24. Pracownik roku

2.4K 83 8
                                    

Nicole

Pół godziny później powoli kołysałam się w tańcu z mężczyzną mojego życia. Moja sukienka w kształcie litery A, o połyskującym materiale w kolorze szampana idealnie pasowała do otoczenia. Czułam się na miejscu kładąc głowę na ramieniu Michaela. Przytulił mnie do siebie i pocałował w skroń.

W głowie wciąż tłukły mi się słowa Milo Davisa, sens jego wypowiedzi zabrzmiał tak, jakbym to ja miała być tym czynnikiem który pozwoli Rickowi wrócić na właściwą drogę. Poczułam spoczywającą na moich barkach odpowiedzialność, chociaż wiedziałam, że ten mężczyzna się mylił. Owszem Rick poświęcał mi więcej uwagi niż większości osób w swoim otoczeniu, zdarzało mu się słuchać tego co miałam mu do powiedzenia, nawet jeśli nasze opinie się ze sobą nie zgadzały. Chociaż słyszałam głosy, według których wychodził z pokoju kiedy rozmowa nie szła po jego myśli.

Tak naprawdę nie wiedziałam już co o nim myślę. Potrafił zranić mnie jak nikt inny, ale też przy nikim innym nie czułam się tak silna jak przy nim, nawet przy Michaelu, który to jaka byłam traktował jako naturalny obrót spraw. Jakby nie wiedział ile czasu i wysiłku wkładałam w stanie się osobą którą byłam w tym momencie, nie urodziłam się taka, stworzyłam się taką.

Co wcale nie znaczyło, że zapomniałam o tym do czego mnie zmusił. Nawet jeśli było mi z nim dobrze, oddanie się mu nie było moją dobrowolną decyzją.

- Widzisz, nie jest wcale tak źle jak się tego spodziewałaś – szepnęłam do ucha Michaelowi. Przesunął palcami po zagłębieniu mojego kręgosłupa.

- Nie jest źle, bo cały czas się do mnie lepisz – odpowiedział zadziornie. Cieszyłam się, że miał lepszy humor. I nie miałam ochoty uświadamiać go dlaczego tak naprawdę nie odstępowałam go na krok.

A chodziło o Rick'a. Widziałam jego spojrzenie. Sposób w jaki na mnie patrzył, jak przesuwał spojrzeniem po całym moim ciele jakby cały czas widział mnie nago. Bałam się chociaż na moment zostać sama, bo aż za dobrze wiedziałam co się wtedy zdarzy.

Na szczęście unikanie go wychodziło mi dzisiaj lepiej niż kiedykolwiek, od zdawkowego przywitania na początku imprezy nie zamieniłam z nim nawet jednego słowa. Cieszyłam się tym. Spotkanie tych dwóch mężczyzn było ostatnią rzeczą na którą miałam w tym momencie ochotę. To jak zderzenie zupełnie różnych światów które za wszelką cenę starałam się trzymać jak najdalej od siebie.

- Lepię się bo cię kocham – wyznałam bez zawahania unosząc wzrok i spoglądając mu w oczy. Widząc miłość i oddanie w jego spojrzeniu poczułam ucisk wyrzutów sumienia głęboko w żołądku. Musiałam coś z tym zrobić.

- Chodź – pociągnęłam go za sobą.

- Dokąd idziemy? – zapytał chwytając mnie za biodra i przyciągając do siebie kiedy zmierzaliśmy przez zaciemniony korytarz. Otworzyłam pierwsze drzwi po prawej prowadzące do prywatnego pokoju Mavericka, miał takie przy każdej sali balowej. Twierdził, że wykorzystuje je kiedy nagle potrzebuje porozmawiać z kimś na osobności, ale oboje wiedzieliśmy na czym polegają te jego „rozmowy".

Zamknęłam za nami drzwi na klucz żeby nikt nie mógł nam przeszkodzić.

- Co ci chodzi po głowie? – zapytał odnajdując moje wargi. Tylko przez sekundę zastanawiałam się nad tym, czy nie rozmaże mojej szminki. Kiedy jego język dotknął mojego stwierdziłam, że mam to gdzieś. Całowałam go zachłannie, z pełnym oddaniem, jakbym zawsze należała tylko i wyłącznie do niego, bo naprawdę właśnie tak było.

- Tradycji musi stać się za dość nie sądzisz? – zapytałam rozpinając jego pasek. – Za chwilę północ, a my... - Wsunęłam dłoń w jego bieliznę przesuwając palcami po jego penisie, na co przymrużył oczy.

Ignite [18+] Trylogia Falling #1 (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz