Rozdział 13

97 8 1
                                    

— Zauważyłem coś ciekawego w tobie. — karuzela wystartowała w górę, a wraz z nią ja i jeszcze jedna osoba w tym wagonie, na której głos poczułam dreszcze. — Zachowujesz się przy Jaydenie jak dziecko, śmiejesz się, zapominasz o przeszłości, a gdy tylko on znika nagle powraca straszna Valensia. — obróciłam się za siebie widząc Snowa, który miał na sobie płaszcz z kapturem.

Ubrany był tak jak wcześniej w domu, czarna skórzana kurtka, a do tego zauważyłam także łańcuszek ze srebrnym krukiem.

— Miejmy to za sobą. — zamknęłam oczy czując za sobą pustkę, w którą zapragnęłam spaść.

Liczyłam, że szybko skończy moje cierpienie zabijając mnie na miejscu, lecz nie zrobił tego teraz.

Zatrzymaliśmy się przez co mocniej nami wstrząsnęło. Złapałam się poręczy o mało nie lecąc wprost w barierkę oddzielającą mnie od upadku w dół. Plac wydawał się taki mały, kiedy patrzyłam na panikujących na nim ludzi.

Snow złapał mnie za talię przykładając pistolet do mojej głowy podczas, gdy oboje utknęliśmy na diabelskim młynie.

— Już nie jesteś taka odważna bez broni? — zapytał kpiąco dociskając mnie jeszcze mocniej do siebie, gdyby tylko mnie puścił poleciałabym wprost na środek krzyczącego tłumu.

Czułam jego oddech, podczas unoszenia się jego klatki piersiowej. Chwyciłam mocno metalową rurkę wychylając się wprzód i dojrzałam na ziemi Jaydena patrzącego wprost na mnie.

— Ty również się boisz. — stwierdziłam patrząc teraz na moje palce, które od zimna zrobiły się czerwone, a czarne paznokcie jeszcze bardziej to podkreślały.

— Valens! — z dołu słyszeliśmy krzyki chłopaka, który popełnił błąd wyjmując broń w miejscu publicznym.

Działał pochopnie nie myśląc nad konsekwencjami ani tym co z nim będzie później jeśli złapie go policja.

Wagonik przechylił się lekko w prawo, a ja byłam zmuszona złapać się skórzanej kurtki Snowa stając do niego przodem.

Odetchnęłam ciężko rozchylając swoje wargi, by móc swobodnie przez nie oddychać. Moje włosy falowały na wietrze, który co jakiś czas mocniej nami machał.

Snow przyglądał mi się, czułam to. Jakby jego wzrok analizował każdy najmniejszy szczegół na mojej twarzy.

— Wiesz, dlaczego ci tak pobłaża? — zasugerował swojego brata. — Bo masz śliczną buźkę i nic więcej.

Zaśmiałam się puszczając go jednocześnie, lecz on mnie nie. Jego dłoń przytrzymywała mnie w talii, a druga mierzyła pistoletem.

— Sądzisz, że mam śliczną twarz? — roześmiałam się tak samo jak on za każdym razem, przerażająco oraz szczerze. — Już cię to nie bawi? — położyłam mu dłoń na piersi.

— Przestań to robić, ja nie jestem jak Peter czy Jayden. — odezwał się stanowczo. — Chcę znać prawdę, a potem cię za to zabić.

Nie wiedziałam, gdzie ma oczy lecz czułam jak wypalają we mnie dziurę. Sądził, że może bezkarnie na mnie patrzeć.

— Nawet jeśli to wszystko nie było moją winą? — powędrowałam wzrokiem w to miejsce, w którym miał oczy.

— To tylko twoja wina, to twoje ręce dziewczynko go zepchnęły.

Snow złapał mnie boleśnie za szyję, a ja od razu opadłam plecami na barierkę, która zatrzęsła się od mojego nacisku na nią.

Wszędzie była krew, która wylewała się z czaszki mojego chłopaka.

— A twoje mnie dotykają. — dodałam zbliżając swoją twarz bliżej jego.

Zwiększył swój zacisk palców na moim gardle, wtedy zaczęłam krwawić. Jego paznokcie zatopiły się w mojej skórze, a krew spłynęła po dekolcie zatrzymując się na sukience i wsiąkając w nią.

— Kiedy zjedziemy na dół nie będę już żyła, prawda? — spytałam.

Miałam nie żyć już dawno temu, lecz ciągle udawało mi się przetrwać. Więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej?

— Masz rację, jestem inna przy Jaydenie i to, nie dlatego że przypomina Petera, ale na to pytanie poznacie odpowiedź już niedługo. — uśmiechnęłam się szerzej biorąc w palce jego naszyjnik. — Kruku. — wypowiedziałam ciszej.

—Podziwiam cię i ile siły masz w sobie, ale to czas abyś się bała.

— Przestań, bo jeszcze uwierzę, że jesteś dobry.

— Valens! — dobiegł nas kolejny krzyk po czym ruszyliśmy z miejsca.

Krew zdążyła zaschnąć na mnie, ale on dociskał mnie dalej powodując, że spływała po niej nowa.

— Złamiesz mu serce zabijając mnie. — powiedziałam przy jego ustach, które owiewały mnie miętowym oddechem.

— Da się żyć ze złamanym jak widać.

Jedno pełne okrążenie trwało dziesięć minut, a więc jeszcze połowę tego czasu mogłam czuć ból jaki mi zadawał prawie mnie rozszarpując.

— Dojeżdżamy. — wychrypiał odsuwając broń od mojej głowy i chowając ją za pelerynę.

Zamrugałam mocno marszcząc z całych sił brwi. Obraz zaczął mi się zamazywać, a ja zaczęłam dostrzegać rysy Snowa.

— Jak wygląda twoja twarz? 

— Co się dzieje? — zadał sobie to pytanie, gdy złapałam jego twarz w swoje ręce zaczynając ją oglądać.

Chciałam go pocałować przybliżając się znacząco, ale on odsunął głowę dziwiąc się.

Uświadomiłam sobie, że moje dłonie na jego twarzy zaczęły przybierać różne kolory, a później nie potrafiłam normalnie ich policzyć.

— Jak myślisz kto ma nad nami kontrolę? — szepnęłam.

Ale Snow zamiast odpowiedzieć ogłuszył mnie pistoletem waląc nim o moją głowę, a ja przestałam czuć grunt pod nogami lecąc wprost w jego ramiona.

 Kruk...

Jego wisiorek kołysał się przed moimi oczami, a ja usłyszałam piosenkę, która była jak kołysanka z dzieciństwa:

Czy widzisz moją twarz? Czy tak dobrze ją widzisz?

W lesie, gdzie nie widać twarzy czarny kruk na drzewie siedzi martwy. Kruk czarne pióra ma i kruka trzeba zniszczyć nim on wyniszczy nas.

Czy widzisz moją twarz? Czy już nie jest rozmazana? 

Twarze, których nie widać...

— Zniszczą mnie. — dodałam usypiając.

𝓢𝓦𝓑 𝓗𝓞𝓡𝓛𝓔𝓨


Twarze moich braci 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz