Rozdział 17

88 9 1
                                    

Kochałem Valensie jako dziewczynę zza okna, którą mogłem obserwować. Uwielbiałem jej rozpacz i pragnąłem się zbliżyć, lecz gdy tylko to zrobiłem jej mroczna strona zawładnęła nią odbierając wszystko to co pokochałem. Stała się kimś obcym, kimś kogo nie znałem pomimo, że od kilku lat widziałem ją nieustannie i obserwowałem przeróżne jej zachowania.

Valensia Valentine nie kochała nikogo prawdziwie. Potrafiła wszystkich owinąć sobie wokół palca, tak jak mnie, Snowa czy nawet samego Petera. Robiła coś czego my jako faceci nie potrafiliśmy zrozumieć.

Usłyszałem za sobą kroki, a chwilę później głos mojego młodszego brata.

— Co się stało Jayden? — zapytał Colton dopiero co dołączając do tej zabawy. — Gdzie Snow? — dorzucił zdyszanym głosem.

— A gdzie ty byłeś? — odwróciłem się widząc go przed sobą zgiętego w pół i oddychającego ciężko.

— Kazał mi pilnować naszego domu, gdyby Valensia tam wróciła. Przybiegłem tu, bo wysłał mi wiadomość, że znowu uciekła. — tłumaczył.

Złapałem się jedną ręką za głowę wypuszczając zalegające powietrze.

— Kurwa. — zakląłem głośno, a mój głos odbił się echem po pustym korytarzu.

Mimo, że wiedziałem co muszę zrobić, ta myśl nie chciała przejść przez moje gardło. Czułem paraliż ciała, gdy tylko o tym pomyślałem.

— Jayden. — zwrócił się do mnie, gdy długo milczałem.

Spojrzałem na niego zupełnie rozdarty. Był moim młodszym bratem, pamiętałem jak w dzieciństwie wspólnie ze Snowem bawiliśmy się, a teraz walczyliśmy o własne życia z dziewczyną naszego przyjaciela.

— Musimy ją zabić zanim to ona zabije nas. — wydusiłem to z siebie.

Ta decyzja nie przyszła mi od tak, to ona, to Valensia zadecydowała sama za siebie, a ja musiałem tylko chronić moich braci.

— Przecież ją kochasz. — powiedział zdziwiony.

— Ona oszalała i zrobi wszystko, abyście nie przeżyli.

Oboje usłyszeliśmy klaskanie dobiegające ze szczytu schodów. Gdy obróciliśmy głowy w tamtym kierunku zauważyliśmy Snowa wchodzącego na pierwsze piętro, na którym się znajdowaliśmy.

— Dopiero teraz to zauważyłeś Jayden? — jedna brew wystrzeliła mu ku górze jak i również kąciki jego ust. — To wariatka, która wszystkich nas pozabija, bo taki ma kaprys. — kontynuował podchodząc do nas.

Stanęliśmy przy sobie jak dawniej, jakbyśmy znowu byli braćmi Vittore bez otoczki wyścigu śmierci.

— Colton. — z uśmiechem przytulił niższego chłopaka.

Po chwili spojrzał na mnie i również mnie objął.

— To jedyna słuszna decyzja Jayden.

Utwierdzał mnie w tym co faktycznie powinniśmy zrobić, ale moje serce właśnie spowalniało. Nie chciałem krzywdy Valensii, nigdy nie chciałbym jej zranić, lecz ona nas tak.

— Co zamierzasz jej zrobić? — spytałem.

I wtedy Snow spojrzał na mnie z błyskiem w zielonych tęczówkach.

— To ty ją skrzywdzisz.

Zamknąłem powieki oddychając ciężko.

— Wiemy, gdzie jest. — dodał po chwili. — Wracamy do naszego domu bracia.

***

Złapałem za srebrną klamkę do posiadłości Vittore i otworzyłem nam drzwi wejściowe do niej. Wszedłem pierwszy trzymając w ręku nożyk z czerwoną rękojeścią, za mną Colton z żółtą, a na końcu Snow z niebieską. Znaleźliśmy się w środku domu, gdzie przywitał nas chłód oraz pojedyncze świeczki zapalone na czarnych komodach oraz żyrandolu przy samym suficie.

Twarze moich braci 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz