Zerwałem się z miejsca biegnąc za głosem w lesie. Dyszałem ciężko nabierając tempa, a przede mną rozciągały się kolejne drzewa.
Chwytałem dłońmi gałęzie rozrywając je w biegu i raniąc sobie przy tym dłonie. Moja skóra rozcinała się w coraz to nowszych miejscach piekąc cholernie mocno. Przedzierałem się tak szybko, że zapominałem łapać oddech.
Im bliżej głosu się znajdywałem, tym las zanikał wypuszczając mnie na małą polane w jego sercu.
Przystanąłem w półkroku na widok przede mną, a dokładniej masywne dębowe drzewo na środku pola z zawieszoną na jednej z gałęzi drewnianą huśtawką, która kołysała się pod wpływem silniejszego wiatru.
Nieopodal niej stała dziewczyna w czarnej sukience przed kolana z czerwonymi rękawami. Jej czekoladowe włosy powiewały w tył odkrywając nieco bladą szyję. Trzymała w ręku nóż z czarną rękojeścią wymierzając nim prosto w mojego brata.
— Colton! — zawołałem, a on uniósł na mnie spojrzenie pełne łez.
Przecież mieli biec w drugą stronę, wyszeptałem sam do siebie. Wszystko było dla mnie niezrozumiałe, jak doszło do tej sytuacji i dlaczego zaraz miałem postradać rozum znajdując się w niej.
Nad nami malowała się ciemna noc, a niżej pomarańczowa poświata oznajmiająca, że niebawem wstanie słońce, aby powitać kolejny piękny dzień w Hazlehurst.
Stałem wyżej niż oni, bo cała polana znajdowała się w lekkiej dolinie. Zebrałem się zbiegając po górce i tym samym wbiegając niemalże na środek.
Przyjrzałem się Valensii, która swobodnie okrążała bruneta szepcząc coś pod nosem. Wyglądała jak zabawka napędzana metalowym pokrętłem.
— Jaka jest odpowiedź? — spytała głośniej dostrzegając mnie.
Mój brat przymknął powieki. Czułem na sobie ciężar jego strachu, który był tak bardzo widoczny. Jego ręce trzęsły się, głowa również. Kąciki ust unosiły się, aby następnie opaść w smutku.
— Siebie, poświęciłbym siebie.
— Co ty wygadujesz Colton. — wtrąciłem podchodząc powoli do nich.
Do naszej szkoły chodzi dziewczyna, która nie widzi twarzy. Każdy się z niej wyśmiewa, ale ja widzę w niej coś przypominającego mi mnie samego, może to ten spokój, którym emanuje bądź mały przebłysk niebezpieczeństwa w jej brązowych tęczówkach.
— Która to? — z uśmiechem zapytał Colton.
Wskazałem palcem na niską dziewczynę w długich ciemnych włosach z czarnymi okularami na nosie. Stała ze swoim zeszytem przy szafce i rozglądała się na boki.
— Valensia Valentine.
Dzieci wytykały ją palcami wyzywając od ślepych, ale ona i tak nigdy nie mogła ujrzeć ich wstrętnych uśmiechów.
Od tamtej pory zawsze chodziłem za nią pilnując, aby nie stała się jej krzywda.
Kochałem ją, ale Peter też ją kochał i nie miało znaczenia, że to ja pierwszy zobaczyłem Valensie, bo ona wybrała go.
— To poprawna odpowiedź. — odparła wbiegając w chłopaka.
— Nie! — wrzasnąłem.
Wbiła mu sztylet prosto w gardło, a Colton upadł na ziemię trzymając Valensie za ramię. Dziewczyna pochyliła się nad nim wyciągając ostrze, wtedy myślałem, że skończyła i będę mógł zabrać go do szpitala, lecz ona ponownie wbiła mu je zagłębiając się jeszcze mocniej.
CZYTASZ
Twarze moich braci 18+
RomanceIch twarze należały tylko do mnie. Każda z nich kryła inną tajemnice.