twój temat. Jednak o tym wszystkim porozmawiamy, gdy będziemy mieli więcej czasu – powiedział niezadowolony, że ich pierwsza rozmowa tak wygląda. – Kolejną ważną sprawą jest abyś nie wstydził się swojej zdolności rozmawiania z wężami. I ostatnie, jeśli twoje dzisiejsze zachowanie spodoba się człowiekowi za to odpowiedzialnemu jutro rozpocznie się sprawa o odzyskanie opieki nad tobą. - Czyli że on jest w zamku?„Jeśli ten ktoś jest w zamku muszę się z nim spotkać i ustalić, o co tu chodzi i czego tak naprawdę chce. Tylko, kto w zamku mógłby mieć taką władzę? Potter. Przecież to jedyna osoba zdolna do czegoś takiego. No i interesują go utalentowani ludzie, a ze swoimi znajomościami na pewno poznał już moje papiery. „Tylko czemu toczy takie gierki?" Nie wiedział. Nie wiedział też czy jego podejrzenia są słuszne, ale miał zamiar dać z siebie wszystko, aby tylko zostać zauważonym i zaakceptowanym. - Nie wiem. Jedyne, co o nim wiem to, że ma ogromne wpływy, dużo pieniędzy i wielkie plany, co do obu światów. - Dobrze tato skończymy, a ja zajmę się nauczycielami. Proszę miej cały czas lusterko przy sobie tak, abym mógł się z tobą skontaktować zaraz po zajęciach. - Bez obaw – nie rozstaję się z nim. Aha i nim zapomnę, lusterko jest obłożone zaklęciami, więc nikt nie może cię podsłuchać, a walizki nie można ukraść ani się do niej włamać. - Dziękuję tato i do usłyszenia. - Do usłyszeniu synku, uważaj na siebie.Jeszcze chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, aż Jeffrey nie zamknął lusterka. Przymknął oczy, aby powstrzymać wciąż cisnące się do nich łzy. Gdy je otworzył spojrzał na węża, który cały czas przyglądał mu się uważnie. - Jak cię zwą? - Sssset, mój panie. - Miło cię poznać. Powiessssz mi coś, co powinienem wiedzieć? - W metalu między skórą moja obecność w tej skale.Przez chwilę czarnowłosy zastanawiał się nad znaczeniem tych słów, patrząc na walizkę. W końcu sięgnął do kieszonki w górnej części i znalazł tam podanie o posiadanie węża uzasadnione zdolnością do wężomowy. - Dziękuję. Teraz cissssza. Dwunogi przyjdą, będzie rozmowa. - Jak rozkażesz.Podszedł do drzwi i otworzył je, spostrzegając siedzących i rozmawiających między sobą uczniów oraz głowy domów stojące przed drzwiami. Zapewne gdyby nie fakt, że dyrektor cały czas siedzi w Ministerstwie też by tu teraz był. Nie tracąc czasu chłopak zaprosił ich do środka, a gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły zaczął mówić. - Walizkę tak samo jak węża przysłał mi ojciec... - Przecież jest pan sierotą – zauważyła Minerwa nim zdążyła ugryźć się w język. - Nie jestem! – prawie krzyknął wściekły, że głowa jego domu nie wie o jego sytuacji. – Mam oboje rodziców i młodszą siostrę. Mama i siostra wyjechały do Francji, natomiast ojciec trafił do więzienia, a ja do sierocińca. Natomiast teraz wyszedł i chce walczyć o prawa do opieki nade mną, które czarodzieje mu zabrali. - Jeśli dobrze zrozumiałem pańska rodzina to mugole nie mający nigdy żadnych kontaktów z magicznym światem? – zapytał dla jasności Severus, zastanawiając się, co tu się dzieje. - Zgadza się panie profesorze – odpowiedział spokojniej i z odpowiednią nutą szacunku. – Jednak teraz ojciec ma kontakty w magicznym świecie, ale nie wyjaśnił mi jak do tego doszło. I w zasadzie to wszystko, co chcę powiedzieć na temat dzisiejszych wydarzeń. Jeśli zaś chodzi o węża mam tu podanie o możliwość posiadania go.Minerwa odebrała od niego papiery i przeleciała po nich wzrokiem, rozpoznając kopię tego, które złożył Potter u Severusa. Czyżby te sprawy były powiązane? A może po prostu ojciec chłopaka wszedł w kontakt z kimś rozumnym z magicznego świata? - A jeśli chodzi o zawartość walizki? – zapytała delikatnie profesor Sprout, czując się niepewnie, tym bardziej po wybuchu chłopaka.Sama kiedyś w swoim domu miała dziecko z magicznego domu dziecka i rozumiała, że nie jest im łatwo i trzeba z nimi postępować bardzo delikatnie. - Produkty z katalogu Nowoczesne Czary, nowe ubrania, mundurki, wyposażenie szkolne i tym podobne rzeczy. Ojciec chce mi zrekompensować swoją nieobecność oraz konieczność noszenia przechodzonych ubrań i przyborów – wyjaśnił spokojnie wdzięczny za delikatność kobiety. – Tak myślę, że poszedłbym teraz do wieży i na szybko uporał się z rzeczami przed rozpoczęciem zajęć. - Tak, to dobry pomysł. – Zgodziła się Minerwa, wiedząc, że musi przedyskutować tą sprawę z głowami domów jak i Albusem, gdy tylko wróci. - Panie Stone. – Zatrzymał go Severus, gdy chłopak podszedł do walizki. – Dar, jaki pan posiada nie jest dobrze postrzegany, tym bardziej w pańskim domu. - Severusie. – Oburzyła się Minerwa, nie rozumiejąc, do czego on dąży. - Mówię prawdę, tak jak i prawdą jest, że koledzy z roku pana Stona nie darzą go przyjaźnią, więc oczywistym jest wniosek, że dzisiejszego dnia może dojść w wieży do bójek albo pojedynków. - Dziękuję za troskę panie profesorze, ale umiem sobie radzić – odparł zaskoczony zachowaniem mężczyzny, w końcu on nienawidził Gryfonów. - Troskę? – zapytał profesor, a w jego głosie pojawiła się kpina, jak i kryształki lodu. – Panie Stone wąż, którego pan obecnie posiada jest jadowity i niebezpieczny. O ile jestem skłonny uwierzyć, że z pomocą wężomowy umiałby pan nad nim zapanować, to wątpię, aby on sam nad sobą panował, bynajmniej do czasu zaaklimatyzowania, jak i poznania pańskiej siły. Ponad to podejrzewam, że gdy pańscy, tak zwani koledzy, zaczną pana nazywać pomiotem Slytherina, jak często określa się ludzi z tym darem nie zapanuje pan nad sobą i rozpocznie się bójka, a wtedy wąż ruszy do ataku, aby pomóc swemu właścicielowi. O ile śmierć kilku Gryfonów nie była by wielką stratą to kłopoty dla szkoły z tym związane byłyby kłopotliwe, tym bardziej, że jeden z moich uczniów posiada jeszcze groźniejszego i potężniejszego węża. - Tak, ma pan rację. – Zgodził się zapanowując nad obawami, jakie się pojawiły na początku wypowiedzi profesora. – Domyślam się, że chce pan, aby Set chwilowo został umieszczony gdzieś, gdzie nie będzie stanowił zagrożenia do czasu, gdy pierwsze kłótnie będę miał już za sobą. - Dokładnie do czasu, gdy pańskie podanie zostanie przeanalizowane, jak i przedstawione dyrektorowi, co zapewne zajmie dwa dni. - Ale gdzie chcesz go umieścić? – zapytał profesor Flitwick, odzywając się po raz pierwszy odkąd weszli do pomieszczenia. - Prawidłowo powinien zostać pod opieka Minerwy, jednak, jako że nie potrafiłaby ona się nim zająć proponuję przekazać go gajowemu. Ten zapewni mu najlepsze warunki, jak i opiekę. - Więc tak zrobimy.I na tym spotkanie zostało zakończone. Jeffrey wyjaśnił Setowi, jaka jest sytuacja i zabierając walizkę udał się do wieży. Gdy przechodził przez wielką salę widział jak zdecydowana większość szkoły obdarza go pogardliwymi, a nawet wściekłymi spojrzeniami. To, co go zaciekawiło najbardziej, to spojrzenia Ślizgonów, w których widział ciekawość, a nawet oznaki szacunku. Po opuszczeniu pomieszczenia zaczął biec, aby jak najszybciej znaleźć się w sypialni i móc zająć rozpakowywaniem. Miał tylko nadzieję, że Kun i jego przydupasy nie wpadną na pomysł, aby iść za nim. Zdecydowanie nie był teraz w nastroju na kłótnie z nimi. Choć wiedział, że nie uniknie tego, ani tym bardziej nie uniknie rozmowy z całym domem. Jednak teraz nie chciał się tym kłopotać. Otworzył walizkę i wyciągnął z niej Mega Pack i widząc, że w walizce nic więcej nie ma, zaczął szperać w nim. Znalazł dziesięć toreb, a w tych ubrania najróżniejszej maści, co od razu rzucało się w oczy to fakt, że były to markowe rzeczy. Poczynając od butów, a na bieliźnie kończąc. Spodnie sztruksowe, jeansowe, dresowe, a nawet od garnituru. Następnie koszule, bluzy i podkoszulki. W kolejnej torbie sześć par butów jak i skarpety. Dalej ręczniki i przybory do czyszczenia, na końcu znalazł elegancki kieszonkowy zegarek i spinki do garnituru. Grzebiąc dalej w plecaku znalazł SWITCHA, Stabilizator Muzyczny, oraz kilka pamiętników. Szukając dalej znalazł nowiutkie książki, pergaminy, zeszyty, segregatory, kartki do nich pióra, długopisy, no po prostu wszystko i to z najwyższych półek. Na końcu, na samym dnie plecaka znalazł szaty szkolne oraz wielką torbę słodyczy. Żałując, że nie ma więcej czasu przerzucił wszystko do swojej szafy, gdzie ledwo się zmieściło: nawet po wywaleniu starych rzeczy. Zabierając nowe przybory oraz książki ruszył na zajęcia, ubrany w nowe szaty. Gdy tak szedł do klasy po głowie kołatało mu się wiele pytań, a najważniejszym było jak ojciec zdobył jego wymiary. Niestety nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Niestety czas na rozmyślania się skończył, gdy tylko zaczął się zbliżać do klasy, pod którą stali już Gryfoni i Ślizgoni. - Patrzcie chłopaki idzie nasze małe diablątko – powiedział z kpiną i szyderczym uśmiechem Kun, a jego koledzy zaśmiali się, a wraz z nimi kilu Ślizgonów. - Raczej wybryk natury, kolejny pomiot Slytherina. – Włączył się Peakes, a Kun i pozostali zaśmiali się ponownie.Po mimo złości Jeffrey nie miał zamiaru dać się im sprowokować; nie teraz i nie tu. Doskonale wiedział, że wszczynanie burd na korytarzu to głupi pomysł. Zdecydowanie lepiej poczekać, aż będą w salonie, albo do momentu aż naprawdę zostanie zaatakowany, dlatego też jedynie wzruszył ramionami okazując swój brak zainteresowania. - Olewasz nas przeklęty gadzie! - Po prostu nuży mnie wasza ignorancja – odparł, wiedząc, że nie może dłużej milczeć, tym bardziej, że Kun stanął mu na drodze blokując przejście do Amelii. - Ty wszawy biedaku! – odparł oburzony Kun i złapał go za przód szaty, jednak momentalnie tego pożałował.Amelia tak samo jak Kasper, Ginny, Cecylia oraz Colin dobyli różdżek i wycelowali w chłopaka. Ten odskoczył do tyłu i dobył własnej, tak samo jak dwójka jego koleżków. - Doprawdy Kun, twoja głupota nie zna chyba granic – odezwała się spokojnie i odważnie Ginger z nieznacznym uśmieszkiem. – Jednak my, pomioty Slytherina chętnie ukażemy ci bezmiar twojej głupoty. - Dzięki Ginger i wam również. – Spojrzał się na nich z uśmiechem wdzięczności. – Ale proszę, schowajcie różdżki. W przeciwieństwie do tych arystokratycznych wypierdków nie szukam rozgłosu. Poza tym nie ruszają mnie wyzwiska pełne zazdrości i świadomości bycia gorszymi. - Gorszymi! A niby to, w czym jesteśmy gorsi od ciebie, szmaciarzu? – zapytał wściekły Kun, nie chowając różdżki, pomimo że inni to zrobili. - Jestem najlepszy z Gryfonów na transmutacji, zaklęciach, obronie i jeszcze nie przegrałem żadnego pojedynku. Oczywistym jest, że mi zazdrościsz tak samo jak twoi koledzy. No, ale co się dziwić skoro szczytem waszych umiejętności jest Powyżej Oczekiwań. I to, co was obecnie najbardziej denerwuje to niezaprzeczalny dowód, że mam więcej mocy niż wy. - Nie rozśmieszaj nas. Jako prawdziwi Gryfoni nie zazdrościlibyśmy takiego przekleństwa i dowodu na bycie pomiotem diabła – odezwał się Peakes, choć widać było, że słowa chłopaka trafiły w czuły punkt. – To co naprawdę nas złości to fakt, że takie ścierwo dostało się do naszego domu. - Możesz tak sobie to tłumaczyć – odparł z uśmiechem Jeffrey, zadowolony z obrotu spraw jak i swojego opanowania, które po części go zaskakiwało, jednak tłumaczył to sobie chęcią ponownego spotkania z ojcem.I na tym kłótnia się skończyła, ponieważ na końcu korytarza pojawił się profesor Flitwick. Zajęcia leciały, o dziwo, dość spokojnie, choć przyszło mu zmierzyć się z wieloma obelgami, jak i pogardliwymi spojrzeniami. Jednak miał wsparcie kolegów i Amelii, a to mu z zupełności wystarczało. To co cieszyło go najbardziej to fakt, że Amelia zrozumiała, że nie może on nic jej powiedzieć i poprosiła go jedynie, aby gdy tylko będzie to możliwe wyjaśnił jej to trochę. Ponad to poprosiła, aby przy najbliższej nadarzającej się okazji pozwolił jej dokładnie zbadać swoją magię w czasie korzystania z wężomowy. Kolejnym wielkim zaskoczeniem tego dnia było zachowanie Ślizgonów, którzy jako jedyni się go nie czepiali, no wyjmując pierwszorocznych, szczególnie Hardmana. Ale nim się nie przejmował, bo skupiał swą uwagę na starszych. Gdy zajęcia się skończyły i wraz z Amelią wracał do wieży na drodze stanęli mu jacyś Puchoni. Jednak nim zdążyli dokończyć obelgi pod jego adresem za ich plecami pojawiły się trzy dziewczyny ze Slytherinu, na oko z ostatniej klasy. Kazały spadać młodszym chłopakom, którzy wyraźnie woleli z nimi nie zadzierać, a następnie uśmiechnęły się do niego i powiedziały, aby na siebie uważał. To zdarzenie zaszokowało zarówno go, jak i towarzyszącą mu Amelię do tego stopnia, że stali w miejscu i patrzyli za oddalającymi się dziewczynami póki nie znikły na schodach. Niestety po powrocie do wieży zaczęły się prawdziwe problemy tego dnia. Wielu uczniów mierzyło go pełnymi pogardy i złości spojrzeniami, inni patrzyli na niego ze strachem, co nawet mu odpowiadało, tym bardziej w porównaniu do przednich spojrzeń. Kolejnym, co spostrzegł, to dziwne zachowanie kilku dziewczyn, które przyglądały mu się w sposób, jakiego nigdy nie widział i szeptały między sobą lub z innymi. Należało przy tym zaznaczyć, że mowa tu o starszych dziewczynach, szczególnie z trzech ostatnich roczników. Oczywiście pojawiło się też wiele docinków i obelg pod jego adresem, jednakże jako tak nikt tak naprawdę nie robił mu wyrzutów, bardziej chodziło tu o danie mu do zrozumienia, co o nim myślą. Jeffrey pomimo że miał przy sobie Amelię naprawdę źle się czół w takim towarzystwie, tym bardziej, że ciągle spoglądał za siebie jakby ktoś miał go przekląć. Nie wspominając, że za każdym razem, gdy tylko otwierało się przejście obawiał się, że wpadnie tu jakiś wściekły Gryfon i zacznie się prawdziwa kłótnia. I nie pomylił się, gdy tylko do salonu weszła grupa drugorocznych momentalnie znalazł się przy nim dosłownie czerwony ze wściekłości Weasley i zaczął się na niego drzeć, wyzywając go bez ładu i składu. Jakby tego było mało momentalnie cała wieża zwariowała, kłócąc się ze sobą nawzajem, a go obierając za cel. Pomimo wielu trudności Jeffrey wychwycił z tego chaosu, że jedni proponują spalić go na stosie, inni usunąć ze szkoły i zamknąć w więzieniu, a jeszcze inni chcieli go wysłać do Slytherinu, aby trzymał się z resztą gadów. Jednak w tym wszystkim były też pewne głosy poparcia, o ile głosem poparcia mogą być stwierdzania, że wężomowa jest podniecająca, jak i że będzie można kpić ze Ślizgonów, że u nich nie ma nikogo takiego.„Naprawdę ci ludzie mają nie po kolei w głowach" myślał tak, stojąc i słuchając tego wszystkiego. Jedynym, co go powstrzymywało przed odezwaniem się była Amelia i pozostali, którzy doradzali mu, aby nie zwracał na nich uwagi. Aczkolwiek było to szczególnie trudne, gdy ten piegowaty Weasley wrzeszczał mu w twarz. Najgorsze w tym wszystkim było to, że choćby się chciał odezwać, czy jakoś zareagować to nie miał pojęcia jak to zrobić. Jednak odpowiedź przyszła sama, wraz z momentem, gdy Weasley złapał go za szatę, a następnie uderzył z liścia w twarz wrzeszcząc: - Czego się nie odzywasz, wybryku natury?To w jednej chwili uciszyło wszystkich, jak i rozwścieczyło dotychczas skołowanego Jeffreya. Bez większego namysłu uderzył rudzielca oburącz w pierś, a ten cofnął się zaskoczony do tyłu. - Stul pysk ty bezmózga wiewiórko! – krzyknął, zaciskając pięści i mierząc chłopaka pełnym wściekłości spojrzeniem. – To jest szkoła i uczniowie nie mają prawa decydować o tym, kto i gdzie jest przydzielony. Natomiast, jeśli nie podobają ci się moje zdolności bierz ten piegowaty pysk i skup się na swoich marnych zdolnościach magicznych!Powiedzieć, że wszystkim szczęki opadły – to mało, oni nie rozumieli, co się dzieje jednak ten stan szybko minął. Na wielu twarzach odmalowała się wściekłość, na kolejnych strach i na jeszcze innych fascynacja. Najgorsza była twarz Rona: wściekła, upokorzona i jakaś taka szalona. Momentalnie chłopak zacisnął pięść i chciał go uderzyć, ale Jeffrey nie miał zamiaru dać się trafić, dlatego odskoczył do tylu, wskakując na stolik, przy którym jeszcze nie tak dawno odrabiał lekcje. Następnie wystawił przed siebie prawą dłoń układając palce w pistolet i wycelował w napastnika. Jego dłoń zadrżała, a z końca palca wskazującego wyleciał czerwony promień i ugodził zdezorientowanego chłopaka w pierś. Siła czaru była tak duża, że odleciał on do tyłu, wpadając na uczniów i przewracając ich, a tym samym sprawiając, że teraz już na wszystkich twarzach malował się tylko strach. Jednak nimi zielonooki się nie przejmował, ponieważ w jego głowie dosłownie jakby coś eksplodowało, sprawiając mu ból. Łapiąc się za głowę upadł na jedno kolano i zasyczał z bólu. Nie rozumiał co się działo. Wiedział, że cokolwiek to jest oznacza wiele kłopotów, tak samo jak samo wykonanie czaru. - Stone! – Salon został wypełniony przez wściekły głos profesor McGonagall. – Coś ty zrobił?W mgnieniu oka znalazła się przy nieprzytomnym Weasleyu, który lekko drżał na całym ciele. Uczniowie na zmianę przyglądali się to jej, to klęczącemu i trzymającemu się za głowę chłopakowi. - Broniłem się, to chyba oczywiste! – warknął za nim zdążył się ugryźć w język.To wszystko, co się wydarzyło, to uderzenie oraz kolejne, którego uniknął i co najważniejsze, jego obecny stan – to wszystko sprawiało, że był równie wściekły, co przerażony. Jakby tego wszystkiego było mało z nosa zaczęła cieknąć mu krew. - Pytam o to, co pan zrobił, a nie, czemu pan to zrobił. – Nie rozumiała tego, ale wyglądało na to, że Weasley jest po prostu oszołomiony, a drgawki są wywołane siłą zaklęcia, jakimkolwiek ono było. - To pani nie wie? – zapytał zaskoczony, spoglądając na nią, a wszyscy mogli dostrzec jak krew z nosa spływa mu na brodę ,a następnie kapie na ubranie. - A skąd mam wiedzieć? Nic pan o tym nie wspominał – odparła zaskoczona reakcją, jak i samym pytaniem chłopaka.Przecież gdy rozmawiali na początku roku nic nie mówił, ani o tym, ani o swojej zdolności do wężomowy.„Na Gryffindora!" nagle ją olśniło. „Miałam napisać do sierocińca i poprosić o jego papiery. Jednak wtedy tak wiele się działo: stan Pottera, obawy z tym związane, no i prośby Albusa, aby dokładniej go obserwować po prostu wyleciało mi z głowy." - Skoro nic pani o tym nie wie, nie czuję się w obowiązku, aby się pani tłumaczyć – odparł zły na kobietę, że tak go potraktowała.Przecież każdy wychowawca powinien zainteresować się jego kartoteką, tym bardziej, gdy widział jak traktują go uczniowie. Fakt, gdyby kobieta wiedziała i go wypytywała również byłby zły, ale teraz nie miało to znaczenia. - Czy mógłbym iść do pielęgniarki? Źle się czuję i uważam, że jej pomoc może okazać się potrzebna. - Dobrze, nich pan idzie tylko niech mi pan powie czy zwykłe przeciw zaklęcie tu wystarczy. - Przeciw zaklęcie Traffico i radzę przestudiować moje papiery w przeciwnym razie nie będzie pani w stanie wyjaśnić tego nauczycielom i uczniom – powiedział, kierując się do wyjścia, a uczniowie rozstępowali się przed nim z wyraźną obawą na twarzach.Wyszedł i szybkim krokiem skierował się do Skrzydła Szpitalnego, cały czas myśląc o tym, co się wydarzyło, jak i o tym, co może mu obecnie dolegać. Niespodziewanie usłyszał jak ktoś za nim biegnie, zerknął przez ramię i spostrzegł Amelię. - Jak mogłeś mi tego wcześniej nie pokazać? – zapytała go z takim wyrazem twarzy, że poczuł jak coś uciska mu serce. - Przepraszam – przyznał szczerze, wiedząc, że należą jej się przeprosiny jak i wyjaśnienia. – Chciałem to ukryć, ponieważ w sierocińcu ludzie uważali mnie za niebezpiecznego odmieńca. Nie chciałem, aby i tu tak było. Poza tym w miejscu gdzie każdy ma różdżkę lepiej się nie wychylać z takimi zdolnościami. Z resztą sama widziałaś: oni się mnie boją, pomimo że zdecydowanej większość nie dorastam do pięt pod względem zdolności magicznych. - Nie pomyślałam. – Przyznała wyraźnie go rozumiejąc. – Ale wiesz, to było super i nie chodzi mi o to, co zrobiłeś z tym kretynem. Chodzi o to, co czułam: to była czysta magia tak jak u Harry'ego. Wy naprawdę macie ze sobą coś wspólnego. - Potter też w ten sposób używa magii? - Nie do końca, ale jest to zbliżone. Ale chodźmy do pielęgniarki, cały czas leci ci krew. - Dobra, ale mów dalej.Nim dotarli na miejsce Amelia wyjaśniła mu, że gdy Potter używa magii ta jest silna, ale spokojna, natomiast, gdy on to robił jego magia była wzburzona i zachodziły w niej reakcje, które normalnie wyczuwa tylko, gdy rzuca zaklęcia. Co według niej znaczyło tyle, że wydostająca się z Jeffreya magia przybiera formę zaklęcia, a magia Pottera tego nie robi: ona po prostu jest jakby materią służącą do poruszania przedmiotów. Co zaskoczyło oboje to fakt, iż Potter był w Skrzydle Szpitalnym, gdy oni tam dotarli. Pielęgniarka właśnie przeglądała jakieś papiery, które zapewne on jej przyniósł. Jednak gdy tylko zobaczyła zakrwawioną twarz od razu zajęła się Jeffreyem. W czasie leczenia chłopak wyjaśnił, że użył swoich zdolności jednakże coś poszło źle, ponieważ jeszcze nigdy nie krwawił, ani nie czół bólu, gdy sięgał po ten czar. - Wygląda na to, że nic panu nie jest – odparła wyraźnie zaskoczona pielęgniarka po usunięciu krwawienia, jak i kilku badaniach. – Pomimo to chciałabym przeprowadzić kilka badań, aby upewnić się, że nic panu nie dolega. - Jeśli wolno pani Pomfrey. – Włączył się Harry, który przysłuchiwał się tej wymianie zdań, jak i zbierał wolne myśli całej trójki. – Badania, jakie mogłaby pani przeprowadzić nic nie wykażą, a jedynie zabiorą czas Jeffreyowi. - Jest pan pewny? - Tak. Jego zdolności są bardzo zbliżone do moich i działają na podobnych prawach, a jak pani wie bardzo dokładnie zbadałem tą sprawę. - A skąd wiesz, że to, co robię jest podobne do tego, co ty robisz? – zapytał zielonooki, nie wiedząc jak powinien się zachować.Jeśli jego podejrzenia okażą się prawdziwe będzie dłużny Potterowi i będzie musiał się podporządkować pod żądania, jakie będą zapewne ceną za wolność ojca. Jednak z drugiej strony, jeśli to nie on to skąd wie o jego zdolnościach i czemu wiąże je ze swoimi? I co jest obecnie najważniejsze: czego on tak naprawdę chce, skoro się nim interesuje, nie ważne czy to on odpowiada za dzisiaj czy nie. - Jako zastępca mam możliwość wglądu w papiery uczniów swojego domu, ale i jeśli jest to konieczne innych domów. Zaciekawiła mnie twoja postać podobnie jak postać Amelii, więc zajrzałem w wasze papiery, aby się przekonać o waszych postępach w nauce oraz możliwych zdolnościach. Poza tym, jako wykładowca na klubie pojedynku muszę wiedzieć takie rzeczy, aby być świadomym ile mogę od was wymagać. Chyba nie umknęło waszej uwadze, że uczniowie z waszego rocznika, którzy przyjaźnie traktują uczniów Slytherinu uczą się nieco inaczej od pozostałych. - Rodzaj pojedynków oraz sugestie odnośnie nauki zaklęć na własną rękę. – Gryfon odezwał się dopiero teraz zwracając na to uwagę.Dotychczas nigdy nie wiązał tego z Potterem, a przecież powinien, w końcu to oczywiste, że udziela uczniom swojego domu więcej rad czy może nawet nauk, choć nikt nic nie wspominał. Jednak z drugiej strony Slytherin to zamknięte grono. - Zgadza się. Amelia ma słabe zdolności, jeśli chodzi o walkę, aczkolwiek ogromne w magii czującej i lubi się ze Ślizgonami. Ty masz ogromne możliwości, jak i bardzo ciekawe zdolności, ale nie jesteś w stanie ich w pełni wykorzystać, a co dopiero wyspecjalizować. I podobnie jak Amelia lubisz spędzać czas z Wężami. Dlatego też jesteście do przodu, jednak nie wychylajcie się z tym. Zamieszanie, jakie by powstało, gdyby było to jawne jest tym, czego chcę uniknąć. - Oczywiście możesz liczyć na naszą dyskrecję. – Zapewniła go Amelia, uśmiechając się do niego z wdzięcznością, ale zarazem chcąc mu zadać jeszcze wiele pytań jak zawsze, gdy zaczynał mówić o magii. - W szkole nie ma moich papierów, więc nie mogłeś z nich wiedzieć o moim oszałamiaczu. – Musiał zaryzykować i ciągnąć to dalej, aby poznać prawdę, aby potwierdzić lub zaprzeczyć swoim podejrzeniom. - Naprawdę jesteś dociekliwy – powiedział, kręcąc z rozbawieniem głową, gdy myślał o burzy myśli, jaką teraz chłopak musi mieć w głowie. – Jak zapewne wiesz znam się z panem Blackiem i poprosiłem go o kilka informacji na twój temat, na co ten się zgodził, zastrzegając abym odpowiednio je wykorzystał, co też robię cały czas. Jednak jeszcze się o tym przekonasz. - Panie Potter chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego krwotoku – odezwała się Poppy, mając nadzieję na lepsze zrozumienie zachowań magii u obojga. - W zasadzie to bardzo proste. Wykorzystywana magia nie opuszcza ciała – ona jest z nim powiązana. Gdy styka się z inną następuje walka. Jeśli ofiara emanuje silną magią tak jak dla przykładu wściekły Weasley, następuje skumulowanie się magii w umyśle, gdzie zachodzą wszystkie reakcje. Wzrasta ciśnienie krwi, na mózg napiera magia i mamy ból, a także krwotok. Dlatego też ja zaprzestałem stosowania tego typu manipulacji magią w pojęciu walki, a stosuję ją do latania, otwierania drzwi i tym podobnych. Ale nasze poziomy wtajemniczenia są różne, jednak nie będę tego tłumaczył, zajęłoby to zbyt wiele czasu. - To ty prawda? – zapytał, nie mogąc się powstrzymać i spoglądając chłopakowi prosto w oczy. - Jesteś zbyt niecierpliwy i zadajesz zdecydowanie za wiele pytań. Lepiej się tego wystrzegaj, takie zachowania nie dość, że drażnią ludzi to i są przeszkodą na drodze do zyskania tego, co wartościowe, zarówno w życiu jak i w drodze do samodoskonalenia – odparł, nie mogąc udzielić mu prostej odpowiedzi, a musząc wprowadzić manipulację, na którą nie miał ochoty. – No nic, na mnie już pora. Pani Pomfrey byłbym wdzięczny gdyby dokładnie przyjrzała się pani tym wynikom, możliwe, że okażą się one kluczowe w moich przyszłych procesach leczniczych pod pani kierunkiem. - Oczywiście może być pan spokojny. Wiem, że to niewłaściwy moment, ale rzadko pan ostatnio u mnie bywa. – Wiedziała, że nie powinna wyciągać tego przy uczniach, ale naprawdę tęskniła do ich rozmów na tematy medyczne, jak i tego, że uczyła czegoś Pottera, który jak żaden inny student chłonął od niej wiedzę i w momencie ją modyfikował do własnych potrzeb. - Przepraszam, mam bardzo wiele obowiązków, ponad to zajęcia dodatkowe, no i moje prywatne nauki to wszystko zabiera wiele czasu. Jednak, jeśli mogłaby pani zarezerwować dla mnie godzinkę, może dwie, powiedźmy w środowe wieczory, przychodziłbym regularnie. - Nie powinno być z tym problemu o ile nie będę miała pacjentów. - Więc jesteśmy umówieni – odparł, uśmiechając się do niej szczerze. – Natomiast, jeśli chodzi o waszą dwójkę uważajcie na swoich współbraci, po tym co widzieli oboje będziecie na celowniku i pod czujnym okiem.Nim Jeffrey zdążył coś powiedzieć czy zareagować tego już nie było. Wiedział, że źle zrobił, ale miał potwierdzenie tożsamości owej magicznej osoby, o której ostatnio myślał. Teraz mógł już zacząć planować kolejne ruchy. Jednak z drugiej strony groźba zawarta w jego słowa przyprawiała go o ciarki. Zdecydowanie nie zniósłby gdyby ojciec wrócił do więzienia, albo – co gorsza - gdyby mu się coś przydarzyło. Co do tego, że Potter jest zdolny krzywdzić ludzi nie miał najmniejszych wątpliwości, wystarczyło spojrzeć na Rookwooda. Nikt nie wiedział, co się przytrafiło chłopakowi, ale odkąd opuścił Skrzydło Szpitalne na samą wzmiankę o zielonookim zaczynał blednąć, drżeć i nerwowo rozglądać się do koła.
Wieczorem w gabinecie dyrektora spotkali się profesor McGonagall, Snape oraz Potter. Co zaskoczyło dyrektora był on bez swej sługi, jednak momentalnie przypomniał sobie, że w ostatnim raporcie Minerwy było, że Mika coraz rzadziej pojawia się na ramach szkoły. Siwobrody mógł się jedynie domyślać, że stan Harry'ego nie wymaga jej obecności, natomiast wymagał, aby ta szkoliła się dla jego potrzeb. - Skoro już wszyscy się zebrali może wyjaśni pan, czemu zostałem tu wezwany? O ile mi wiadomo nie dzieje się nic, co wymagałoby mojego udziału w pańskich rozmowach z profesorami. – Podjął Harry, mając problem ze zrozumieniem powodu, dla którego go wezwano, tak samo jak profesora Snape'a, który idąc razem z nim wspominał, że nie wie, o co chodzi. - Umówiliśmy się, że zdradzę ci to, co odkryję na temat Kuli Smoka, aczkolwiek nie ustaliliśmy zakresu tej wiedzy. – Zaczął Dyrektor, wyraźnie uważając na dobór słów i patrząc mu w oczy. – Na pewno rozumiesz, że mógłbym się ograniczyć do prostych ustnych wyjaśnień i ty musiał byś się z tym pogodzić. - Faktycznie nie dopatrzyłem tego targu. – Przyznał, zaczynając pojmować, że informacje ponownie są walutą i to bardzo cenną w tym przypadku pytanie, na jakie wciąż nie znał odpowiedzi to, co dyrektor chce kupić. – Znaczy to, że chce pan dokonać kolejnego i zapewne zaoferuje mi duplikat własnych informacji, jak i zapisków. Mam nadzieję, że wyrażam się dość jasno. - Jestem przygotowany, tym bardziej, że zdążyłem już cię poznać tak jak i ty mnie. Dlatego też podaruję sobie szczegóły i zadam ci dwa pytania, na które oczekuje odpowiedzi. Zaznaczam przy tym, że zakres udzielonych odpowiedzi będzie miał ogromny wpływ na kolejne nasze targi. – Jeśli to się uda stanęliby na nowej ścieżce i to takiej, na której ich pozycje są wyrównane, a to było niemal bezcenne. – Pański udział w uwolnieniu Roberta Stone'a? Pańskie plany wobec Jeffreya Stone'a, w tym przypadku wystarczy zarys. - Widzę, że jest pan bardzo zachłanny, co znaczy, że waluta jest tego warta, nie mylę się? – W zasadzie nie miał nic przeciwko odpowiedzeniu na te pytania, tym bardziej, że dyrektor sam mógłby do tego dojść.Z tą różnicą, że zbieranie informacji szkodziłoby interesom, jak i wiązałoby się z ryzykiem, jakiego wolał uniknąć. - Nie. - Dobrze więc, oczekuję, że nie będzie pan przeszkadzał. - To zależy od tego, co powiesz. - Więc tak. Uwolniłem pana Stone'a zasponsorowałem mu dom, ubrania i tym podobne rzeczy oraz uczyniłem prezesem firmy. Dla zaspokojenia pańskiej ciekawości dodam od siebie, że jego zadaniem jest zdobywanie funduszy. W tym celu ma on podległych sobie czarodziejów, którzy w łatwy i zgodny z prawem sposób zwiększą zyski, minimalizując wydatki. Jeśli zaś chodzi o Jeffreya chcę go uczynić swoim uczniem. Na pewno już pan zrozumiał, że jego zdolności klasyfikują go, jako przyszłego przedstawiciela Klasy A. Jednak pozostawienie go samemu sobie uczyniłoby z niego maksymalnie Klasę B, na co nie mogę pozwolić. – Zrobił pauzę, spoglądając na profesorów i podjął ponownie. – Rozumiejąc, że może chcieć pan bardziej zaspokoić swoją ciekawość proponuję zadać jeszcze jedno pytanie. Powiedzmy, że to moje zabezpieczenie względem pańskiego sposobu zdobywania informacji. - Czy ojciec jest walutą, którą chcesz kupić tego chłopca? – W zasadzie mógł się spodziewać czegoś takiego, tym bardziej wiedząc, jakimi zdolnościami dysponuje Jeffrey. - Powiedziałbym raczej, że jest on zachętą jak i sposobem ukazania jak szczodry potrafię być. Jednak niezależnie od decyzji, jaką podejmie Jeffrey nadal będę prowadził interesy z jego ojcem i traktował go tak samo jak pozostałych podległych mi ludzi. - Czyli że nie masz zamiaru pozyskać go za wszelką cenę? - Nie. Ale wystarczy tych pytań w końcu będzie się pan wszystkiemu spokojnie przyglądać i lepiej nie psuć pewnych niespodzianek. - Tak. – Zgodził się, choć miał ochotę poznać więcej odpowiedzi. Rozumiał, że zadał już i tak za dużo pytań. – Odnośnie waluty rozumie pan, że jeszcze trochę mi zajmie jej przygotowanie. - Oczywiście i proszę się nie śpieszyć jestem teraz dość zapracowany, więc i tak nie znalazłbym czasu na odpowiednie analizy. - Panie Potter, skoro już pan tu jest czy mógłby mi pan powiedzieć, dlaczego przysłał pan tę wielką Kobrę. Musiał pan wiedzieć, jakie to będzie miało konsekwencje. - I właśnie o nie chodzi, ale o ostatecznej przyczynie takiego biegu wydarzeń przekona się pani przy dobrych wiatrach po świętach. Natomiast teraz, jeśli to już wszystko chciałbym odejść mam sporo pracy, jak i raport do napisania. - Oczywiście, możesz iść. I dziękuję za twoją szczerość. - Musimy sobie pomagać, szczególnie, gdy odmowa pomocy może zaszkodzić interesom moim lub pańskim. – Pożegnał się i już go nie było.Natomiast pozostali w gabinecie zaczęli rozmawiać na temat tego, co usłyszeli oraz tego, co może się dziać w związku z planami Harry'ego.
Jeffrey musiał przyznać, że był zaskoczony tym, co się do koła niego działo. Jego koledzy, a szczególnie Amelia, nie zachowywali się wcale inaczej, wciąż był tym, kim był i tak naprawdę nie obchodziło ich, jakie są jego zdolności. Choć oczywiście zadawali pytania, aby zaspokoić swoją ciekawość, jednak robili to w taki sposób, że zielonooki nie czół się, ani skrępowany, ani nieswojo, były to po prostu pytania ludzi, którzy darzyli go większą lub mniejszą sympatią. Jeśli zaś chodziło o pozostałych uczniów to było różnie, zdecydowana większość szkoły była przeciwko mu i okazywała to poprzez spojrzenia, bądź jakieś szepty i durne plotki, ale tak naprawdę nie robili nic, czym mógłby się martwić. Kolejni wyraźnie byli ciekawi jego możliwości, mocy oraz tego, jaki tak naprawdę jest. No i byli jeszcze Ślizgoni. Tutaj wyjmując sporadyczne przypadki, wyraźnie okazywano mu szacunek, co było dla niego niepojętym. Jednak wiedział, że nie może narzekać, jak i dociekać, ponieważ nikt nie udzieli mu odpowiedzi. Ginger i pozostali powiedzieli tylko, że jest coś, od czego zależne jest zachowanie Ślizgonów, ale nie wolno im o tym mówić. Jedyne, co mogli powiedzieć, a raczej potwierdzić to to, że nie ma to nic wspólnego z Potterem. Czarnowłosy wiedział, że musi czekać, aby uzyskać odpowiedzi, jak i aby sytuacja w szkole się ustabilizowała, więc starał się nie wychylać i zachowywać normalnie. Największym problemem tego postanowienia był Weasley, który podjudzał Kuna i jego kumpli przeciwko mu, a także innych, na szczęście dwójka jego braci była temu przeciwna. Ba, oni byli tymi po jego stronie i byli zafascynowani jego mocami, jednak nie nagabywali go, a jedynie poprosili, aby gdy tylko pojawi się Set zademonstrował im wężomowę. Sposobność ku temu nadarzyła się już w czwartek po zajęciach, gdy profesor McGonagall przyniosła mu kobrę, jak i pozwolenie na jej posiadanie. Zaznaczyła też od razu, że nie życzy sobie, aby wąż przebywał bez opieki w salonie czy sypialni. Ponad to na noc, jak i w czasie zajęć ma być zamknięty w klatce, którą profesorka dla niej wyczarowała. Dodatkowo tak by tylko Jeffrey ją słyszał zaproponowała mu, że każdego wieczora w porze kolacji może pojawiać się w ich sypialni skrzat, aby nakarmić Seta, o ile chłopak nie ma pomysłu jak sobie z tym poradzić. Oczywiście zielonooki natychmiast zgodził się na tą propozycję, dziękując szczerze profesorce. Zaraz gdy tylko ta wyszła podszedł z klatką do stolika, przy którym siedział wcześniej z Amelią, a po chwili dołączyli do nich bliźniacy Weasley, koledzy z roku oraz kilka innych osób. Jeffrey na ich prośbę demonstrował im jak rozmawia z Setem, a później mówił w wężomowie imiona zebranych, co wyraźnie wszystkim przypadło do gustu. Jednak cały czas dało się odczuć na sobie oburzone spojrzenia pozostałych uczniów.W sobotę, co kompletnie zaskoczyło Jeffreya, to fakt, iż był jednym z trójki uczniów wyznaczonych do pojedynkowania się z Potterem. Tym, co nie było już tak zaskakującym to reakcje ludzi, którzy uważali to za bratanie się wybryków natury. Ale tym mało się przejął, ponieważ jego koledzy i przyjaciółka byli po jego stronie i wyraźnie zazdrościli tej sposobności, szczególnie Ginger, która bardzo często mówiła o Potterze oraz o tym, że dziwi się, że jeszcze nikt nie założył mu fanklubu. - Pozwolisz, że zdecyduję o formie tego pojedynku? – zapytał na przywitanie Harry, mając zamiar ukazać chłopakowi część swoich mocy. - Ok. – „Ciekawe, co on planuje i co to oznacza dla mnie." - Walczymy bez żadnych zasad, ty zaczynasz. - Drętwota! – Jeśli bez zasad to najlepiej walczyć szybko, ostro i bez cienia wahania. - Protego! Everte Statum!Przez dobrych dziesięć minut trwała ostra wymiana zaklęć, skupiająca uwagę wszystkich na sali. Zarówno Potter, jak i Stone poruszali się z niezwykłą szybkością i płynnością. Ruchy ich różdżek oraz wielorakość zaklęć była niepojęta. Ponad to promienie zaklęć niejednokrotnie zderzały się ze sobą zasypując wnętrze kopuły kolorowymi iskrami. Kolejnym, co bardzo rzucało się w oczy, to wręcz emanujące z nich skupienie. Ponad to dla wielu dziewczyn, a także i chłopaków wyglądali oni niczym toczący walkę bogowie, szczególnie, gdy ich różdżki przecinały powietrze, wyrzucając z siebie kolejne promienie zaklęć. Jednak niespodziewanie Potter dosłownie złapał promień zaklęcia w dłoń i zmiażdżył go, kompletnie dezorientując tym przeciwnika, a następnie trafiając go w pierś zaklęciem. Ciało Jeffreya odleciało do tyłu i wylatując spoza kopuły pokonało jeszcze kilka metrów, nim chłopak upadł na ziemię i potoczył się po niej wyraźnie nieprzytomny. - Niech go pani zostawi. – Stanowczy głos Pottera zatrzymał profesor McGonagall, która chciała podbiec do swojego ucznia. – Poza tym ze swoimi zdolnościami musi poznać, co to ból. Jak i musi pojąć, co to deklasacja, do której nie chciał się przyznać. - Potter. – Chciała krzyknąć, coś powiedzieć, jednak nie mogła, nie wiedziała co powiedzieć. - Pani uczeń ma potencjał, musi się tylko nauczyć go wykorzystywać, niestety pani dom nie jest w stanie mu tego dać. – Zatrzymał się przy chłopaku i rzucił szybkie przeciw zaklęcie.Z ust chłopaka wydobył się przeciągły jęk, gdy się podnosił z ziemi. Następnie splunął krwią i potoczył po zebranych spojrzeniem, które ostatecznie skupił na oczach Pottera. - To zaledwie próbka twoich możliwości. - Pomijając twoje oczywiste braki w znajomości zaklęć powiedziałbym, że była to mistrzowska walka przedstawicieli klasy D. Wnioski wyciągnij sam i co najważniejsze przestań bezgranicznie ufać zmysłom, a bardziej zawierz swoim zdolnościom. – Tak Jeffrey, jesteś niezwykły i dzięki mnie staniesz się jednym z najsilniejszych i najlepiej wyszkolonych uczniów tej szkoły pomyślał z zadowoleniem. – A pozostali, na co czekają? Do pojedynków! W przeciwieństwie do nielicznych tu zgromadzonych wy musicie dawać z siebie maksimum, aby uzyskać minimalne postępy. - Jasne. – Padło od Boota, który jak zawsze mówił nadając swojemu głosowi nuty kpiny i sarkazmu.Uczniowie wrócili do pojedynków, a Harry do poprawiania ich błędów i sugerowania jak powinni wykorzystywać posiadane możliwości. Natomiast Jeffrey wziął się za pojedynki z kolegami, co i raz tłumacząc, jakich zaklęć używał w walce z Potterem oraz jak to możliwe, że tak dobrze walczył.

Chłopiec o gadzich oczachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz