Harry zaczął powoli się budzić powracające wspomnienia wczorajszych wydarzeń wróciły do niego z dużą siłą, ale nie wszystko dokładnie pamiętał. Był otępiały jego mięśnie wydawały mu się dziwnie napięte. Jednak nie skupiał się na tym dokładnie. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w dormitorium otworzył oczy. Podniósł się powoli lekko się krzywiąc z powodu bólu w okolicach kręgosłupa. Spojrzał na zegarek i z zdumieniem spostrzegł, że dochodzi dziesiąta no to zaszalałem pomyślał uśmiechając się krzywo. Chcąc nie chcąc musiał się zbierać, więc zabrał przybory i poszedł do łazienki. Zrzucił z siebie szybko piżamę i od razu poszedł pod prysznic. Gorąca woda zdecydowanie dawała mu ukojenie jak i skłaniała do przemyśleń. Oczywiście na pierwszy ogień pojawiły się rozmyślania związane z walką.
- Phi. - Prychnął uświadamiając sobie jak żałosny dał popis.
No, ale czego się spodziewać pierwszy raz używał tych zaklęć. Chodź i to tak naprawdę nie miało znaczenia. Był niedoświadczony i nie miał pojęcia jak walczyć. Fakt znał to z teorii, ale ta była nic niewarta bez praktyki. Swoją drogą w odpowiednim czasie będzie musiał się zająć i tą dziedziną. Jednak nie w najbliższym czasie ma zbyt wiele spraw na głowie. Pogodziwszy się z tymi myślami Harry zaczął roztrząsać wypowiedziane wczoraj słowa i wykonane gesty. Na pewno zabawnie będzie spotkać się z profesor Green.
- HeHeHe. - Zaśmiał się nie mogąc się powstrzymać.
Pomyśleć jak to nagle ją oświeciło no i jeszcze ten szok. Pewnie inni będą teraz się nad tym zastanawiać szczególnie po jej słowach. Naprawdę za dużo się dzieje w moim życiu pomyślał na wpół smutno na wpół wesoło. Kolejną rzeczą, która zajęła jego myśli było naturalnie zachowanie profesora Snape'a w końcu toczyli grę. Tylko czy to wczoraj zaliczało się do tej gry czy też było chwilową przerwą? Raczej to drugie biorąc pod uwagę jego swoistą ochronę. No, bo jakby na to nie patrzeć za to, co zrobił wlepiliby mu szlaban do końca roku i odebrali przynajmniej sto punktów. Oj, Ślizgoni nie dali by mu za to spokoju. Chodź, kto wie? Wyszedł z pod prysznica i podszedł do lustra zakładając soczewki jak i myjąc zęby. Gdy tak stał patrząc na swoje odbicie uświadomił sobie, jaki szalony okres go czeka. Organizacja wyjazdu sprawy z Ministerstwem no i z dyrektorem no i co było najgorsze kara dla Śmierciożercy. Naprawdę nie miał na to ochoty tym bardziej teraz, ale jeśli go nie ukaże ten może się poczuć zbyt pewnie. Naprawdę, za jakie grzechy go to spotyka przecież on chce mieć tylko ciszę spokój i możliwość do nauki. No i inwestowania. Przeszedł do dormitorium owinięty tylko ręcznikiem i siadając na łóżku zaczął suszyć włosy. W zasadzie mógłby użyć zaklęcia jednak chciał mieć jeszcze chwilę na przemyślenia tym bardziej, że musiał wykombinować jak powinien się zachować. Mógłby nie okazać nic lub też okazać cień smutku i skruchy lub też udawać, że przeżywa tragedię. Naprawdę wuju gdybyś żył kazałbym cię poćwiartować. No, ale dość tego! Czas się ubrać i pokazać ludziom pomyślał wstając i podchodząc do kufra. Po chwili ubrany jak i wyposażony w swój stały ekwipunek opuścił dormitorium i biorąc głęboki oddech wszedł do salonu gdzie jak spostrzegł zgromadził się chyba cały dom. Dało się słyszeć ciche rozmowy, które ucichły wraz z jego pojawieniem się. Starając się nie okazywać zbyt wiele od razu podszedł do kanapy, na której siedziała Ginny. Co mu się podobało to jej udawany spokój i panowanie nad sobą. Jednak doskonale wiedział, że jest ona roztrzęsiona.
- Cześć. Mam nadzieje, że nie martwiłaś się za bardzo?
- W granicach normy. W końcu zdążyłam już przywyknąć do tego, że z tobą to nigdy nic nie wiadomo. Swoją drogą jak na tak bystrego Ślizgona wczoraj zachowałeś się dość idiotycznie.
- No wiesz nie mogę być idealny w końcu jakaś cząstka mnie chce być dzieckiem łaknącym zabawy. Niestety reszta świata uważa moje zabawy za coś złego i w zasadzie się nie dziwię. No, ale mniejsza z tym. Lepiej chodźmy coś zjeść, bo później czeka mnie kara.
- Czy ty w ogóle się nią nie przejmujesz? - Zapytała Sara siedząca wraz z innymi piąto rocznymi na kanapie ustawionej po przeciwnej stronie salonu. - Przecież to Niewybaczalny Jeden.
- Kara, jaka by nie była nie przeraża mnie. Ból to rzecz bardzo względna. Ja chodź jeszcze tak silnego bólu, jaki mnie czeka nie doświadczyłem wiem, że pomoże mi on w samodoskonaleniu. Uświadomi mi jak wielka droga mnie czeka jak liczne przeszkody będę musiał pokonać. I co najważniejsze zmusi mnie abym jeszcze wytrwalej pracował nad swoją samokontrolą bez względu na okoliczności. Poza tym kilka godzin krzyku i łez to niewielka cena za uzyskanie wyższej świadomości, że się tak wyrażę. - Odparł z lekkim uśmiechem chodź głos jego był śmiertelnie poważny. - No, ale czas coś przekąsić nim zacznie się nauka. Gin pójdziesz ze mną?
- Jasne.
Wstała szybko z kanapy i razem ruszyli do wyjścia odprowadzeni wzrokiem uczniów, którzy w większości patrzyli na Harry'ego z podziwem lub też zazdrością. No, ale nic dziwnego wielu chciałoby być tak spokojnym, silnym i gotowym do cierpienia w imię własnego dobra. Jednak było odwrotnie większość z nich była po prostu zlęknionymi dziećmi nie gotowymi na dorosłe życie, jakie ich niedługo czekało. W drodze do Wielkiej Sali Harry porozmawiał z Ginny tłumacząc jej w miarę możliwości, co się wydarzyło. Oczywiście nie powiedział, że to było jego niepowodzenie powiedział tak jak i wcześniej profesorowi, że to wiele może mu utrudnić. W sali było zaledwie kilku uczniów i ani jednego profesora, co bardzo odpowiadało Harry'emu. Zjadł powoli śniadanie wybierając tylko lekko strawne dania wiedząc, że nie może się opychać dla własnego dobra. Po posiłku od razu udał się do pielęgniarki woląc nie tracić czasu. Ta przetrzymała go ponad czterdzieści minut badając go z każdej możliwej strony aż w końcu stwierdziła, że nic mu nie jest. Nawet siniaków nie miał chodź powinien jak to określiła. No, ale w końcu szybkie dochodzenie do siebie to coś, do czego dąży. Oczywiście teraz jeszcze nie miał na to wpływu, ale zdolności regeneracyjne jego organizmu zachęcały go do intensywnych treningów. W drodze powrotnej do Pokoju Wspólnego Harry wraz z Ginny weszli do gabinetu profesora, aby go poinformować, że Harry jest już gotowy.
- Pan Potter panna Macnair. - Przywitał ich wyraźnie zaskoczony tą wizytą chodź ani jego oblicze ani spojrzenie tego nie ukazywały.
- Dzień dobry profesorze. - Przywitali się wspólnie a następnie Harry zaczął mówić. - Jestem już po śniadaniu jak i po wizycie u pani Pomfrey więc jeśli nie miał by pan nic przeciwko moglibyśmy zacząć moją kare. Nie chcę być bezczelny, ale zależy mi na czasie.
- No jasne Potter ty musisz zawsze być pierwszy. Czy ty się w ogóle dobrze czujesz? Odkąd jestem w tym zamku nie było jeszcze tak bezczelnego ucznia. Przychodzić i decydować, kiedy to wymierzy mu się karę. Może jeszcze mi powiesz, że później mam cię obudzić, żebyś zdążył na kolację, aby popisać się, jaki to twardy jesteś? - Ostre spojrzenie jak i chłodny ton wyraźnie spłoszyły Ginny, która mimo woli cofnęła się o krok do tyłu chowając się za Harrym.
- Co do budzenia to nie koniecznie jestem pewny że któryś z kolegów mnie obudzi. Natomiast, co do reszty sam pan powiedział, że musze być pierwszy. - Odparł uśmiechając się delikatnie. Po prostu to wszystko go bawiło tym bardziej, że coś mu podpowiadało, że i profesor dobrze się bawi.
- Potter gdyby nie to, że już ci zasądziłem karę ... Dobra idziemy.
Wstał zza biurka i wciąż piorunując go wzrokiem podszedł do drzwi. Szybkim krokiem przemierzyli lochy i dotarli do salonu gdzie wszyscy wyraźnie na nich czekali. Absolutna cisza jak i śledzenie ich ruchów.
- Jak wszyscy wiecie pan Potter doświadczy dzisiaj Trzeciej Kary. Niewybaczalny Jeden jest eliksirem torturującym. Wpływa na cały organizm zadając ogromny ból, który wcześniej lub później doprowadza ofiarę do utraty przytomności. - Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza małą czarną fiolkę i pokazał wszystkim. - Jestem przekonany, że tego dnia usłyszymy jak krzyczy bohater magicznego świata. Idziemy Panie Potter!
Harry bez słowa ruszył za profesorem uśmiechając się uspakajająco do Ginny. Weszli do korytarza sypialnego i doszli do końca a tam profesor stuknął trzykrotnie w ścianę. Ta zaczęła sie zmieniać by po chwili być potężnymi drzwiami z godłem Slytherinu. Jeszcze jedno stuknięcie i drzwi się otworzyły Harry od razu wszedł do środka zaraz za profesorem. Pomieszczenie było małą klitką wyłożoną czymś w rodzaju materacy Do jednej ze ścian jak i z sufitu zwisały kajdany.
- Kajdany?
- Nie dziękuję łubie mieć swobodę ruchów.
- Różdżka. - Polecił profesor wystawiając dłoń Harry natychmiast położył na niej różdżkę. Jak i odebrał w zamian eliksir. - Chce pan coś powiedzieć?
- Tak. - Uświadomił sobie nagle. - Zdjąłbym soczewki a pan założyłby mi je, gdy pan po mnie przyjdzie. Wolałbym nie pokazywać uczniom swoich oczek.
- W porządku. - Zgodził się ponownie chłodnym tonem. Naprawdę ten człowiek umie trzymać swoje maski.
Harry pozbył się soczewek i wręczył pudełko profesorowi. Ten bez słowa wyszedł zamykając drzwi i zostawiając go samego. Przez chwilę Harry rozglądał się po pomieszczeniu następnie usiadł w rogu i wypił duszkiem eliksir. Ten, co go lekko zaskoczyło miał przyjemny truskawkowy posmak.
- Trochę słodyczy, aby osłodzić ból. - Szepnął sam do siebie wyciągając z kieszeni motylka i otwierając go jednym wprawnym ruchem.
Wsunął ostrze pod opaskę przyjaźni i skupił się na trzymanym w reku nożu tak jak zawsze robił, gdy w ręku trzymał różdżkę. Po dłuższej chwili wypowiedział w myślach Knifeedge. Ostrze zajarzyło się na czerwono a Harry pociągnął do góry rozcinając bez żadnych trudności opaskę. Wiedział, że Ginny nie odczuje różnicy, gdy będzie ją trzymał przy sobie. Chodź na pewno skojarzy, że coś jest nie tak, gdy nie będzie odczuwała żadnego bólu. No, ale nie mógł pozwolić, aby ona cierpiała wraz z nim nie wtedy, kiedy mógł coś na to poradzić. Przyjaźń nie jest łatwa, ale daje wiele przyjemności pomyślał chowając opaskę do kieszeni w okolicy serca. Następnie schował szybko nóż i w tym momencie dopadła go pierwsza fala bólu. Nic strasznego ból rozchodził się od brzucha i promieniował powoli na cały organizm.
Nim minęła pierwsza godzina ból ogarnął jego całe ciało jednak nie był w jego opinii na tyle silny by krzyczeć owszem wił się delikatnie jak i syczał po przez zaciśnięte zęby, ale nic ponad to. Co ciekawe jego umysł czy też zmysły bardzo dokładnie śledziły i jak by poznawały się z tym bólem. Jego myśli wciąż mu podpowiadały, że ten ból chce poznać jego ciało i gdy jego wola zelżeje zaatakować w najboleśniejszych miejscach. Nieco dziwne to myśli, gdy ma się do czynienia z eliksirem a nie świadomą istotą rzeczą czy też człowiekiem. Gdy kolejna godzina zbliżała się do końca Harry leżał już na ziemi ściskając w dłoniach łańcuch przykuty do ściany a z jego ust wydobywały się nieprzerwane jęki i syki. Czas leciał a sił mu nie ubywało za to ból stawał się coraz trudniejszy do zniesienia. Chcąc jakoś sobie pomóc mocniej zaciskał dłonie na trzymanym łańcuchu. Gdy minęło około trzech i pół godziny z jego ust wydobył się pierwszy przeciągły krzyk. Wtedy to poczuł ja buł zwiększył swą moc mając swe skupiska w mięśniach nóg i rąk. Po mimo tego bólu Harry czuł swoiste rozbawienie. Wiedział o tym eliksirze niemal, że wszystko działanie możliwe skutki uboczne proces ważenia chodź sam pewnie nie był by zdolny go uwarzyć a jednak po mimo tego wszystkiego odczuwalny ból go zaskakiwał. Zamiast ze stałą siłą wzmagać się w całym ciele ten wzmagał się tylko w danych miejscach chodź czuć go było w całym ciele. Jednak, gdy nadchodzi moment, gdy ból się potęgował czół go w tych specyficznych miejscach i tak jakby tylko z nich się składał, bo reszta jego ciała była mu wtedy obca. Gdy zbliżał się początek piątej godziny jego usta nie zamykały się a przeciągłe krzyki nie przestawały drażnić jego uszu, które teraz wydawały mu się tak delikatne. Gardło go bolało chodź tak naprawdę nie dostrzegał tego z jego oczu płynęły gorące łzy sprawiając, że niemiłosiernie piekły go oczy. Jednak to nie było tak znaczące. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogąc zapanować nad swym ciałem posikał się. Głupotą z jego strony było wypicie dwóch czarek soku. Jednak pocieszała go myśl, że tej tortury już bliski koniec jak i że będzie mu dane zająć się sobą nim zostanie wystawiony na widok publiczny. I pomyśleć, że aby stać się naprawdę potężnym będzie musiał nauczyć się jakoś kontrolować nie tylko taki, ale i o wiele większy ból. Na szczęście droga wojownika dopiero przed nim teraz nie czas na walkę teraz jest czas na iluzje i politykę, w której nie tylko z racji bycia Ślizgonem był bardzo dobry.
![](https://img.wattpad.com/cover/252911696-288-k162426.jpg)
CZYTASZ
Chłopiec o gadzich oczach
Hayran KurguJest to opowieść z bloga Onetu który został usunięty. Znalazłam ta opowieść na stronie Blogspot. Opowieść autorstwa Gohan a na stronie Blogspot opublikowane przez Vista674.