Rozdział 16

97 9 0
                                    

— Jak mogłeś. — rzuciłem z wyrzutami w stronę brata.

Uśmiech na jego twarzy mówił sam za siebie jak bardzo był zadowolony, że zobaczyłem to wszystko. Gdyby tylko mógł posunąłby się o wiele dalej i zniszczył Valensie nie patrząc na nic. Taki właśnie był, a ja musiałem go hamować.

— Sama chciała. — zaczął tłumaczyć. — Rzuciła się na mnie i pragnęła jeszcze więcej. — dodał półszeptem.

Przewróciłem oczami jednocześnie wzdychając po czym odwróciłem się za siebie chcąc spojrzeć na twarz dziewczyny i ujrzeć rozbawienie takie samo jak moje.

— Gdzie ona jest? — spytałem marszcząc brwi i rozglądając się po klasie.

Snow również to zrobił, ale oboje nigdzie jej nie dostrzegliśmy.

— Mój naszyjnik. — powiedział dotykając się po torsie.

Z jednej strony cieszyłem się, że uciekła, lecz z drugiej wiedziałem, że znowu muszę jej szukać zanim to ona znajdzie moich braci.

Ruszyłem przed siebie, ale na moment zatrzymała mnie ręka chłopaka.

— Mam dosyć biegania za nią.

— Sądziłeś, że tak łatwo ją złapiesz. — dopowiedziałem i z uśmiechem wybiegłem z sali wprost na ciemny korytarz pogrążony w mroku tej nocy.

Wspomnienia z początków liceum zaczęły do mnie na wracać, a w nich pojawiła się nawet sama Valensia Valentine.

Stała tam, w rogu korytarza tuż przy szafce swojego chłopaka. Peter obejmował ją w talii szepcząc do jej ucha, a w odpowiedzi śmiała się głośno zagryzając dolną wargę.

Nie chciałem nic do niej czuć, ale też nie potrafiłem przestać o niej myśleć. Mimo, że Lambgerd był pierwszy, to ja zobaczyłem ją dużo wcześniej niż cała reszta.

Pamiętałem, że Valensia z Peterem mieli swoje ulubione miejsce do spędzania przerw, zapewne to tam się udała.

Złapałem za poręcz wbiegając po schodach na pierwsze piętro szkoły. Po obu stronach korytarza stały rzędy granatowych szafek z numerkami. Mnie interesował tylko jeden.

— 552, 553, 554 i... — zatrzymałem się przed wybraną szafką na samym końcu rzędu, a tuż za rogiem siedziała skulona brunetka. — 555.

Trzęsła się oraz załkała cicho tłumiąc to w sobie. Słysząc mnie uniosła głowę do góry.

— Płakałaś? — zapytałem widząc jeszcze pojedyncze łzy na jej twarzy, lecz od razu starła je przywracając maskę twardej.

Pociągnęła nosem po czym wstała podpierając się ściany i stanęła twarzą do mnie. Jej oczy zdradzały tak bardzo jak się czuła, były przekrwione oraz wciąż szklane.

— Nie jesteś mi już potrzebny Jayden, zaprowadziłeś mnie do twojego brata i to tyle. — odpowiedziała mi unosząc jeszcze wyżej głowę, jakby w utwierdzeniu, że nic się nie działo.

— Po co ci był Snow? — nasunęło mi się to pytanie.

Wiedziałem, że nigdy by nie pocałowała go bez korzyści. Ale co było na tyle ważne, aby posuwała się na tyle daleko. W końcu bezgranicznie kochała zmarłego chłopaka.

— Miał coś co przed laty należało do mnie. — sprostowała przechylając głowę i wpatrując się w moją twarz jakby ją analizowała, lecz nie mogła zobaczyć, że właśnie przymknąłem powieki wypuszczając ciężko oddech spomiędzy ust.

Naszyjnik, Snow miał jej naszyjnik. Jak mogłem być taki głupi i zapomnieć o tym.

Nim zdołałem ją zapytać o coś, brunetka obróciła się na pięcie z zamiarem odejścia stąd jak najszybciej. Złapałem ją nieco mocniej za ramię zatrzymując w miejscu.

— Gdzie idziesz? — dopytałem już groźniej.

Ciągle uciekała nie chcąc nikomu wyznać prawdy. Była jedna wielką tajemnicą, którą do tej pory rozpracował tylko Peter, a teraz nie żył. Czy dowiedzenie się prawdy mogło kosztować mnie życie? To było nie istotne, bo za bardzo pragnąłem ją poznać.

— Już mówiłam, nie jesteście mi potrzebni, lecz jeśli dalej chcecie zemsty to musicie mnie wpierw dogonić.

Zerknąłem na jej rękę, którą przytrzymywałem. Spomiędzy jej palców wystawał kawałek srebrnego łańcuszka jak i również spływała stróżka krwi.

— Mam dosyć Valensio, chcę znać prawdę. — wyrzuciłem na granicy złości.

Jej brązowe oczy zaświeciły się, a prosto w nich odbijało się światło księżyca, które wpadało przez okno za nami.

— Kochasz mnie? — spytała.

Jej wargi na te słowa rozchyliły się owiewając mnie niemalże ciepłem spomiędzy nich. Pragnąłem ją pocałować i zatracić się w niej.

— Oczywiście, że tak. — odparłem mrużąc oczy.

Do czego zmierzasz, dziewczynko?

— Więc zapewne zrobiłbyś wszystko o co bym cię poprosiła.

— Co to ma do rzeczy?

— Zrobiłabym wszystko o co tylko, by mnie poprosił, wszystko. — zaznaczyła stanowczo bez cienia wątpliwości, że to prawda. — Bo ufałam mu bardziej niż samej sobie.

— Też zrobię dla ciebie wszystko, jeśli tylko powiesz mi prawdę. — próbowałem ją nakłonić, ale ona zaśmiała się.

Przewróciła oczami wyrywając się spod mojego dotyku i stając prosto.

— Wiedziałeś Jaydenie, że człowiek zawsze ratuje to co kocha najbardziej? — uniosła wysoko ciemne brwi. — Dam ci radę. Nigdy nie wybieraj miłości ponad życie, bo to zgubi nas wszystkich.

Zrobiła krótką przerwę, w której jeszcze bardziej zacisnęła swoje palce na wisiorku, a na podłodze zaczęła tworzyć się czerwona plama.

— Zadam ci pytanie, a gdy ponownie mnie znajdziesz odpowiedz mi na nie.

— Jak ono brzmi?

— Ile byłbyś w stanie poświęcić, aby ratować siebie i swoich braci?

Valensia uśmiechnęła się po czym odwróciła i powolnym krokiem zaczęła zmierzać wprost do wyjścia, jednak zanim jeszcze udało jej się zniknąć dostrzegłem coś błyszczącego co trzymała w zakrwawionej dłoni. Był to srebrny kruk.

Czułem się pogubiony, tak bardzo nie rozumiałem jej, dlaczego tak się zachowywała, ale nie mogłem się dziwić. Valensii Valentine nie dało się zrozumieć dopóki ona tego nie chciała.

𝓢𝓦𝓑 𝓗𝓞𝓡𝓛𝓔𝓨

Twarze moich braci 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz