— Ona wróciła. — powiedziała blondynka podając mi szklankę wody.
Znajdowałem się w jej mieszkaniu oczekując na powrót dwójki mojego brata i Valensii, która odebrała mi wszystko, więc teraz ja zabiorę jej znacznie więcej.
— Ze Snowem? — zapytałem upijając duży łyk po czym wytarłem mokre usta rękawem swojej czerwonej bluzy.
— Wróciła sama, widzieli ją na cmentarzu. — kobieta nagle posmutniała. — Poszła odwiedzić grób Petera.
Nie rozczarowała mnie ta informacja, a wręcz zachęciła do jeszcze większej kary na Valentine. Myślała, że może wszystko zrobić i nie dostać za to konsekwencji.
— Jayden, niedawno wyszedłeś może odpocznij od tych problemów. — próbowała mnie nakłonić łapiąc moją rękę i zatrzymując mnie w miejscu.
Westchnąłem łapiąc jej drugą dłoń i patrząc w niebieskie tęczówki Suzy. Była zupełnie inna niż Valensia, różniły się wszystkim. Absolutnie wszystko było inne pomiędzy nimi. Była doskonałą, często nazbyt i to było problematyczne. Kochałem w Valensii swobodę jej poczynań, robiła co chciała, nie słuchała się nikogo, aby być wolna.
— Nie mogę, muszę pomścić brata. — potarłem jej skórę kciukami uśmiechając się przy tym. — Wrócę późno. — dodałem puszczając dziewczynę.
— Gdzie znowu idziesz? — zapytała, gdy zgarniałem swoją kurtkę z wieszaka.
— Muszę coś sprawdzić.
***
Huzlehurst znowu stało się ponure i ponownie zaczęło przypominać mi klimat tamtych dni, w których poznałem niezrozumiałą, zagubioną dziewczynkę pragnąca zemsty.
Teraz stała tu, pod jednym z większych drzew chroniąc się przed deszczem. Patrzyła na pień przykładając do niego opuszek wskazującego palca.
Nie wyglądała na smutną, a wręcz emanowała pewnością oraz nieobliczalnością. Taką ją zapamiętałem.
Na czarnym niebie zaczęły pojawiać się pioruny, a gdy tylko jeden z nich uderzył nieopodal nas niosąc za sobą huk, ona odwróciła się w moją stronę przechylając głowę. Jej błysk w oczach, który dostrzegłbym nawet z kilku mil nie dawał mi cienia wątpliwości.
— Miałaś nadzieję, że to on. — prychnąłem patrząc nad siebie.
Krople wpadały mi do oczu, moje włosy oklapły na czoło, a ja czułem tylko zawiedzenie.
— To zawsze będzie on. — dokończyłem znowu mając na nią wzrok.
Stała tak w czarnej za dużej bluzie, niebieskich spodniach z przetarciami i z czymś w ręku co usilnie próbowała schować.
— Było strasznie nudno bez ciebie, Jayden. — uniosła nieco głos próbując przekrzyczeć deszcz. — Snow pobawimy się w berka? Lubiłam przed wami uciekać.
Uśmiechała się, ale nie szczerze. To był raczej przerażający uśmiech, który okazywała tylko podczas manii.
— Teraz jestem szybszy niż myślisz, złapie cię.
Chciałem wsadzić sobie nóż, który trzymałem w tylnej kieszeni prosto w serce, bo poruszyło się na jej widok.
— Wiesz czemu mówi się, że bociany przynoszą dzieci? — zapytała nagle podchodząc wolnym krokiem.
— Nie będę się w to bawił. — natychmiast odpowiedziałem mając dość jej gierek.
Ale ona nie była przecież taka.
— Bo, gdy nie widać bocianów za wysokimi trawami, pożerają małe porzucone przez matki zające, a zające wyjąc z bólu przypominają płacz małego dziecka. — mówiła pewnym głosem. — Chcesz być bocianem, czy zajączkiem?
— Chcę cię po prostu zabić.
Zrobiła zaskoczoną minę poszerzając uśmiech, który uwydatnił szereg jej zębów.
— Zatem bocianem, lecz ja nie płacze z bólu, nie płakałam nawet, gdy wbiłeś mi strzałę w serce.
Zniżyłem spojrzenie na jej unoszącą się klatkę piersiową. To właśnie w tym miejscu przeszyła ją strzała. Poczułem ciarki na wspomnienie tamtego dnia. Chciałem zapomnieć jak Valensia, nie pamiętać co robię podczas epizodu, tego jej zazdrościłem. Braku konsekwencji i umiaru.
— Wiesz jakie to uczucie mieć coś przy sercu? — zadała to pytanie stając tuż przede mną.
Nie odważyłem się chociażby zerknąć w jej oczy, bo wiedziałem jakie będą tego skutki.
— Miałem w nim ciebie, a to wystarczy, by czuć ból. — położyła swoją wolną rękę na moim brzuchu.
Moją uwagę przykuły dwa pierścionki, jeden, srebrny z białym diamentem, a drugi to...
— Obrączka. — sam odpowiedziałem chwytając palce brunetki i zaciskając je. — Co zrobiliście? — spytałem przez gniew zaciskając maksymalnie mocno szczękę.
— Jeszcze nie pora na moją krzywdę, Jayden.
— Ależ tak, już pora, bo jesteśmy tu sami.
Jej oczy mnie niszczyły, chciałem je wyrwać tak samo jak serce Valensii, aby już nigdy nie mogło zabić dla Petera.
— Sami? — zdziwiła się. — Przyprowadziłam za sobą kogoś, on też nie spuszcza ze mnie oczu. Widocznie wszyscy lubicie mnie obserwować.
Straciłem nagle jej dotyk i znowu jakby moim ciałem wstrząsnął niewyobrażalny mróz.
— Puść moją żonę.
— Snow.
𝓢𝓦𝓑 𝓗𝓞𝓡𝓛𝓔𝓨
CZYTASZ
Twarze moich braci 18+
RomanceIch twarze należały tylko do mnie. Każda z nich kryła inną tajemnice.