Rozdział 14

16 2 0
                                    

Dany chodziła po dziwnie opustoszałym ośrodku Callahan Resort. Wszędzie zalegał kurz i nie widziała wokół żywej duszy. Każdy jej krok wzbijał tumany kurzu, osiadła warstwa unosiła się, po czym ponownie opadała na posadzkę.

Różowowłosa z coraz większym niepokojem spacerowała po korytarzach, które były skąpane w mroku. Co któraś lampa z kolei nie świeciła, a za oknami nie widziała niczego poza aksamitną ciemnością. Niektóre lampy migały się w ten upiorny sposób, który od razu przywodził na myśl horrory. Tylko czekać aż z ciemności coś na nią wyskoczy i ją zaatakuje, zje lub zadźga... Chyba za dużo strasznych filmów naoglądała się w swoim życiu, bo pod tym względem jej wyobraźnia potrafiła być niezwykle kreatywna.

W końcu dotarła na dół schodów, chociaż potykała się po drodze. Światło nad schodami oczywiście nie działało... Kilka razy była przekonana, że sturla się na sam dół i skręci sobie kark, ale, o dziwo, tak się nie stało. Zobaczyła Owena, więc natychmiast do niego podeszła. Ogarnęła ją ulga.

- Owen, tak się cieszę, że cię widzę! Nikogo tutaj nie ma! Co się stało?!- spytała, dotykając lekko ramienia blondyna. Ten był odwrócony do niej tyłem, ale nie miała najmniejszych wątpliwości, że to był on. To musiał być on.

Radość ze znalezienia kogoś znajomego opuściła ją w momencie, gdy Owen obrócił się w jej kierunku. Tak, to był on. Tyle że jego lewa strona twarzy to była jedna wielka krwawa miazga. Nie miał oka, a reszta była mieszanką krwi, mięsa i kości... Widok był na tyle przerażający, że cofnęła się, zakrywając usta dłonią. Starała się nie zwymiotować. Po policzkach popłynęły jej łzy. Chciała zapytać kto mu to zrobił.

Nagle zobaczyła Maię i Matteo. Stali na drugim końcu pomieszczania. Stone minęła Owena, jednocześnie przepraszając go, że nic nie może dla niego zrobić, po czym ruszyła w kierunku rodzeństwa Callahan. Dojście do nich wcale nie było takie proste. Całe pomieszczenie spowijały pajęczyny i ona musiała się przez nie przedrzeć, mimo że nienawidziła pająków. Cały czas miała wrażenie, że coś po niej chodziło, ale w końcu dotarła do końca.

- Widzieliście Owena? On...- Dany nawet nie potrafiła opisać tego brakującego, wyrwanego kawałka z jego... Twarzy. Z ulgą zauważyła, że Maia i Matteo byli cali i zdrowi. Nikt ani nic ich nie zaatakowało, z czego bardzo się cieszyła.

- On tutaj jest- oznajmiła Maia spokojnie, spoglądając na nią chłodno. Różowowłosa nie rozumiała, o co jej chodziło. Mówiła o Owenie?

- Kto? Owena widziałam gdzieś tam- odparła, wskazując pajęczyny za sobą. Dziwne, pomyślała. Przecież dopiero co tędy przeszła, a one już pojawiły się z powrotem. W ogóle nie wyglądały tak jakby przed chwilą ktoś się przez nie przedzierał.

- Jak możesz mi to robić, Dany? Miałam cię za przyjaciółkę- kontynuowała Maia, ignorując jej pytanie. Jej głos brzmiał ozięble, wręcz emanował z niego chłód, co było tak niepodobne do brunetki. Różowowłosa odczuła jej słowa jakby ktoś uderzył ją w głowę. Zatoczyła się do tyłu.

- Ale... O czym ty mówisz, Maia? Przecież go odepchnęłam... Nic się nie wydarzyło- powiedziała Stone, próbując zrozumieć co się działo. Przecież Maia nie wiedziała o tamtym pocałunku, do którego nie doszło. Skąd miałaby o tym wiedzieć?

- No błagam. Nawet ja widzę, że coś się między wami dzieje. Jak mogłaś mi to zrobić?! W CR grasuje morderca kanibal, a ty romansujesz z moim bratem?!

Tym razem głos Maii brzmiał bardziej wrogo, wręcz ociekał wściekłością i wyrzutami. Różowowłosa chciała coś powiedzieć, ale z jej ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Złapała się za gardło i wtedy poczuła pod palcami jakąś lepką ciepłą ciecz. Odsunęła dłoń od szyi i spojrzała na nią. Była cała we krwi. Obróciła się do tyłu i zobaczyła czarną sylwetkę z ogromnym zakrwawionym tasakiem w dłoni. To tym zrobił jej krzywdę?! Kiedy?! Zakrwawiona dłoń zaczęła jej drżeć ze zdenerwowania.

Smakosz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz