Rozdział 4

230 14 0
                                    

Uniosłam delikatnie zaspane powieki przyzwyczajając się do otoczenia. Moje skronie pulsowały przynosząc mi lekki ból, a gardło szczypało z braku wody, której pragnęłam się napić.

Moim oczom ukazał się mój salon nic nie zmieniony. Naprzeciwko mnie znajdował się kominek, a przed nim duża brązowa kanapa z mnóstwem mniejszych poduszek i kilkoma kocami.

Wszystko wydawało się wyglądać identycznie, a jednak czułam się zupełnie inaczej.

Nagle na cichy dźwięk mruknięcia spojrzałam w bok widząc schody, a na nich siedzącą czarną kotkę Cereti.

Kąciki moich ust na jej widok drgnęły lekko ku górze przynosząc mi małą ulgę.

Chciałam wstać i ją zabrać, jednak unosząc się poczułam opór na udach oraz rękach.

Byłam przywiązana linami do krzesła, a moje próby wyswobodzenia się jedynie przysparzały mi więcej bólu.

— Nie szarp się, bo zrobisz sobie krzywdę. — dotarł do mnie ten sam męski głos, który słyszałam za domem.

Stał za mną zapewne ciągle na mnie patrząc. Wszystko jakby za jednym pstryknięciem ponownie do mnie wróciło.

Pogrzeb, ucieczka i...

— Zabiłeś go. — odparłam zaciskając szczękę na wspomnienie Fabiola.

Nie byłam smutna, a miałam chęć zrobić temu mężczyźnie krzywdę.

— Twój kot sam do mnie przyszedł. — odpowiedział mi brunet kucając przy moich nogach.

Patrzyłam w nieznany mi punkt wiedząc, że nie wiem kim jest i co może mi zrobić.

Zaczęłam doszukiwać się szczegółów. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem oraz ciemne spodnie z przetarciami, na jego palcu wskazującym widniał sygnet, ale nie taki sam co mężczyzny w samochodzie.

— Nie jesteś mężczyzną z lasu, prawda? — spytałam śmiało.

Tamten pachniał w nieco inny sposób oraz wydawało mi się, że miał dłuższe i smuklejsze palce.

I wtedy nie byłam już pewna kto tak naprawdę stał za oknem w moim pokoju i obserwował mnie nieustannie. Czy ta osoba klękająca przede mną, czy ta która wypuściła mnie w środku lasu.

Jego dłoń spoczęła na moim odkrytym udzie. Była szorstka i ubrudzona w ziemi. Napięłam mięśnie pod jego dotykiem czując nieprzyjemne zimno.

— Powiesz mi sekret za sekret, albo krew za krew, dziewczynko. — nakreślił wolniej ostatnie słowo.

Zmrużyłam oczy oraz brwi w zapytaniu. Jeżeli chciał ode mnie tego co poprzedni musi zapewne wiedzieć, że nigdy nie wyznam prawdy. Będzie zalegać we mnie niczym zepsuta dusza, a ja nigdy nie pozwolę jej przejść na zewnątrz.

— Ty powiesz mi sekret, a w zamian ja powiem ci swój, lecz jeśli nie odpowiesz... — zawiesił się zaciskając palce na mojej skórze. — będziesz musiała krwawić.

— Nie zranię się. — niemal jęknęłam przez to jak zaciskał mocno pobledniałe kłykcie.

— Ja to zrobię za ciebie. Szkoda oszpecać takie ładne ciało. — zaśmiał się.

Jego śmiech był niski i powodował ciarki na moim zziębniętym ciele.

Mężczyzna przejechał po moich nogach swoimi dłońmi docierając do liny, która była zawiązana prawie przy kolanach.

— Dlaczego zepchnęłaś tamtego chłopaka? — zapytał, ale ja od razu zaprzeczyłam.

— Nikogo nie zepchnęłam. — mój głos oprócz pewności siebie wyrażał również pogardę jaką go darzyłam.

Twarze moich braci 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz