Rozdział 1

370 21 0
                                    


Polowanie na Valensie Valentine #1


Jeszcze trzy miesiące temu pomyślałabym, że moje życie nigdy nie ulegnie zmianie. Wszystko niby miało pozostać takie samo, a ja miałam wybraną ścieżkę w swoim młodym życiu.

Dzisiejszego dnia stojąc nad trumną własnego ojca zaczynało do mnie docierać to jak życie potrafi być przewrotne.

Tamtej nocy, w której dojrzałam nieznajomego mężczyznę za moim oknem zaczęłam się bać po raz pierwszy. Kolejne noce spędzałam na doszukiwaniu się go tuż za szklaną barierą i sprawdzaniu czy nie czyha na mnie za rogiem.

Był jak chwilowy sen, a raczej koszmar, z którego szybko się nie otrząsnęłam. Ulotnił się tuż po tym jak zawołałam Jakea.

Doskonale pamiętam tamtą sytuację. To jak był ubrany ten obcy i jak długo czułam jego obecność za sobą zanim postanowiłam się obrócić.

Mój tata zginął w wypadku samochodowym i umarł na miejscu. Nawet nie udało mi się z nim pożegnać.

Wiatr zawiał nieco mocniej przez co musiałam naciągnąć na siebie czarny długi sweter.

— Moje kondolencje Valensio. — docierały do mnie przeróżne głosy.

Niektórzy faktycznie mi współczuli, a inni jedynie zbierali coraz to nowsze informacje do artykułów.

Nie oczekiwałam od nikogo zrozumienia, ale nie chciałam też pozostać sama. Całe swoje życie ukrywałam się w mroku, aby dawać mojej matce żyć w blasku. Teraz to ja stałam się głównym tematem rozmów i plotek.

— Valensio. — odezwał się ktoś tuż za mną.

Odwróciłam się, ale jak zawsze zobaczyłam tylko rozmazaną twarz.

Kobieta pachniała jabłkiem oraz miętą. W jej lewej ręce tlił się na wpół wypalony papieros, a ona sama lekko się trzęsła.

— Kim jesteś? — zapytałam.

Ludzie zapominali, że nie widzę twarzy, bądź też nie wiedzieli. Do tej pory rozpoznawałam tylko ojca, więc było to dla mnie coś nowego poznawać kogoś z rodziny czy znajomych Jakea.

— Caitleyn.

Jej imię mocno mnie ukłuło gdzieś w sercu. Kobieta, która zostawiła własne dziecko nagle zjawiła się na pogrzebie byłego męża.

— Mamo. — wymówiłam cicho.

Zawsze chciałam zobaczyć jak wygląda. Czym tak naprawdę zachwycają się ludzie i przede wszystkim czy jestem do niej podobna.

— Zaraz ktoś odwiezie cię do domu, za kilka dni jak już wszystko spakujesz zabiorę cię do siebie. — poinformowała mnie oschle.

Liczyłam, że inaczej będzie wyglądać nasze pierwsze spotkanie. Naiwnie wierzyłam w szczęście.

— Nie chce wyjeżdżać z Baxley, mamo.

Usłyszałam jak nerwowo wciąga powietrze unosząc papierosa do ust i zaciągając się nim.

— Zwracaj się do mnie Caitleyn.

Wychowywałam się w miłości i byłam za to wdzięczna. Mimo, że nigdy nie było jej w moim życiu, Jake dawał mi przez to podwójnie miłość. Jednak sądziłam, iż gdy teraz go nie ma dostane od niej choć odrobinę jego uczuć. Myliłam się. Moja matka była przeciwieństwem ojca.

Stałam nad grobem taty patrząc się na te wszystkie piękne kwiaty oraz znicze zapalone wokoło. Zastanawiałam się ile z tego wszystkiego było prawdziwe. Za życia nikt nas nie odwiedzał ani tym bardziej Jake nigdzie nie jeździł z wyjątkiem tamtego dnia, w którym zginął oraz wtedy, gdy zobaczyłam nieznajomego.

Twarze moich braci 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz