Rozdział 29

56 6 0
                                    

Wbiegłem do lasu przez dym, który zobaczyłem kilka minut temu. Wraz z Jaydenem zaczęliśmy zmierzać w stronę starego domu Valensii, gdy oboje zobaczyliśmy, że coś się pali.

Biegnąc pod jedno z drzew nagle zobaczyłem ją, stała przed ogniskiem patrząc na falujące płomienie. Żar strzelał wprost w nią na co przerażony zerwałem się dobiegając do Valensii i popychając ją lekko, aby odsunęła się od ognia.

— Co ty wyprawiasz! — wydarłem się łapiąc za jej ramiona i trzęsąc nią. — Chcesz zginąć?!

Nic sobie z tego nie robiła dalej patrząc przed siebie jak w jakimś transie. Miała zupełnie puste spojrzenie jakby nie żyła, a tylko jej unosząca się klatką piersiowa upewniała mnie w tym, że wciąż jest tutaj.

— Wierzysz, że czeka na nas kolejna szansa? — wyrzuciła równie pusto.

— Szansa na co? — zapytałem normując swój ciężki oddech.

Valensia zaśmiała się otwierając buzię. 

— Życie Snow. Szansa na kolejne życie.

Zjechałem spojrzeniem na jej zziębnięte ciało, które trzęsło się od zimna i zamarłem po chwili widząc zaschniętą krew na odkrytych kawałkach skóry dziewczyny.

— Czyja to krew? — zapytałem przerażony nią.

Lata temu nie była tak straszna jak teraz, gdy stała bez emocji ubrudzona w krwi i śmiała się patrząc w ogień, wtedy jeszcze coś w niej było piękne.

— Trzynaście lat temu każdy oczekiwał odpowiedzi, a jedyna osoba, która ją znała nie umiała odpowiedzieć. — zaczęła mówić. — Przypomniałam sobie tamten dzień. Pamiętam jego krzyk, gdy upadał i dźwięk łamiącego się karku o schody. Pamiętam zapach oraz jego dotyk, gdy się ze mną żegnał.

Zrobiła krótką przerwę odwracając się bokiem, by móc na mnie zerknąć. Jej skóra była ubrudzona, lecz nadal pozostawała nieskazitelna. Nie potrafiłem przestać jej kochać pomimo tego co mówiła.

— Nic nie zabije mnie mocniej niż zrobił to on. Nawet strzała w moim sercu nie bolała tak bardzo jak śmierć Petera.

— Valens, jestem twoim mężem nie powinnaś tego mówić.

Jej brązowe tęczówki uderzyły we mnie niczym zimna woda. Po raz pierwszy umiałem poczuć czyjś ból na sobie. Moje serce pękało na sam widok tej złamanej kobiety, która miała wypisane wszystkie krzywdy w swoich oczach.

— Nigdy nim nie byłeś Snow. Tak jak Jayden I Colton byłeś moją zabawką. Zastępowałeś mi pustkę, ale już nie czuje się samotna. — kontynuowała podchodząc do mnie. Jej zapach przypominający las otulił moje nozdrza.  — Wiesz czym jest życie bez ukochanej osoby? To bycie, po prostu bycie na tym chorym świecie. Wpasowywanie się w system, który pomoże mi zapomnieć o Peterze, ale wiesz co... ja nie chcę zapomnieć. Nie chcę zapominać o kimś kto sprawiał, że czułam się poza systemem. Nie chcę robić codziennych rzeczy, aby odwrócić uwagę od bólu, nie chcę chodzić na cmentarz w każdą rocznice i znowu przeżywać to samo. Ja już nie chcę cierpieć każdego dnia.

Dotknęła moich bioder na co przełknąłem gorzką ślinę.

— Nie zabiłam go, lecz sprawiłam, że to zrobił. To przeze mnie zginął choć nawet go nie dotknęłam. — mówiła jeżdżąc po moim ciele swoimi zimnymi dłońmi.

— Co spaliłaś? — dopytałem przenosząc spojrzenie na ogień.

— Dowody na to, że mnie kochał i na to, że wszyscy giną przeze mnie.

Włożyła ręce do kieszeni mojej bluzy po czym wyjęła z niej naładowany pistolet. Zakląłem w myślach, zapominając o broni.

— Chciałeś zabić mnie czy Jaydena? Odpowiedz szczerze, Snow. — jej suche usta wygięły się w uśmieszku, gdy przyłożyła sobie lufę do skroni.

— Valens. — odezwałem się łagodnie.

— Nie zabije się, bo nie mam tyle odwagi. Zrób to ty, zastrzel mnie, proszę.


𝓢𝓦𝓑 𝓗𝓞𝓡𝓛𝓔𝓨

Twarze moich braci 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz