Rozdział 30

51 5 2
                                    

— Nie masz tyle siły Snow?  — zakpiłam z niego próbując wzbudzić w nim złość.

Opuściłam pistolet w dół podchodząc do chłopaka i wręczając mu go. Zacisnęłam jego zimne palce na rękojeści upewniając się, że dobrze złapał broń.

— No dalej, zabij mnie. — mówiłam przez złość i rozpacz jednocześnie.

Byłam zdesperowana jak nigdy dotąd i pragnęłam tylko ulgi, której nikt nie mógł mi dać od tylu lat. Zacisnęłam szczękę, aby powstrzymać jej drżenie, a moje oczy zapełniły się łzami.

— Jesteś tchórzem, strzel do mnie. — dodałam. — Ktoś musi mnie zabić.

— Ja cię zabije.

Spojrzałam w bok widząc Jaydena idącego z drugim pistoletem. Szedł pewnie siebie niosąc za sobą zapach lasu, który tak bardzo uwielbiałam oraz mrok.

— Ale najpierw chce poznać prawdę. — odparł wymijając brata i podchodząc przede mnie. Zadarłam głowę widząc rozmytą twarz. — Co było w tych rzeczach, które spaliłaś?

Płakałam, ale także śmiałam się chcąc tylko umrzeć. Kiedyś byłam dla niego ważna, teraz stałam się osobą, którą potrzebował, żeby dowiedzieć się co miało miejsce trzynaście lat temu.

— Życia Jayden, piękne życia człowieka, który wszystkich nas oszukiwał.

— Mówisz o Peterze? — dopytał.

Zawsze mówiłam tylko o nim, odpowiedziałam, ale zamiast powiedzieć to na głos odparłam:

— Nigdy nie wyznam wam prawdy, bo sama nie chce w nią wierzyć.

Jego głośne westchnięcie nie dawało mi wątpliwości jak bardzo mną gardził w tym momencie.

— W porządku Valensio, zadam ci zatem jeszcze jedno pytanie. — ponownie odetchnął głęboko  wcelowując się we mnie. — Zepchnęłaś go czy nie? Byłaś od zawsze morderczynią czy wszyscy się myliliśmy?

Znowu poczułam się jak na szczycie schodów, a później na komisariacie, gdy wszyscy pytali mnie o to samo. Zepchnęłaś go? Lecz nigdy nie odpowiedziałam na to pytanie, nawet teraz stojąc przed moim wyrokiem śmierci.

— Zabiłam go. — odpowiedziałam.

Gdybym powiedziała prawdę brunet, by mnie nie zabił, a gdybym powiedziała, że nigdy nie zepchnęłam Petera nie uwierzyłby, bo wolał widzieć we mnie potwora przez to co zrobiłam Coltonowi. Chciałam zobaczyć jego twarz, widzieć na niej cholerne rozczarowanie mną i umrzeć dostrzegając jego satysfakcję. 

Jayden spełnił swoją obietnice ciągnąc za spust pistoletu. Usłyszałam głośny huk, aby po chwili usłyszeć także mój własny krzyk.

— Dziękuję... — upadłam na kolana łapiąc się za przebite kulą, zwalniające serce. — ...ci Jayden.

Zaciągnęłam się powietrzem nie umiejąc go wypuścić z ściśniętych płuc. Zaczęłam się dusić własną krwią, która wypełniła moją buzię. Plułam nią próbując złapać oddech.

— Valens! — Snow zerwał się z miejsca chcąc do mnie podbiec, lecz jego brat złapał go od tyłu usilnie trzymając w miejscu, tak by nie mógł mnie ocalić.

To tak strasznie bolało. Spadłam całkowicie na ziemie płacząc jak małe dziecko, chciałam tylko mieć teraz możliwość odetchnąć. Mój nos zalał się po chwili krwią, która zaczęła płynąć również z moich oczu zamazując mi obraz.

— Ona chciała umrzeć! — krzyknął jeden z nich, ale nie mogłam stwierdzić, który przez zatkane prawie uszy.

To dziwne odczucie pamiętać swoje poprzednie życia. Przypomina to wieczne cierpienie, które nigdy nie może się skończyć. A jeszcze dziwniejszy jest fakt, że zawsze umieram tak samo. W tym życiu pragnę w końcu zaznać spokoju.

— Valensia od zawsze kochała Petera, nigdy nie pokochała nikogo innego i taka jest prawda. — dalej mówił, któryś z nich. — Zniszczyła swoje życie dla nieżyjącej osoby.

Wykrwawiając się na śmierć widziałam jak dwójka bliskich sobie osób mierzy do siebie z broni, jak dwaj bracia strzelają w swoim kierunku pakując w siebie kule.

— Nie. — wyjąkałam zanurzając palce w ziemi i próbując doczołgać się do nich pomimo bólu.

Moi piękni bracia, co oni zrobili.

Rok 1923

Dziś umarła Venetia. To wszystko powtarza się co siedemnaście lat. Na świat przychodzi dziewczynka nie widząca twarzy, której  sama twarz nie zmienia się od dwustu lat. W każdym moim życiu spotykam ją dwa razy, a później rodzę się na nowo zaczynając od nowa. Ilekroć pragnę ją uchronić ona umiera na moich oczach i z moich rąk. To klątwa jaką ktoś zesłał mi za zabicie jej w pierwszym życiu. Moja ukochana Venetio, kiedyś uda mi się uchronić cię przed śmiercią.

Peter.

W każdym kolejnym życiu zakochamy się na nowo umierając równie boleśnie co w poprzednich. 

Peter chciał oszukać przeznaczenie ratując swoją ukochaną, lecz nie wiedział, że losu nie da się zmienić. Zginął pierwszy myśląc, iż wtedy ona nie zginie przez niego. 

Gdy Valensia Valentine, jego Venetia umarła po raz kolejny nie zmieniła losu, lecz go przypieczętowała. Zabrała ze sobą do grobu tajemnice Petera, którą opisał w pamiętniku zamkniętym pod srebrnym krukiem. 


𝓢𝓦𝓑 𝓗𝓞𝓡𝓛𝓔𝓨

Twarze moich braci 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz