🐺3🐺

2.7K 241 13
                                    

Carter

- A co z tobą, Carter?

Zaskoczony spojrzałem na Willa, który przewodził niewielkiemu klanowi na północnym wschodzie. Nie wiedziałem o co pyta, bo przyznam szczerze, tak mnie pochłonęły myśli o Benie, że wyłączyłem się z dyskusji.

- A mianowicie? – zapytałem twardym głosem.

Will nerwowym ruchem sięgnął do kołnierzyka koszuli, szarpiąc za węzeł krawata, jakby nagle miał problem z oddychaniem. Kręcił się na krześle ani na chwilę nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. Szanowałem go za to, bo nieliczni wytrzymywali mój zimny wzrok alfy.

- Nie miej za złe tego co powiem, ale znam cię od wielu lat. Byłem świadkiem, jak jednoczyłeś zwaśnione klany, jak wprowadzałeś jednolite prawa. Dzięki tobie nasze rodziny żyją w spokoju i dobrobycie.

- Do czego zmierzasz, Will?

- Powinieneś postarać się o następcę – wyrzucił z siebie jednym tchem.

Ożesz kurwa jebana mać! W głowie usłyszałem idiotyczny rechot Jay'a i miałem ochotę trzasnąć głąba na odlew. Aby zyskać na czasie, oparłem się o wysokie oparcie krzesła próbując zebrać myśli.

O co mu, do chuja, chodzi? Jako lider całkowicie pochwalałem zawieranie sojuszy poprzez małżeństwa, tym bardziej, że od lat coraz mniej szczeniąt przychodziło na świat. Teraz młodzi częściej wybierali karierę zawodową, decydując się na związek po osiągnieciu pewnego statusu materialnego. Jak normalni ludzie. Jednak najważniejszym czynnikiem w malejącej populacji naszego gatunku było to, że czekali na swojego prawdziwego partnera. Związki małżeńskie, jakie zawierali były dokładnie jak u ludzi. Niejednokrotnie rozstawali się po kilku latach, wciąż szukając tej jedynej dla nich osoby. Partnera, który został stworzony tylko dla nich. Posiadający drugi, pasujący tylko do niego, fragment duszy.

Prawo mojego przodka zabraniało związków z ludźmi albo z osobnikami z innych gatunków. Mój ojciec ożenił się, tak jak nakazywała tradycja, wybierając na towarzyszkę czystej krwi wilczycę. Bardziej jednak interesowały go jej pieniądze i umacnianie władzy, niż kobieta, z którą postanowił dzielić życie. Nie byli szczęśliwym małżeństwem. Nie byli prawdziwymi partnerami, tak więc nic dziwnego, że po kilku latach przestali się nawet do siebie odzywać. Moja matka zmarła, gdy byłem jeszcze szczeniakiem. Niewiele pamiętam, ale nie życzyłbym takiego związku nawet najgorszemu wrogowi. Po kilku latach, zmęczony samotnym życiem, bez szansy na spotkanie swojej prawdziwej partnerki, ojciec poślubił młodą wilczycę. I cholerny pech chciał, że spłodził kolejnego syna, który był tylko jednym wielkim zaćpanym kłopotem.

Nie miałem zamiaru, a przynajmniej nie przez następnych dziesięć lat, brać na siebie odpowiedzialności w postaci niechcianej żony, która popłakiwałaby po kątach, przeklinając zmarnowane życie. Nawet, gdybym nigdy nie doczekał się potomka, miałem komu zostawić spuściznę moich przodków. Może to właśnie powinienem zrobić, żeby odwrócić przekleństwo?

- Wszyscy patrzą na to co robisz, szczególnie młodzi. Jesteś dla nich wzorem. Jak sam zapewne wiesz, coraz rzadziej decydują się na związki i posiadanie dzieci. Jak już do tego dochodzi, to mają zaledwie jedno, góra dwa szczenięta i to w wieku, w którym o większej ilości dzieci nie mają już co marzyć.

- Uważasz, że jeżeli zdecyduję się na związek i sprawię sobie gromadkę szczeniąt, wszyscy pójdą za mną? – zakpiłem.

No chyba sobie, kurwa, żartuje! Co to niby ma być? Kim ja jestem? Pieprzonym królem królików? Mam się kopulować i co rok radośnie obwieszczać narodziny kolejnego dziecka?

- Nie, nie... Chodzi mi o to, że gdybyś wybrał którąś z naszych młodych kobiet, pozostałe nie czekałyby tak długo z wyborem partnera.

Szlag! Tego się nie spodziewałem.

StormyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz