Rozdział 21

92 8 0
                                    

Dwadzieścia minut przed postrzeleniem Valensii, siedemnaście godzin przed przesłuchaniem Jaydena.

— Oczywiście, że pobiegła w drugą stronę. Jayden zrobi wszystko, aby ją uratować. — wyrzuciłem gniewnie zaczynając biec w przeciwnym kierunku.

Mój brat sądził, że damy się nabrać jego kłamstwom, ale ja z Coltonem wiedzieliśmy, że zrobiłby dla niej absolutnie wszystko łącznie z okłamaniem nas.

Jayden nie spodziewał się, że nadejdzie kiedyś taki dzień, w którym straci swoją rodzinę. Myślał, że ocali wszystkich bez żadnych konsekwencji i tak bardzo się mylił. Już od samego początku musiał zdecydować kogo wybiera, ale takiej decyzji nikt nie oczekiwał.

Dobiegliśmy na leśną polanę zaskoczeni widząc Valensie huśtającą się na drewnianej huśtawce powieszonej na masywnym drzewie.

— Sądziłaś, że cię nie znajdziemy? — zawołałem na co uniosła głowę w naszym kierunku zaprzestając machania nogami przez co huśtawka zwolniła.

— Nie Snow, właśnie na to liczyłam. — wstała z uśmiechem na twarzy po czym złączyła za sobą ręce.

Odwróciłem się do brata dając mu znak ręką, aby poczekał tu gdzie stoi, natomiast sam znalazłem się tuż przed dziewczyną.

— Sama się wystawiasz, dziewczynko. — powiedziałem dostrzegając wciśnięty sztylet pomiędzy jej pasek w sukience.

— Nie zabijecie mnie ani dziś, ani już nigdy. — zadarła wysoko głowę próbując dorównać mojemu spojrzeniu, którego i tak nie widziała.

— Czyżby? — dopytałem sam również wyjmując swoją broń.

Valensia przerażała nie tylko moich braci, ale i mnie samego. To jak ta niby z pozoru cicha nastolatka potrafiła zamieniać się w morderczynie sprawiało, że przechodziły mnie ciarki wzdłuż kręgosłupa.

— Jeżeli to zrobicie nigdy nie dowiecie się prawdy.

— Póki co nikt jej nie zna. — odparłem surowo zaciskając palce na rękojeści mojego noża, który celowałem prosto w jej gardło.

— Mogę ci powiedzieć, ale będziesz miał wtedy dwa wyjścia. — pokazała przy tym dwa palce. — W pierwszym wypadku zabije cię, a w drugim ty pomożesz mi. — mówiła zginając je po kolei.

— I trzecia opcja, to ja zabije ciebie. — wyrwałem wytrzeszczając szeroko szczypiące od przemęczenia oczy.

Nagle obróciła się na pięcie zaczynając mnie okrążać. Zapach lasu ciągnął się z każdym jej ruchem trafiając do moich nozdrzy.

— Nie pamiętam tego dnia, a jedynie widzę pojedyncze urywki z momentu śmierci Petera. — zaczęła, mówiąc ciszej. — Wszyscy mówią, że na nagraniach z kamer stoję tyłem i wygląda to jakbym go zepchnęła, ale ja nie wiem czy tak było naprawdę. Zamykając oczy widzę jego rozbitą czaszkę i nieruchome ciało, lecz moje ciało nie pamięta nawet pozycji, w której go zepchnęłam.

— Przyznałaś się, więc zabiłaś go. — zwróciłem uwagę krążąc za nią wzrokiem. — Po co ci mój naszyjnik? — zapytałem po chwili milczenia.

Zaśmiała się, ale już nie przerażająco. Ten śmiech był inny, taki szczery i uzależniający.

— Lata temu Peter podarował mi naszyjnik z krukiem mówiąc, że otwiera coś ważnego i, że może mi się przydać. Nigdy nie należał do ciebie.

— Co to? — spytał Jayden wbijając wzrok w kałuże krwi na szkolnym korytarzu.

Również tak spojrzałem widząc srebrny naszyjnik z krukiem. Ukucnąłem mocząc swoją dłoń w krwi i wyjmując go.

— Pewnie należał do Petera. — stwierdziłem wkładając go do kieszeni.

Nigdy nie przypuszczałbym, że jednak należał do Valensii. Nosiłem go z myślą o przyjacielu, a nie o niej.

— To co otworzy ten wisiorek zawiera odpowiedź na pytanie, dlaczego chciał umrzeć i zawiera także wasze wszystkie sekrety. — mówiła.

— Skąd przyszło ci do głowy, że Peter chciał umrzeć?

— Dzień przed wypadkiem dał mi to.

Zdjęła z szyi naszyjnik biorąc go między obydwie dłonie. Pociągnęła delikatnie za dziób ptaka, a ten otworzył się ukazując nam mały papierek zwinięty kilkukrotnie. Otworzyła go pokazując mi małą mapkę narysowaną czarnym piórem.

— Włożyłam go do środka w dniu wypadku, a ty przez cały ten czas nosiłeś mapę do jego skarbu.

— Dlaczego nie powiedziałaś o tym Jaydenowi? — wyrwało mi się, gdy patrzyłem nieustannie na nią.

— Bo mnie kocha, a z miłości do mnie ludzie popełniają głupie błędy, które skazują ich na śmierć.

Stanęła przede mną dając mi papierek, który przyjąłem od razu.

— Nie mam pewności, że zabiłam Petera, ale mogę ci przysiąc, że nigdy nie zrobiłabym tego umyślnie. Jeżeli chcesz znać prawdę i zniszczyć jego pamiętnik z zapiskami o tobie musisz mi pomóc znaleźć skarb.

Jej brązowe tęczówki zaświeciły się ściągając mnie na samo dno. Nawet gdybym nie chciał, nie umiałem jej odmówić. Wpływała na nas wszystkich, aż za bardzo.

— Musimy udawać przed nim Jaydenem, że wspólnie to wszystko zaplanowaliśmy. Będziesz potrafił złamać mu serce?

— Chcę tylko wiedzieć co napisał o mnie Peter. — wytłumaczyłem.

— To będzie wymagało poświęcenia Snow. — spojrzała na Coltona czekającego na wzniesieniu.

— Zniosę wszystko.

***

— Valens! — krzyknąłem w stronę dziewczyny, która trzymając się za serce wybiegła ze szpitala.

Nie miała już wbitej strzały, a sama operacja zakończyła się dziesięć godzin temu. Otworzyłem drzwi samochodu zapraszając ją do środka.

Opadła na siedzenie jęcząc przy tym z bólu. Widziałem jak mocno ją bolało i tym bardziej jak bardzo zranił ją Jayden strzelając.

— Nie powinnaś jeszcze wychodzić. — próbowałem zasugerować, ale ona z zaciśniętą szczęką wrzasnęła:

— Jedź!

Jayden nie trafił w serce Valensii, ale za to sprawił, że ono zniknęło na zawsze. Nigdy nie powróci już dziewczyna z doliny twarzy uważana za małą słabą dziewczynkę. Przy mnie siedziała kobieta zraniona przez los, która pragnęła zemsty na moim bracie.

— Dokąd? — zapytałem ruszając z miejsca.

— Jedziemy do Vermont.

Koniec części I

Twarze moich braci 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz