— Peter! Już idziesz? — zapytałam podbiegając do niego i łapiąc za rękaw czarnej bluzy.
Chłopak zaśmiał się ciepło kładąc dłoń na mojej głowie i potargał moje włosy.
— Złapałaś mnie, a już myślałem, że zobaczymy się dopiero w lesie. — odpowiedział mi wciąż radosny.
— Właśnie miałam iść pod drzewo.
Poprawiłam swoje okulary, które osunęły mi się z nosa i skupiłam się na szukaniu oczu bruneta. Zastanawiałam się jakie są i czy naprawdę mają odcień zieleni wymieszanej z czernią.
— Nie zdążymy już. — powiedział jakby smutniejąc.
Ręka Petera zjechała po tyle moich włosów zatrzymując się na talii, którą złapał aby przysunąć mnie do siebie. Zadarł na chwilę głowę prawdopodobnie patrząc na coś nad nami. Przesunął nas kilka kroków w stronę schodów po czym ponownie skupił się na mnie.
— Dlaczego nie zdążymy? Przecież dopiero południe. — dopytałam.
Codziennie spotykaliśmy się w tym samym miejscu od kilku miesięcy, więc co musiało się stać, aby dzisiaj przerwał tą rutynę.
— Wiesz jaka piękna jesteś? — zadał nagle to pytanie zmieniając temat.
— Znowu kłamiesz. — odezwałam się ciszej zakładając ręce na piersi.
— Nie kłamie. Gdybyś zobaczyła swoją twarz, wiedziałabyś dlaczego każdy cię podziwia. — chłopak złapał za moje dłonie opuszczając je w dół wraz ze swoimi. — Jesteś krukiem. Pięknym czarnym krukiem, który przeraża wszystkich swoją innością.
Spojrzałam wtedy na swój naszyjnik ze srebrnym ptakiem, który podarował mi na pierwszym spotkaniu.
Coś skapnęło na nasze ręce pozostawiając na nich mokre ślady.
— Dlaczego płaczesz? — zdziwiłam się.
Peter nigdy nie płakał przy ludziach, wolał unikać emocji. Teraz płakał przy mnie i był inny niż dotychczas.
— Bo nie chce cię znów stracić. — odparł zapłakany.
Jego głos zmienił się diametralnie. Z niskiego i przerażającego zaczął być złamany.
— O czym ty mówisz przecież nie straciłeś mnie ani razu.
Moje kąciki unosiły się i opadały w zawrotnym tempie. Chłopak gwałtownie położył moje dłonie na swojej klatce piersiowej przytrzymując je w miejscu.
— Co robisz? — nie dostałam odpowiedzi, a zamiast tego:
— Mój piękny czarny kruk. Już zawsze będziesz przypominać mi nadchodzącą śmierć.
Nie poczułam nawet, gdy Peter wyślizguje się spod mojego dotyku. Jego ciało znalazło się nagle kilka schodków niżej, a ja chciałam go po prostu złapać.
— Peter. Peter! — na całą szkołę dało się usłyszeć moje wołania.
Dźwięk łamanych kości odbił się w moich uszach, aby po chwili spowodować u mnie brak czucia w nogach. Przed oczami bryznęła mi krew, która zalała mnie w jednej chwili.
Chciałam go uratować, ale także upadłam ze schodów tocząc się pod martwe ciało.
Mimo, że sama ucierpiałam upadkiem, uniosłam się chwytając za ramiona chłopaka leżącego na szkolnym korytarzu.
— Peter. — potrząsnęłam nim. — Dlaczego jest tyle krwi? Przecież tylko upadłeś. Peter, Peter, Peter, no już wstań. — mówiłam w mantrze trzęsąc nim jak wykrwawiającą się marionetką. — Przecież ty tylko spadłeś! — upadłam na jego klatkę piersiową zapierając się rękoma od osób, które próbowałam mnie zabrać.
I nie sądziłam, że minęło kilkadziesiąt minut moich krzyków i łkań, gdy nie zaczęłam słyszeć moich rodziców błagających mnie, abym puściła Petera oraz policji chcącej mnie zakuć.
Lekarze odciągali mnie od martwego ciała, a ja wyobrażałam sobie, że on wciąż oddycha, bo przecież to właśnie robił kilkanaście minut wcześniej.
To ja powinnam zginąć na tych schodach, to ja powinnam skręcić sobie kark i wykrwawić na śmierć. To moja wina.
Jake wziął mnie na ręce niosąc z powrotem na piętro, z którego spadliśmy oboje. Postawił mnie na ziemi, a ja od razu zerwałam się do schodów.
Wychyliłam się przez poręcz i zerwałam z szyi naszyjnik rzucając go w dół, a ten spadł nużąc się w krwi.
Obiecał mi wieczność, był kłamcą.
Kruk spowił się czerwienią, a ta pokryła go całego.
To nie był moment, to nie była chwila ani odpowiedni czas. Ja czułam jak wszystko we mnie rozrywa się. Jakby każda tkanka, każdy organ czy całe moje serce rozdzierało się na części, które rozwiewa wiatr.
Wpadłam ponownie w ruchome piaski, moje nogi ugrzęzły głęboko w nich, a ja próbowałam znaleźć grunt, aby nie zapaść się na samo dno.
Zabiła mnie miłość, a w zamian ja się jej wyzbędę do końca życia.
Nie istniało już takie uczucie i nigdy nie będzie już istnieć.
Tamtego dnia przysięgłam nie zakochać się nigdy więcej, lecz nie sądziłam, że nigdy się nie odkochałam z niego.
Pamiętałam już, dlaczego każdego dnia muszę budzić się z poczuciem winy. Bo powinnam dostrzec plan Petera i powstrzymać go, a zamiast tego żyłam szczęściem, które nigdy nie było prawdziwe.
— Więc to wszystko działo się naprawdę. On nie żyje.
Nie żyje od trzynastu lat, w których ja również przestałam żyć.
𝓢𝓦𝓑 𝓗𝓞𝓡𝓛𝓔𝓨
CZYTASZ
Twarze moich braci 18+
RomanceIch twarze należały tylko do mnie. Każda z nich kryła inną tajemnice.