Epilog

22 2 0
                                    

Dany czuła jakby kręciło jej się w głowie. Jeszcze dobrze nie zdążyła otworzyć oczu, a już miała wrażenie jakby była na wielkim rollercoasterze. Nawet łóżko pod nią wydawało się ruchome. Powoli do jej świadomości zaczęły przedzierać się dźwięki. Na początku były jedynie niewyraźnym szumem. Dopiero po chwili zrozumiała, że to głosy. W dodatku znajome.

- Cerber sobie poszedł. Mamy chwilę, ale nie za długą. Może wypadałoby...- zaczął Owen, ale urwał, widząc iż otworzyła oczy. Zalała ją fala światła, która spowodowała niemal fizyczny ból. Czy tak właśnie czuły się wampiry na słońcu? Jeśli tak, to mocno im współczuła. Dlaczego było tak jasno? Gdzie ona się w ogóle znajdowała?

- Cerber?- powtórzyła zdziwiona różowowłosa.- W niebie są cerbery? Naprawdę tutaj jest tak biało? Myślałam, że to bzdury...

Nie zdążyła dokończyć zdania, bo Maia zamknęła ją w szczelnym uścisku. Dany przez chwilę obawiała się czy przypadkiem jej nie udusi, ale wtedy brunetka zwolniła uścisk.

- Tak się cieszę, że żyjesz. Nie wyobrażasz sobie jak mocno nas wystraszyłaś- oznajmiła brunetka.- Nigdy więcej tego nie rób.

Stone zauważyła, że wokół jej łóżka zebrali się: Maia, Owen, Brian, którego błyskawicznie rozpoznała, mimo że oficjalnie się nie poznali. Widziała go na scenie, a poza tym Owen tyle o nim mówił, że już z samego opisu mogłaby się domyśleć, iż to on. Z tyłu przy drzwiach stał Matteo. Na widok bruneta i jego zniewalającego uśmiech serce jej szybciej zabiło. Gdziekolwiek była, już lubiła to miejsce.

- Postaram się- obiecała Dany, uśmiechając się mimowolnie.- Nigdy więcej nie dam się porwać seryjnemu mordercy... Za wcześnie na żarty?

Zauważyła, że Maia trochę oklapła. Przecież tylko żartowała. Może jednak to nie był odpowiedni moment?

- Jeśli tylko ty nie masz z tym problemu, to nie- wtrącił się Owen radośnie.- Nie jesteś w niebie tylko w szpitalu, a cerber to pewna starsza pielęgniarka. Bardzo pilnowała, żeby dać ci odpocząć i chyba nie muszę wspominać, że nie wpuszczają na raz tyle osób do sal. Musieliśmy się trochę... Postarać, aby cię odwiedzić w takim składzie. Było warto, bo aż się obudziłaś. Nasza obecność czyni cuda.

Dany zaśmiała się. Faktycznie sporo osób jak na salę szpitalną. Oczami wyobraźni widziała jak blondyn z przejęciem wydaje rozkazy, przygotowując misterny plan odwrócenia uwagi cerbera.

- Cześć, cieszę się, że się obudziłaś. Nie zdążyliśmy się oficjalnie poznać, ale Owen nalegał, żebym cię z nim odwiedził. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Jestem Brian- odezwał się do tej pory milczący Brian, który z zakłopotaniem przeczesał ręką włosy.

- Jasne, że nie. Miło cię w końcu poznać. Owen sporo o tobie opowiadał.

Brian rzeczywiście był przystojny. Niewysoki jak na faceta, bo od niej nieznacznie wyższy. Tak przynajmniej jej się wydawało na oko. Jasno brązowe, wręcz orzechowe włosy i lekki zarost. Do tego miał typową sylwetkę tancerza. Był szczupły, ale widziała go na pokazie jedynie w czarnej kamizelce odsłaniającej tors. Ładnie zarysowane mięśnie, ale nie w stylu kulturysty. Nie żeby się jakoś szczególnie przyglądała. Brian wyglądał dobrze, ale ktoś inny był dużo bardziej w jej typie.

- O tobie też. Chwalił twoje włosy między innymi. Aż zacząłem się martwić, że postanowi również przefarbować się na ten kolor... Ale tobie w nim do twarzy. Pasuje ci.

- Jak śmiesz?- rzucił blondyn, udając jakby Brian właśnie uraził jego dumę.- Nie rozmawiam z tobą więcej. Jak możesz sugerować, że nie mogę przefarbować się na ten zajebisty kolor? Aż podsunąłeś mi pomysł.

Smakosz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz