3.„Spotkanie" Tom 2

10 1 0
                                    

Na niewielkiej polance stały dwie postacie z wystawionymi przed siebie różdżkami, które były jedynym źródłem światła. Gwiazdy tak samo jak księżyc były skryte za gęstymi chmurami wolno sunącymi po niebie. Postacie rozglądały się, co chwilę do koła wyraźnie na coś czekając. Dochodziła dwudziesta druga, czyli czas spotkania, które niepokoiło jedną z postaci natomiast u drugiej wzbudzała zadowolenie i nadzieję. Nagle z prawej strony dało się dostrzec jakiś migoczący punk, który zbliżał się do nich powoli. Kilka minut później dało się rozpoznać dwóch młodzieńców spokojnie kroczących w ich stronę. Gdy młodzieńcy zbliżyli się jeszcze bardziej postacie zadrżały widząc pionowe źrenice u jednego z nich. Tak nie było wątpliwości, że ku nim kroczył Harry Potter wraz ze swoim ochroniarzem.
- Witam panów. – Przywitał się z lekkim skinieniem zatrzymując się ponad pięć metrów od nich. – Czy to spotkanie odbędzie się w zgodzie z moją prośbą?
- Oczywiście panie Potter. – Powiedział uprzejmie Lucjusz już nie mogąc się doczekać argumentów chłopaka.
- A pan panie, Macnair, co mi powie w tym temacie. – Dopytał robiąc dwa kroki w bok i dając Edowi znak, aby zgasił różdżkę, dzięki czemu trudniej było dostrzec, co robią. Za to Malfoy i Macnair byli dokładnie na widoku z powodu swoich zapalonych różdżek.
- Tak jak powiedział Lucjusz jeste…
- Dość! – Uciął mu ostro Harry i sięgną niezauważalnie po nóż.
Dało się słyszeć świst a w następnej chwili krótki krzyk za plecami mężczyzn. Obaj natychmiast się obrócili chodź tylko pan Malfoy wycelował swoją różdżkę jak by spodziewał się ataku.
- Niech wasz człowiek się ujawni i nie dotyka noża inaczej będę zmuszony go zabić. – Polecił podchodząc bliżej do mężczyzn i wraz z nimi patrząc w ciemność.
- Nie wiem, co się dzieje, ale wyłaś natychmiast, kim kolwiek jesteś! – Rozkazał z niebezpieczną nutą w głosie Lucjusz czując jak krew się w nim gotuje. To ten głupiec Walden musiał kogoś ściągnąć a wyraźnie mu tego zakazał.
Chwila oczekiwania a następnie za drzew wyłoniła się postać z ostrzem wbitym w ramie. Kroczyła powoli ze spuszczoną głową, przez co trudno było ją rozpoznać.
- Stuart zapewniam cię, gdy to spotkanie się skończy gorzko pożałujesz, że się wmieszałeś. – Wysyczał wściekle rozpoznając, kto przed nim stoi.
- Ach tak dwaj nic niewarci bracia. – Powiedział mrożącym krew w żyłach głosem Harry uśmiechając się drapieżnie. Mężczyźni spojrzeli na niego uważniej a w przypadku Lucjusza i Waldena mowa była o zdjęciu kapturów. – W zasadzie cieszę się, że dane jest mi po pastwić się nad jednym ścierwem. – Wystawił przed siebie dłoń a Stuart Macnair upadł na kolana krzycząc z bólu. Wszyscy zgromadzeni mogli dostrzec jak ostrze, które tkwiło w jego ramieniu zaczyna się obracać wokół własnej osi tym samym wrzynając się głębiej w ramię, z którego coraz intensywniej tryskała krew. – Edwardzie proszę przekaż panom kartoteki, z którymi muszą się zapoznać. – Powiedział zwracając się do Eda z swoistą nonszalancją, która wywołała na ustach chłopaka uśmiech. – O ile pan panie Malfoy nie musi ich znać teraz to pan Macnair powinien się pośpieszyć, ponieważ jego brat jest na mojej łasce. O nie ładnie! – Dodał z dziecinnym rozdrażnieniem spostrzegając jak leżący na ziemi mężczyzna wykorzystuje przerwę w torturach i dobywa różdżki. – To nie jest zabawa, na jaką mam ochotę. – Machnął dłonią a różdżka wyleciała z dłoni mężczyzny, który już zaczynał wypowiadać przekleństwo. Wiązało się to z dość sporym bólem atakującym umysł jednak Harry panował nad sobą nie dając nic po sobie poznać. Kolejne machnięcie dłonią i nóż wyrwał się z rany sprawiając, że ta trysnęła krwią następnie wbił się w dłoń, która chwilę wcześniej trzymała różdżkę i kolejny krzyk mężczyzny i coraz większe niedowierzanie na twarzach przyglądających mu się mężczyzn.
Ed podał mężczyzną dwie papierowe teczki, które wyciągnął z pod płaszcza i cofnął się.
- Nich pan nie próbuje. Pan Potter się śpieszy i nie chce przebywać ze ścierwem nazbyt długo. – Powiedział ostrzegawczo Ed widząc jak stojący przed nim Macnair podnosi różdżkę. – Panie Malfoy jestem pewny, że mój pracodawca byłby panu wdzięczny gdyby zapanował pan nad swym towarzyszem. – Zwrócił się z odpowiednim szacunkiem do Malfoy’a wiedząc, że Harry nie ma nic do tego mężczyzny a wręcz przeciwnie ma wobec niego jakieś plany.
- Oczywiście. – Zgodził się uprzejmie Lucjusz z lekkim skinieniem posłanym Potterowi. Naprawdę ten chłopak coraz bardziej go fascynował. Dobór miejsca zapewniający mu bezkarne używanie magii jego opanowanie i spokój i co było najważniejsze odpowiednie dozy szacunku i chamstwa. I to okrucieństwo, gdy pastwi się nad bezbronnym Stuartem. – Walden słyszałeś przejrzyj papiery abyśmy mogli przejść dalej.
- Ale…
- Natychmiast! I nie drażnij mnie za to, co zrobiłeś i tak ci się dostanie, gdy będziemy u ciebie.
Mężczyzna skinął potulnie głową i podnosząc różdżkę zaczął przeglądać zawarte tam informacje. Z każdą kolejną kartką na jego twarzy malowało się coraz większe niedowierzanie. Tymczasem leżący na ziemi Macnair zaczął ponownie krzyczeć, gdy ostrze zaczęło się obracać powiększając dziurę w dłoni.
- Jak pan widzi panie Macnair mam dość informacji, aby pana zwolniono i postawiono przed sądem. Na temat pańskiego brata mam skromniejsze informacje, ale też wystarczy. Czy teraz zechce pan wysłuchać mojej propozycji.
- Tak! – Warknął wściekły spoglądając na niego nienawistnie.
- Cóż za brak manier. – Powiedział kręcąc z dezaprobatą głową. Kolejny krótki krzyk i tryskająca krew, gdy nuż wyrwał się z rany i przelatując koło twarzy Macnaira wylądował w dłoni Harry’ego. – Ale to tylko potwierdza moje postanowienia. Teraz skupiając się na moich żądaniach. Pańska córka będzie należeć do mnie jednak prawnie to pan będzie jej opiekunem. Na wskazane przeze mnie konto przeleje pan dwa miliony galeonów i co miesiąc będzie przesyłał tysiąc. W końcu kocha pan córkę i chce, aby było jej jak najlepiej. Co do konsekwencji, jeśli pan odmówi. Wykorzystam posiadane informacje i wpływy, aby zniszczyć pańską rodzinę, co zajmie mi około czternastu miesięcy. Po tym czasie pan pański brat a także jego żona traficie do więzienia a ja bez problemów prawnie przejmę opiekę nad pana córką oraz synem pańskiego brata.
- Ty śmieciu! – Ryknął wściekły Macnair robiąc krok do przodu jednak natychmiast tego pożałował.
- Couteaux
Zaklęcie Eda z pełną mocą uderzyło w Macnaira a ten krzycząc z bólu upadł i wciąż krzycząc wił się jak oszalały. Harry przyglądał mu się z ciekawością wymalowaną na twarzy. Ciekawość była pokierowana tym, że to zaklęcie w zależności od siły zadawało więcej bólu. Słabe sprawiło, że ofiara czuła cztery ostrza wbite w ciało a im większa moc tym więcej ostrzy ciekawe ile czuje Macnair. No nic są ważniejsze sprawy postanowił, gdy zaklęcie zostało cofnięte a mężczyzna sycząc i wijąc się na ziemi starał dojść do siebie.
- Panie Malfoy proszę wybaczyć mi i mojemu pracownikowi tak ostre zachowanie, ale jestem nowi w tej branży, że tak powiem i chcemy zrobić odpowiednie wrażenie. Mam nadzieje, że nie ma mi pan za złe, że w pewnej mierze wykorzystuje do tego pańską osobę?
- Ależ nie panie Potter. – Zapewnił go z uśmiechem. – Dawno już nie bawiłem się tak dobrze jak teraz. Jednak, jako przedstawiciel Trójkąta muszę zadać panu pytanie, które zadecyduje o słuszności pańskich żądań.
- Doskonale to rozumiem i liczę, że oceni pan to sprawiedliwie zapominając na chwilę o przynależności grupowej.
- Postaram się. – Zapewnił go z lekkim skinieniem. Stuart Macnair z powodu utraty krwi właśnie zemdlał a drugi powoli dochodził do siebie jednak wciąż się nie podnosił. – Czemu zależy panu na Ginny Macnair czyżby miało to podłoże emocjonalne?
- Ależ nie. Gin jest utalentowaną czarownicą. Nie wyróżnia się ani wiedzą ani mocą jednak ma swoisty talent jak i nierozwinięty dar widzenia. Z zaznaczeniem, że nie mowa tu o wróżbiarstwie. Kolejnym talentem jest magia umysłu, której zacząłem jej uczyć i jeśli się nie pomyliłem nauczy się ona tej sztuki do połowy trzeciego roku a to dość szybko. Ostatnim ważnym elementem jest fakt, że potrzebne są mi dzieci o szlacheckiej krwi. Odpowiednio wychowani i pokierowani mogą stać się trzonem mojej organizacji. I właśnie, dlatego żądam właśnie jej. Jest pierwszą z wielu.
- Tak. – Przyznał z zamyśleniem wymalowanym na twarzy. – Mógłby pan rozwinąć to o organizacji?
- Najprościej mówiąc chcę zwerbować ludzi różnych specjalizacji i z ich pomocą zdobywać pieniądze wpływy i oczywistą władzę. Jednak zaznaczam przy tym, że wojna nie jest mym zamiarem zdecydowanie bardziej odpowiada mi powolna i cicha walka jak na węża przystało.
- Rozumiem. – Przyznała a w jego oczach pojawił się jakiś dziwny błysk. – Proszę jeszcze rozwinąć to o darze, jeśli to nie problem.
- Za chwilę, jeśli pan pozwoli. – Powiedział z lekkim skinieniem a gdy mężczyzna odparł mu tym samym przeniósł wzrok na podnoszącego się z ziemi Macnaira. – Niech pan powie szczerze czy uważa pan, że pańska córka nadaje się do czegoś więcej niż bycia pańską dziwką? Doradzam szczerość, ponieważ za kłamstwo oberwie pan bardzo długim Crucio.
- Nie. – Warknął, co nie zaskoczyło nikogo a Harry’ego wręcz zadowoliło.
- Dar widzenia jest bardzo rozległy. Dla przykładu moje oczy zmutowały, dzięki czemu widzę w ciemności a także dostrzegam sygnatury cieplne. Dzięki temu nikt nie jest w stanie się ukryć przed moim wzrokiem. Natomiast Gin widzi w innym spektrum już teraz wystarczy, że raz na kogoś spojrzy a wie, że ten uprawiał seks i czy nie był to wymuszony seks. Odpowiednio pielęgnowany dar może niezwykle rozwinąć tą zdolność a w połączeniu z magią umysłu uczyni z niej potężną czarownice, która u mego boku zyska szacunek, którego niedane by jej było zaznać gdyby polegała na rodzinie. Poza tym pan Macnair jest dość zamożny, aby sobie kupić dziwki natomiast możliwości, jakie posiada jego córka są unikalne i cenne szczególnie dla tych, którzy szanują magię czystej krwi.
- Ma pan słuszność panie Potter. – Powiedział ponownie zafascynowany jego słowami. Zarówno zdolności chłopaka jak i przyszłe jego przyjaciółki były niezwykłe. Naprawdę nie chciałby mieć w Potterze wroga skoro już teraz tak wiele wie i potrafi. – Odpowiedź na swoje żądania uzyska pan w niedzielę. Proszę, aby tego dnia był pan gotów do opuszczenia domu o każdej porze dnia i nocy.
- Oczywiście panie Malfoy dziękuję za okazany szacunek i wysłuchanie mych żądań. Liczę, że w niedalekiej przyszłości dane nam będzie pokonwersować w spokojniejszej atmosferze. – Powiedział z szacunkiem i nieco głębszym skinieniem. – Teraz panów zostawimy i pozwolimy zająć się rannym. Dobranoc.
- Dobranoc panie Potter.
Harry wraz z Edem odwrócili się i jak gdyby nigdy nic skierowali w drogą powrotną. Po upewnieniu się, że nie zostaną zaatakowani od tyłu Ed zaświecił swoją różdżkę, aby oświetlić sobie drogę.
- Czy mogę ci zadać niedyskretne pytanie?
- Proszę.
- Jak ty to robisz, że zachowujesz taki spokój. Ja gdyby był na twoim miejscu przynajmniej bym się wkurzył nie wspominając o jakichś wyraźniejszych emocjach, gdy zabawiałeś się nożem.
- Przez pierwsze trzy lata swojego życia nie miałem soczewek, więc ludzie traktowali mnie jak potwora. Wyzywali patrzyli z nienawiścią i wszystko inne. To nauczyło mnie być silny ignorować najgorsze obelgi przeżywając emocje tylko wewnątrz. Nie wiedząc, kiedy stało się to dla mnie automatyczne a później cóż było za późno i prawdziwe emocje wychodzą ze mnie tylko przy naprawdę silnym stresie lub jeśli trzeba dla pokazu. Może cie to zaskoczy, ale to, co teraz przeżyliśmy jest dla mnie naturalne niby nie przeżyłem nic podobnego a jednak doskonale wiem jak się zachować. Chyba takie moje przeznaczenie być silnym a zarazem nie wiedzieć skąd ta siła pochodzi bynajmniej do czasu. Swoją drogą dobrze się spisałeś dobrze wiedzieć, że umiesz manewrować w sytuacjach.
- Cieszę się, że spełniam twoje oczekiwania. Tym bardziej, że dzięki tobie moje umiejętności będą rosły a na tym najbardziej mi zależy.
- Nie pozostaje nam nic innego jak się cieszyć. – Odparł z delikatnym uśmiechem spoglądając na równie uśmiechniętą twarz Edwarda. – Swoją drogą może chciałbyś namiary na strefy takie jak ta, w której byliśmy. Dzięki magii tam obecnej mógłbyś poćwiczyć zaklęcia, jakich znać niby nie można.
- Bardzo chętnie. – Przyznał zaskoczony taką propozycją. W końcu zdobycie takich informacji musiało być bardzo kosztowne. Niespodziewanie Ed usłyszał jakiś niewyraźny szelest jak by szat, ale nie był pewny. Jego mięśnie spięły się a palce ciaśniej zacisnęły na różdżce.
- Spokojnie nie możemy atakować pierwsi. Poza tym mają nad nami przewagę liczebną, więc poczekajmy i sprawdźmy, kto to. – Wyszeptał uspakajająco dostrzegając przed nimi trzy postacie wyraźnie na coś czekające. Kolejne dwie były za nimi i jeszcze jedna po prawo, co jasno świadczyło o tym, że są otaczani. – Bardzo możliwe, że to pracujący na tym terenie auroży.
- Tym bardziej nie mogą nas zaskoczyć. – Odparł dziękując w duchu za te ostrzeżenie. Swoją drogą, jeśli naprawdę są to auroży nie będzie łatwo z nimi walczyć tym bardziej, że Harry na pewno wolałby nie mieszać się do takowej walki.
- Ci za nami przyśpieszają dwójka możliwe, że jedna z nich to kobieta. Pozwól im podejść a potem naśladuj mnie. – Rozkazał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Edward niechętnie skinął głową i przywołując na twarz maskę spokoju szedł dalej jak gdyby nigdy nic.
- F.G. Proszę się zatrzymać. – Odezwał się kobiecy głos a po chwili zza drzew wyłoniła się kobieta o różowych krótkich włosach i tego samego koloru oczach. Kobieta miała około metra siedemdziesięciu pięciu ładna figura i delikatny zarys piersi skrytych za czarną przylegającą do ciała szatą. Do tego płaszcz a na tym znak frakcji. Kilka drzew a na tych duże srebrne litery F.G. Tuż przy niej szedł mężczyzna z kapturem na głowie, przez co nie dało się go rozpoznać. Podeszli do nich oboje a gdy spostrzegli oczy Harry’ego mężczyzna dobył różdżki celując w serce Harry’ego.
- Co to za mutant? – Zapytał towarzyszki jednak ta nie odpowiedziała jedynie się mu przyglądając z niedowierzaniem i ciekawością wymalowaną na twarzy.
- Wypraszam sobie. – Powiedział ze spokojem Harry posyłając mężczyźnie lekceważące spojrzenie. Ed, co nie uszło uwadze Harry’ego już oceniał ich szanse i zapewne był gotów do walki.
- Patrz go, jaki… – Zaczął mężczyzna jednak przerwał, gdy kobieta uderzyła go otwartą dłonią w tył głowy.
- Zamknij się kretynie. – Syknęła gniewnie a jej włosy tak samo jak oczy zmieniły się na płomienistą czerwień.
- Ach tak teraz poznaję. – Powiedział wesoło i z uśmiechem Harry, co wyraźnie zaskoczyło wszystkich a w szczególności Eda. – Panna Tonks, jeśli się nie mylę.
- Zgadza się panie Potter. Proszę wybaczyć za tego kretyna, ale czytanie gazet to nadmiar jak na jego poziom inteligencji. – Powiedziała z nutą przeprosin i delikatnym uśmiechem. Jej włosy jak i oczy wróciły do poprzedniej postaci a stojący przy niej mężczyzna cofnął się o krok i spuścił lekko głowę.
- Zdążyłem przywyknąć do takowych reakcji. – Odparł spoglądając uspakajająco na kobietę. – Ważne, że dane mi jest panią poznać no i oddział pod pani dowództwem. Muszę przyznać, że cieszy mnie fakt, że ktoś o pani umiejętnościach patroluje okolice. Mam nadzieje, że to tylko kontrola, bo o ile się orientuję nie złamaliśmy żadnego prawa.
- Ależ nie proszę się nie niepokoić. Jeden z moich ludzi poczuł zawirowania magiczne, co znaczy, że ktoś w okolicy używał magii. Jest wysoce prawdopodobne, że była to czarna magia, dlatego właśnie pana zatrzymaliśmy. Około tysiąca metrów za panem są ślady krwi i to, dlatego.
- Czyżby jakiś nielegalny pojedynek, który ktoś próbował ukryć wśród obecnej tu magii? – Zapytał ze spokojem a w duchu aż się zagotował. O oddziale Tonks miał tylko ogólne informacje gdyby wiedział, że jest wśród nich mag o umiejętnościach czujących wybrałby inne miejsce nie wspominając o jakichś zaklęciach zabezpieczających.
- Bardzo możliwe czasami mamy z tym do czynienia chodź bardziej obawiamy się kłusowników. – Odparła wyraźnie zaskoczona jego słowami i po raz pierwszy spoglądając na Eda. – Przepraszam za tą dociekliwość, ale pański towarzysz to?
- Edward Elric pracuje u mnie, jako ochroniarz. W szkole poinformowano mnie, że wyróżnia się on niezwykłymi zdolnościami w tej dziedzinie no i co najważniejsze jest lojalny. Natomiast teraz chciałem wyjść zwiedzić trochę okolicę a mając w pamięci, że można tu spotkać względnie niebezpieczną zwierzynę wziąłem go ze sobą, aby w razie konieczności zademonstrował mi swoje umiejętności.
- Ale takowej konieczności nie było? – Zapytała przyglądając się trzymanej przez chłopaka różdżce.
- Na szczęście nie. Oczywiście, jeśli pani chce Edward odda pani różdżkę do sprawdzenia. Prawda?
- Tak panie Potter nie mam nic do ukrycia. – Powiedział siląc się na opanowanie choć czół na plecach kropelki zimnego potu. I znowu Harry go zaskakiwał swoim opanowaniem i grą, jaką prowadził.
- To nie będzie konieczne. – Powiedziała po chwili wahania. – Najlepiej będzie jak się jeszcze rozejrzymy może coś nam to da.
- Oczywiście rozumiem. Swoją drogą chciałbym dopytać czy powinienem się jakoś ograniczać z wizytami w lesie. Rozumie pani nie chciałbym niepotrzebnie robić sobie bądź pani kłopotu.
- Zawszę wysyłamy ostrzeżenia do najbliżej mieszkających. Poza tym powinien pan unikać pełni. Sam pan wie taki teren jest kuszący dla Wilkołaków i Wampirów.
- Tak rozumiem. I bardzo dziękuję. Liczę, że w niedalekiej przyszłości dane nam będzie się poznać na bardziej prywatnym gruncie. – Odparł z delikatnie figlarnym uśmiechem.
- Czas pokaże panie Potter. – Odparła uśmiechając się w podobnym tonie i naciągając na głowę kaptur deportowała się.
Wrażliwy wzrok Harry’ego dostrzegł, że dołączyła ona do tych na przedzie a następnie razem zniknęli spojrzał w bok i spostrzegł, że i tam obecna postać się aportowała.
- Nieprzyjemne, ale bardzo pouczające. – Odezwał się zaczynając iść przed siebie. – Z tymi namiarami będziesz musiał poczekać aż zbiorę informacje na temat tego czującego. Swoją drogą wiesz może coś o tym darze?
- Tylko plotki. – Odpowiedział starając się nie ukazywać zdenerwowania. – Podobno tacy czarodzieje wykrywają każde użycie magii. Ograniczenia są zależne od umiejętności i terenu, a z słów tej Aurorki wynika, że można nawet rozróżnić rodzaj magii, co sprowadza się do wniosku, że szlifowana umiejętność jest idealna do śledzenia bądź obserwacji. Dla przykładu, jeśli ty być używał swoich mocy w domu a on byłby na skraju lasu mógłby to wykryć po, mimo że ministerstwo by tego nie wykryło.
- Tak na pewno masz rację. – Przyznał Harry samemu tego nie dostrzegając. Naprawdę będzie musiał przeprowadzić dokładniejsze badania no i testy nie wspominając, że sama umiejętność może okazać się dla niego osiągalna. W końcu zawszę wyczuwał magię a to na tym polega bynajmniej, jeśli ich rozważania są słuszne.
- Szczęście, że nie pojawili się wcześniej.
- Tak wielkie szczęście. Swoją drogą wyposażę cię w eliksir czyszczący, który będziesz przy sobie zawszę nosił. Mam nadzieje, że rozumiesz, w jakim celu.
- Oczywiście i bardzo dziękuję. – Zawsze chciał mieć ten eliksir, ale nie było go stać prawie sto galeonów za fiolkę. Bynajmniej taka cena była rok temu. Swoją drogą będzie musiał podpytać Roya o składniki i najlepsze sposoby użycia.
- Korzystając z okazji chciałbym prosić abyś poza walką zaczął ćwiczyć swoje opanowanie. Może się zdarzać, że takie sytuacje się powtórzą i nie chciałbym, aby z powodu twoich emocji wywiązała się walka lub byłbym zmuszony do mieszania w to prawników. Nawiasem mówiąc to dziwne, że osoba o twoim wykształceniu i przeszłości ma takie problemy z tuszowaniem emocji tym bardziej, że w szkole radziłeś sobie dużo lepiej.
- Podejrzewam, że to wynik stresu. Staram się nie zawieść twoich oczekiwań a i cała sytuacja jest mi obca. Na Nokturnie było łatwiej chodź niebezpieczniej. – Powiedział niechętnie wiedząc, że musi szybko się przystosować. Jednak nie było to łatwe, gdy z Nokturnu przechodziło się do takich luksusów o szacunku, jaki mu okazywał Harry i jego rodzina nie wspominając.
- Rozumiem to i cieszę się, że ty to rozumiesz w ten sposób łatwiej ci będzie nad tym zapanować.
Wyszli z lasu kierowali się do domu, od którego dzieliło ich trochę ponad dwa kilometry. Swoją drogą niezły spacerek sobie zrobili no, ale tak to było, gdy nie korzystało się z aportacji.

Po powrocie do domu Harry wysłał Śmierciożercy osiem smsów opisujących, co ten ma ustalić. Następnie zszedł do lochów i sprawdził, co robi Gin ta po mimo później pory siedziała w salonie i oglądała telewizję. Korzystając z okazji Harry wyciągnął z kieszeni lusterko i nawiązał połączenie. Ginny szybko wstała i wyłączając telewizor sięgnęła po lusterko leżące przed nią.
- Witaj siostrzyczko.
- Cześć Harry.
- Jak tam pierwszy dzień?
- W porządku. Odwiedziła mnie Figg i podpytywała, więc podałam jej ustaloną wersję. No a później to różnie trochę się zapoznałam z Mugolskim sprzętem trochę pouczyła no i poopalałam w ogrodzie.
- Bardzo się cieszę, że tak ci się to wszystko podoba. Ja właśnie wróciłem ze spotkania z twoim ojcem. – Harry dostrzegł jak na twarzy Gin pojawia się niepokój oraz ciekawość pomieszana z nadzieją. – Spotkanie przebiegło dość ostro, ale jestem zadowolony. Wygląda na to, że w niedzielę sprawa zostanie przypieczętowana na moich warunkach. Jednak to jest małoważne na tą chwilę. To, co cię na pewno ucieszy to, że pobawiłem się z twoim wujkiem, który pojawił się tam bez zaproszenia.
- Co mu zrobiłeś? – Zapytała a Harry dostrzegł w jej oczach cień, który bardzo mu się nie spodobał. Znał takie spojrzenia sadystyczne i cieszące się z ludzkiego cierpienia no, ale doskonale ją rozumiał, dlatego też postanowił to przemilczeć.
- Niewiele. Prawie przewierciłem na wylot bark a później przebiłem na wylot prawą dłoń. Przez najbliższy czas niewiele będzie mógł zrobić, ponieważ starałem się go okaleczyć tak by trudno było go wyleczyć. Natomiast twój ojciec- Gin skrzywiła się na to słowo jednak nic nie powiedziała. – Dostał od Eda zaklęciem noży na pewno ucieszy cię wiadomość, że krzyczał i wił się u naszych stup.
- Tak bardzo się cieszę. – Powiedziała a cień w jej oczach powiększył się jednak w następnej chwili zniknął zastąpiony przez troskę. – Mam nadzieje, że to niczego nie utrudni oraz że ty nie będziesz miał kłopotów.
- Bez obaw siostrzyczko nad wszystkim panuję.
- Cieszę się. Mam nadzieje, że już niedługo będziemy mogli się spotkać.
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem spotkamy się pod koniec tygodnia a i od tego czasu będziemy spotykać się częściej.
- To dobrze a co z twoją ciocią? Udało ci się na nią wpłynąć.
- Tak wszystko sobie wyjaśniliśmy i z małą pomocą magii umysłu moja pani zaakceptowała nową sytuację.
- Pani? – Zapytała zaskoczona a jej oczy wypełniły się smutkiem.
- Jedno z określeń, jakim ją określam, ale nie zajmujmy się tym tematem. – Powiedział przeklinając się w myślach za swoją nieuwagę. – Lepiej powiedz mi co czytałaś.

Później, gdy Gin poszła już spać Harry zajął się przeglądaniem kartotek więziennych, aby wyprać pierwszych dowódców. Nie było łatwo ich wybrać a i cenny za nich nie spadały po niżej pół miliona, ale właśnie dla tego byli idealni do jego potrzeb. Wyszkoleni i co najważniejsze wierni i honorowi, bowiem każdy więzień miał swój honor i darzył nim tego, kto go wykupił i uratował od męki.

Chłopiec o gadzich oczachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz