Rozdział 23

67 8 0
                                    

— Ona wróciła. — powiedziała blondynka podając mi szklankę wody.

Znajdowałem się w jej mieszkaniu oczekując na powrót dwójki mojego brata i Valensii, która odebrała mi wszystko, więc teraz ja zabiorę jej znacznie więcej.

— Ze Snowem? — zapytałem upijając duży łyk po czym wytarłem mokre usta rękawem swojej czerwonej bluzy.

— Wróciła sama, widzieli ją na cmentarzu. — kobieta nagle posmutniała. — Poszła odwiedzić grób Petera.

Nie rozczarowała mnie ta informacja, a wręcz zachęciła do jeszcze większej kary na Valentine. Myślała, że może wszystko zrobić i nie dostać za to konsekwencji.

— Jayden, niedawno wyszedłeś może odpocznij od tych problemów. — próbowała mnie nakłonić łapiąc moją rękę i zatrzymując mnie w miejscu.

Westchnąłem łapiąc jej drugą dłoń i patrząc w niebieskie tęczówki Suzy. Była zupełnie inna niż Valensia, różniły się wszystkim. Absolutnie wszystko było inne pomiędzy nimi. Była doskonałą, często nazbyt i to było problematyczne. Kochałem w Valensii swobodę jej poczynań, robiła co chciała, nie słuchała się nikogo, aby być wolna.

— Nie mogę, muszę pomścić brata. — potarłem jej skórę kciukami uśmiechając się przy tym. — Wrócę późno. — dodałem puszczając dziewczynę.

— Gdzie znowu idziesz? — zapytała, gdy zgarniałem swoją kurtkę z wieszaka.

— Muszę coś sprawdzić.

***

Huzlehurst znowu stało się ponure i ponownie zaczęło przypominać mi klimat tamtych dni, w których poznałem niezrozumiałą, zagubioną dziewczynkę pragnąca zemsty.

Teraz stała tu, pod jednym z większych drzew chroniąc się przed deszczem. Patrzyła na pień przykładając do niego opuszek wskazującego palca.

Nie wyglądała na smutną, a wręcz emanowała pewnością oraz nieobliczalnością. Taką ją zapamiętałem.

Na czarnym niebie zaczęły pojawiać się pioruny, a gdy tylko jeden z nich uderzył nieopodal nas niosąc za sobą huk, ona odwróciła się w moją stronę przechylając głowę. Jej błysk w oczach, który dostrzegłbym nawet z kilku mil nie dawał mi cienia wątpliwości.

— Miałaś nadzieję, że to on.  — prychnąłem patrząc nad siebie.

Krople wpadały mi do oczu, moje włosy oklapły na czoło, a ja czułem tylko zawiedzenie.

— To zawsze będzie on. — dokończyłem znowu mając na nią wzrok.

Stała tak w czarnej za dużej bluzie, niebieskich spodniach z przetarciami i z czymś w ręku co usilnie próbowała schować.

— Było strasznie nudno bez ciebie, Jayden. — uniosła nieco głos próbując przekrzyczeć deszcz. — Snow pobawimy się w berka? Lubiłam przed wami uciekać.

Uśmiechała się, ale nie szczerze. To był raczej przerażający uśmiech, który okazywała tylko podczas manii.

— Teraz jestem szybszy niż myślisz, złapie cię.

Chciałem wsadzić sobie nóż, który trzymałem w tylnej kieszeni prosto w serce, bo poruszyło się na jej widok.

— Wiesz czemu mówi się, że bociany przynoszą dzieci? — zapytała nagle podchodząc wolnym krokiem.

— Nie będę się w to bawił. — natychmiast odpowiedziałem mając dość jej gierek.

Ale ona nie była przecież taka.

— Bo, gdy nie widać bocianów za wysokimi trawami, pożerają małe porzucone przez matki zające, a zające wyjąc z bólu przypominają płacz małego dziecka. — mówiła pewnym głosem. — Chcesz być bocianem, czy zajączkiem?

— Chcę cię po prostu zabić.

Zrobiła zaskoczoną minę poszerzając uśmiech, który uwydatnił szereg jej zębów.

— Zatem bocianem, lecz ja nie płacze z bólu, nie płakałam nawet, gdy wbiłeś mi strzałę w serce.

Zniżyłem spojrzenie na jej unoszącą się klatkę piersiową. To właśnie w tym miejscu przeszyła ją strzała. Poczułem ciarki na wspomnienie tamtego dnia. Chciałem zapomnieć jak Valensia, nie pamiętać co robię podczas epizodu, tego jej zazdrościłem. Braku konsekwencji i umiaru.

— Wiesz jakie to uczucie mieć coś przy sercu? — zadała to pytanie stając tuż przede mną.

Nie odważyłem się chociażby zerknąć w jej oczy, bo wiedziałem jakie będą tego skutki.

— Miałem w nim ciebie, a to wystarczy, by czuć ból. — położyła swoją wolną rękę na moim brzuchu.

Moją uwagę przykuły dwa pierścionki, jeden, srebrny z białym diamentem, a drugi to...

— Obrączka. — sam odpowiedziałem chwytając palce brunetki i zaciskając je. — Co zrobiliście? — spytałem przez gniew zaciskając maksymalnie mocno szczękę.

— Jeszcze nie pora na moją krzywdę, Jayden.

— Ależ tak, już pora, bo jesteśmy tu sami.

Jej oczy mnie niszczyły, chciałem je wyrwać tak samo jak serce Valensii, aby już nigdy nie mogło zabić dla Petera.

— Sami? — zdziwiła się. — Przyprowadziłam za sobą kogoś, on też nie spuszcza ze mnie oczu. Widocznie wszyscy lubicie mnie obserwować.

Straciłem nagle jej dotyk i znowu jakby moim ciałem wstrząsnął niewyobrażalny mróz.

— Puść moją żonę.

— Snow.

𝓢𝓦𝓑 𝓗𝓞𝓡𝓛𝓔𝓨

Twarze moich braci 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz